Przejdź do treści
Przejdź do stopki

PKO BP - narodziny nowej afery?

Treść

Pobór dywidendy z PKO BP przez Skarb Państwa i nowa emisji akcji spowodują, że spadnie wartość akcji, skurczy się akcja kredytowa dla polskich przedsiębiorstw, a Skarb Państwa utraci kontrolę nad ostatnim, największym polskim bankiem. Zarząd PKO BP wybrał na doradcę inwestycyjnego JP Morgan. Zdaniem ekspertów, sprawa coraz mocniej przypomina aferę PZU.
Komisja Nadzoru Finansowego, Narodowy Bank Polski, a nawet koalicyjne PSL są zdecydowanie przeciwne planom rządu Donalda Tuska zasilenia budżetu dywidendą z PKO BP z ubiegłorocznego zysku. Jak poinformował w poniedziałek zarząd PKO BP, bank zamierza wypłacić akcjonariuszom dywidendę z zysku za ubiegły rok w kwocie 2,88 zł za akcję, co oznacza, że do akcjonariuszy trafi praktycznie cały ubiegłoroczny zysk sięgający 2,88 mld zł. Większościowym akcjonariuszem PKO BP (51,24 proc.) jest Skarb Państwa. Walne Zgromadzenie, na którym ma zapaść decyzja, powinno odbyć się przed końcem czerwca. Jednocześnie zarząd banku poinformował o planach podniesienia kapitału PKO BP poprzez emisję akcji o wartości 5 mld zł z prawem poboru przez dotychczasowych akcjonariuszy. Po ogłoszeniu tych planów akcje banku poszybowały w dół, tracąc ponad 9 proc. w ciągu dwóch dni, po czym jednak wróciły do poprzedniego poziomu. W kraju zaś rozpętała się prawdziwa burza.
Zły przykład
Według NBP, wypłata dywidendy obniży współczynnik wypłacalności PKO BP z obecnych 11,6 proc. do około 9 proc., a więc do poziomu bliskiego minimum ustawowemu, które wynosi 8 procent. Tymczasem z uwagi na kryzys gospodarczy i rosnącą liczbę niespłacanych kredytów Komisja Nadzoru Finansowego rekomenduje utrzymanie współczynnika wypłacalności na bezpieczniejszym poziomie, tj. w granicach 10 procent. W tym celu zaleciła wszystkim bankom niewypłacanie dywidendy z zysku na rzecz akcjonariuszy i przeznaczenie jej na podniesienie kapitałów własnych instytucji finansowych. Wszystkie banki (za wyjątkiem jednego) zastosowały się do tych rekomendacji, podejmując decyzje o pozostawieniu zysku w spółkach. Teraz, za sprawą politycznej presji, PKO BP zamierza wyłamać się z tego wspólnego frontu antykryzysowego. Według ocen samych bankowców, III kwartał tego roku ma być dla sektora najtrudniejszy.
- To skandal, aby państwowy bank, który powinien wyznaczać standardy rynku, zachowywał się jak rozbójnik - komentuje finansista Jerzy Bielewicz, szef Stowarzyszenia "Przejrzysty Rynek".
- Wypłacenie dywidendy przez PKO BP może wywołać dużą presję na zarządy banków, działających w Polsce ze strony zagranicznych właścicieli, aby podjęły analogiczną decyzję. Bo skoro Skarb Państwa wyprowadza dywidendę, to dlaczego nie mieliby tego zrobić prywatni akcjonariusze? - zaznacza wicepremier, minister gospodarki Waldemar Pawlak. Jego zdaniem konsekwencje tej decyzji nie sprowadzają się wyłącznie do bieżących spraw budżetowych. Według wyliczeń NBP, środki z dywidendy pozwoliłyby zredukować deficyt budżetowy o zaledwie 0,2 proc. PKB. - Skutki mogą być dramatyczne dla całej gospodarki i całego systemu finansowego w naszym kraju - ostrzegł Pawlak.
Na szkodę spółki i gospodarki
