Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Platforma skroiła budżet na trudne czasy

Treść

Jeśli założeń do przyszłorocznego budżetu nie zweryfikuje rząd, to zrobi to rzeczywistość. Spowolnienie gospodarcze wynikające między innymi z kryzysu na rynkach finansowych spowoduje, że wzrost gospodarczy nie będzie tak wysoki, jak to przewidywano jeszcze parę miesięcy temu. Oparcie budżetu na zbyt optymistycznej prognozie wzrostu gospodarczego może skutkować niemożnością zrealizowania zaplanowanych dochodów, a w konsekwencji nawet drastycznymi cięciami wydatków budżetowych. Poprawienia budżetu i dostosowania założeń do nowej rzeczywistości domaga się od rządu opozycja, która tradycyjnie na budżetowych propozycjach rządzących nie zostawia suchej nitki. Rządzący z kolei, nie chcąc nic robić pod dyktando opozycji, "urzędowo" zachwalają budżet, lecz między wierszami wcale nie wykluczają skorygowania jego założeń. W sytuacji gdy wirus amerykańskiego kryzysu finansowego infekuje kolejne gospodarki i wdarł się już do Europy, wydawać by się mogło, że rządzący z większą uwagą pochylą się nad nową sytuacją gospodarczą, w której będzie realizowany przyszłoroczny budżet. Rząd zdaje się ciągle robić dobrą minę do złej gry. - Polska gospodarka jest w dobrej kondycji, w tej chwili nie ma przesłanek do obniżenia prognoz wzrostu gospodarczego w 2009 r. - oceniał podczas debaty budżetowej w Sejmie minister finansów Jacek Rostowski. Już nie przekonywał, że nie musimy obawiać się kryzysu, przyznając, że będzie on miał jakiś wpływ na naszą gospodarkę. Na tym jednak się kończy, bo wniosków z tego rząd zdaje się nie wyciągać żadnych. - W zależności od wpływu obecnych zawirowań na rynkach światowych na wzrost gospodarczy u naszych sąsiadów może się okazać, że rząd będzie musiał obniżyć prognozy wzrostu gospodarczego, a tym samym zrewidować wskaźniki dochodów i wydatków budżetu na 2009 rok. Wiele zależy od tego, jak sprawnie nasi partnerzy w Europie rozwiążą swoje problemy. Po ostatnim posiedzeniu Rady ECOFIN [Rada Ministrów Gospodarki i Finansów - przyp. red.] jestem umiarkowanym optymistą. Wobec tego obecnie nie ma przesłanek do zmiany prognoz makroekonomicznych w projekcie ustawy budżetowej - tłumaczył Rostowski. Natomiast opozycja zgodnie domaga się od rządu urealnienia założeń do przyszłorocznego budżetu państwa i w słowach nie przebiera. - Ten budżet to oszustwo budowane na fałszywych założeniach. Budżet, nad którym dzisiaj debatujemy, może jutro okazać się domkiem z kart i rozlecieć w drobny pył - mówił przewodniczący SLD Grzegorz Napieralski. Zdaniem wiceprezes PiS Aleksandry Natalli-Świat, rząd powinien jak najszybciej wyciągnąć wnioski z aktualnej sytuacji gospodarczej i skorygować założenia do budżetu. - Proponujemy, aby bardzo poważnie zastanowić się nad projektem budżetowym na 2009 rok. Kryzys na światowych rynkach i spowolnienie gospodarcze będzie miało negatywny wpływ na polską gospodarkę. Trzeba się zastanowić, czy przyjęte kilka miesięcy temu założenia są realistyczne - uważa Natalli-Świat. Jej zdaniem, rząd powinien przede wszystkim zmienić priorytety. Dlatego, aby zapewnić większe bezpieczeństwo realizacji budżetu, a nie "na siłę redukować deficyt budżetowy, żeby tylko zrealizować polityczny priorytet, jakim jest