Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Placet na drugi krzyżyk

Treść

Z dr. Mirosławem Borutą, socjologiem z Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, rozmawia Marcin Austyn

Wybory samorządowe upłynęły nam pod znakiem kompromitacji Państwowej Komisji Wyborczej.

– Z całą pewnością podstawą demokracji są uczciwe wybory, a widocznymi wskaźnikami uczciwości są nasze głosy, zliczone dokładnie i szybko. Każde zachwianie tego procesu prowadzi do powstawania wątpliwości. W tym wypadku spodziewany termin ogłoszenia wyników rozszedł się z terminem realnym tak bardzo, że odwołanie składu PKW to właściwie najmniej odczuwalna społecznie konsekwencja tego stanu rzeczy. Ale pamiętajmy, że socjologowie interesują się o wiele częściej tym, co jest pod powierzchnią zjawisk społecznych, np. konsekwencją przekazu instrukcji wyborczej do obywateli, który w tym przypadku był oczywistym przekłamaniem. Jeden głos (jeden krzyżyk) na jednej karcie, a wśród tych kart – karta złożona z kilku kart. To już jest błąd kardynalny, wypaczający wynik wyborów na ogromną skalę. Tutaj uczciwość wyborów zanegowano, niejako urzędowo, w sposób fundamentalny.

Przez ostatnie dwa tygodnie zgłaszane były liczne nieprawidłowości, do jakich miało dochodzić w komisjach. Sądzi Pan, że i w przeszłości były one normą, tylko nikt tego nie zauważał?

– Zauważano to, a najlepszym przykładem z 2010 roku było słynne „zatrzymanie się” ilości głosów nieważnych na granicy województwa mazowieckiego. I co? Otóż właśnie nic. A skoro nic, to kto przekona członka komisji, by nie postawił drugiego krzyżyka i nie unieważnił głosu na konkurencję? Od lat szerzone jest w lewackich mediach przekonanie, że złodziejem nie jest ten, kto ukradł, ale ten, kogo złapano. Konsekwencje takiego przekazu są dzisiaj aż zbyt widoczne. „Uczciwości” do garnka nie włożę, „uczciwością” dzieci nie wykarmię – myśli ten i ów. I mając możliwości, korzysta z nich na potęgę. Tam, gdzie nie ma podstaw moralnych, tam nie ma także demokracji. To, co możemy zrobić, to zapobiec takim praktykom poprzez zmianę ordynacji wyborczej, jej radykalną reformę.

W 2015 r. odbędą się wybory prezydenckie i parlamentarne. Jak tegoroczne problemy mogą wpłynąć na postawę wyborców? Czeka nas mobilizacja czy raczej spotęgowanie zniechęcenia?

– Czekają nas obie te postawy. Już teraz, podczas drugiej tury wyborów, wiele osób zastanawiało się, czy pójść głosować, skoro i tak wyniki ogłoszone mogą nie być zbieżne z prawdziwymi. Po co brać udział w kłamstwie? To obraz wielkiej krzywdy, jaką wyrządzają państwu i społeczeństwu właśnie ci niekompetentni, nieuczciwi, mniej lub bardziej świadomi manipulatorzy. Chciałbym jednak zaproponować przyjęcie postawy maksymalnie aktywnej. Mówiąc szczerze, podsuwam ją zawsze i wszędzie. Jeśli nie chcemy przeżywać kolejnych upokorzeń, zmobilizujmy się w tym 2015 r. już na serio. Niech w każdej komisji staną plastikowe, przezroczyste urny, niech każda z kart wyborczych ma formę jednej karty, niech każdy członek komisji liczącej głosy odłoży wszystko, co ma przy sobie do pisania, niech wszędzie nad stołami do liczenia głosów stanie kamera, niech w każdej komisji będzie obowiązkowo, jako wynik poprawionej ordynacji, mąż zaufania (a nawet więcej niż jeden), i tu uwaga – spoza ugrupowania lub społeczności lokalnej, z której składa się komisja. Uczciwie liczący głosy nie sprzeciwią się takim rozwiązaniom.

Sposób przeprowadzenia wyborów samorządowych stał się kolejnym elementem mocnego sporu politycznego. Jakie ma to przełożenie na podziały społeczne?

– Nie ma nic złego w podziałach i sporach politycznych, ale wreszcie trzeba znaleźć takie mechanizmy, by spierać się o kwestie najważniejsze. Nie uciekam od odpowiedzi, ale czy żyje się nam dostatnio, czy mamy sensowną pracę, czy nasze dzieci mają zapewnioną w Polsce przyszłość? To są pola do najważniejszego sporu. Inne są sporami zastępczymi. Pamiętajmy o tym.

W wielu miastach, gdzie doszło do drugiej tury wyborów, o władzę trzeba było walczyć z urzędującym od lat prezydentem. Takie długoletnie rządy to efekt przyzwyczajenia, dobrego zarządzania czy może obawy przed zmianami?

– Czynników jest wiele, a zwykle myślimy tak: dotychczasowy wójt, burmistrz, prezydent jest w swoich osiągnięciach i błędach przewidywalny, ten nowy – a kto go tam wie? A jego ludzie… Dobrze, jeśli pretendent jest młodszy, prężniejszy, ma jakąś wizję i zna problemy naszej miejscowości, wie, co poprawić i za co, a jeśli jest lepszy, oddajmy mu władzę. Lecz jeśli nas nie przekonuje, to dotychczasowy włodarz ma zawsze tę przewagę „zapoznanego”. Pamiętajmy, że podsumowujemy jakiś okres i wiemy, co się przez ten czas wydarzyło. To daje nam możliwości przewidywania. Z całą pewnością tam, gdzie poziom naszego życia się pogorszył lub nawet jeśli nie widać zmian na lepsze, należy sięgać po nowych ludzi.

Dziękuję za rozmowę.

Marcin Austyn
Nasz Dziennik, 1 grudnia 2014

Autor: mj