szybkie wejście Polski do strefy euro". Zdaniem Natalli-Świat, priorytetem dla rządu powinno być utrzymanie tempa wzrostu gospodarczego. Po atakach opozycji budżet wziął w obronę przewodniczący klubu PO Zbigniew Chlebowski. - Trzeba mieć dużo złej woli, aby tak krytycznie odnosić się do tego projektu - uważa Chlebowski. Według szefa klubu Platformy, jest to "dobrze przygotowany budżet" i "budżet na trudne czasy". Chlebowski podkreślał, że rząd w znacznym stopniu zahamował wzrost wydatków publicznych oraz wyraźnie podniósł nakłady np. na budowę dróg: z 15 mld zł w tym roku do 31 mld złotych. Chlebowski zapowiedział również, że Platforma zrealizuje obietnice obniżenia podatków, w wyniku czego w kieszeniach Polaków zostanie więcej pieniędzy. Tym, iż koalicja rządząca obniża podatki, chwalił się również minister Rostowski. Od przyszłego roku obowiązywać będą bowiem dwie stawki PIT: 18 i 32 proc. z wysokim progiem podatkowym. Jednak aby tak obniżyć podatki, ekipa Donalda Tuska nie musiała nawet kiwnąć palcem. To obniżenie podatków przyjął bowiem jeszcze poprzedni rząd, a ustawę o wprowadzeniu dwóch stawek podatkowych od 2009 r. uchwalił parlament poprzedniej kadencji. Deficyt pokryty prywatyzacją Rząd zakłada, że dochody budżetu państwa wyniosą w przyszłym roku 303,5 mld zł, a wydatki 321,7 mld złotych. Inflacja miałaby wynieść 2,9 proc., a produkt krajowy brutto wzrosnąć o 4,8 procent. To głównie prognozowany wzrost gospodarczy budził największe wątpliwości opozycji krytykującej założenia do budżetu. Wątpliwości podparte były prognozami ekonomistów, którzy polskiej gospodarce przewidują na przyszły rok wzrost PKB rzędu 3,5-4 procent. Były wiceminister finansów w rządzie Donalda Tuska Stanisław Gomułka, wypowiadając się w kontekście rozprzestrzeniającego się po świecie kryzysu gospodarczego, stwierdził nawet, że "założenia naszego budżetu na 2009 r. są mocno nierealistyczne". 4,8-procentową prognozę wzrostu gospodarczego już raz rząd skorygował w dół. Rząd zakłada wyraźne ograniczenie deficytu budżetowego i pozyskanie olbrzymich środków z prywatyzacji. W przyszłym roku deficyt budżetowy zaplanowano na 18,2 mld zł - przy planach w tegorocznym budżecie na 27 mld zł (faktycznie deficyt może wynieść w tym roku 22,9 mld). Wpływy z prywatyzacji wynieść mają 12 mld złotych. To jednak wydaje się wątpliwe przede wszystkim z uwagi na pogarszającą się koniunkturę gospodarczą i giełdową. W konsekwencji trudno będzie uzyskać za państwowe firmy dobrą cenę. Rząd zakłada, że z tych 12 mld z prywatyzacji trafi do budżetu 6,76 mld złotych. Reszta trafić miałaby natomiast m.in. na Fundusz Restrukturyzacji Przedsiębiorców, a także na tworzenie rezerwy na zaspokojenie roszczeń byłych właścicieli mienia przejętego przez Skarb Państwa. Wśród priorytetów rządu minister Rostowski wymienił wczoraj m.in.: ograniczenie długu publicznego, co ma pozwolić na obniżenie kosztów obsługi długu, a także przyjęcie przez Polskę euro. Rostowski poinformował, że w połowie 2011 r. wystąpimy do Komisji Europejskiej o potwierdzenie naszej gotowości do przyjęcia euro i ustalenia ostatecznego kursu przeliczenia złotego na euro, a od 1 stycznia 2012 r. nastąpi formalne przyjęcie przez Polskę wspólnej waluty. Artur Kowalski "Nasz Dziennik" 2008-10-10

Autor: wa