Także prezes NBP Sławomir Skrzypek zaapelował do premiera Donalda Tuska, aby w imię dbałości o wzrost gospodarczy i stabilność sektora finansowego podjął wszelkie niezbędne kroki w kierunku pozostawienia zysku w PKO BP i przeznaczenia go na podwyższenie kapitału. Prezes NBP ostrzegł, że wypłata dywidendy spowoduje spadek akcji kredytowej w gospodarce polskiej, co wpłynie na rozlanie się kryzysu w naszym kraju.
Negatywnie ocenia plany rządowo-bankowe również Komisja Nadzoru Finansowego.
"Wypłata dywidendy o dużej wartości przez PKO BP obniży płynność sektora bankowego, a silna baza kapitałowa jest podstawą akcji kredytowej" - podała w komunikacie komisja. Ostrzeżenia poważnych instytucji i ekspertów nie przemawiają jednak do wyobraźni bankowców - zarówno prezes PKO BP Jerzy Pruski, jak i prezes Związku Banków Polskich Krzysztof Pietraszkiewicz utrzymują, że wypłata dywidendy nie wpłynie na zahamowanie akcji kredytowej. Pietraszkiewicz zaznaczył jednak, że dobrym sygnałem byłoby pozostawienie w spółce przynajmniej części zysku.
- Zarząd PKO BP na przełomie roku zapewniał, że nie będzie wypłaty dywidendy, a teraz nagle zmienił zdanie. To zaskakujący brak profesjonalizmu albo efekt nacisków politycznych - ocenia Jerzy Bielewicz.
- Wypłata nadmiernej dywidendy zawsze wywołuje w dalszej perspektywie spadek kursu akcji. Jeśli do tego zapowiada się podwyższenie kapitału przez emisję nowych akcji, to te nowe akcje będą sprzedawane po nowej, niższej cenie. Powoduje to podwyższenie kosztu pozyskania kapitału i jest ewidentnym działaniem na szkodę spółki - tłumaczy finansista, zapowiadając, że Stowarzyszenie "Przejrzysty Rynek" nabędzie symboliczną akcję PKO BP, aby móc obserwować przebieg walnego zgromadzenia akcjonariuszy. Po ogłoszeniu decyzji o dywidendzie i emisji nowych akcji japoński bank Nomura Securities obniżył rekomendację "kupuj" dla akcji PKO BP z 26 zł do 13 zł za akcję. Zdaniem Bielewicza, propozycja ministra skarbu Aleksandra Grada, aby najpierw podwyższyć kapitał, a potem pobrać dywidendę, jest spóźniona, ponieważ rynki już wyceniły decyzje polityków i zarządu banku.
- Jeśli teraz ogłosiliby podniesienie kapitału, to jednocześnie musieliby poinformować o planach zarządu, na co ten kapitał zostanie przeznaczony. Jeśli wiadomo, że pójdzie on na wypłatę dywidendy, to nowa emisja w znacznej mierze zamiast pozyskania kapitału spowoduje rozwodnienie wartości akcji - wyjaśnia Bielewicz. Co więcej, najprawdopodobniej podwyższenie kapitału spowoduje, jego zdaniem, utratę przez Skarb Państwa kontroli nad ostatnim dużym polskim bankiem, któremu miliony Polaków powierzyły swoje depozyty, przenosząc je z zagranicznych instytucji.
Bank zmieni właściciela?
- Do rynków docierają informacje, że akcje nowej emisji mają być objęte nie przez Skarb Państwa bezpośrednio, lecz przez Bank Gospodarstwa Krajowego oraz inne spółki skarbowe. To zaś oznacza, że każdy z prezesów tych spółek będzie wystawiony na pokusę sprzedaży swojej puli akcji, bo chętnych na przejęcie kontroli nad bankiem, który jest w doskonałej kondycji, na całym świecie nie brakuje - podkreśla szef Stowarzyszenia "Przejrzysty Rynek". Nie mówiąc już o tym, że BGK, jeśli nabędzie akcje PKO BP, nie będzie miał środków na gwarancje kredytowe dla przedsiębiorstw. Zdaniem Bielewicza, sprawa PKO BP coraz mocniej zaczyna przypominać aferę PZU.
- Wszyscy się odcinają od decyzji, ale walec toczy się dalej. Na koniec stracimy kontrolę nad bankiem i nie będzie winnych - ostrzega Bielewicz. Na doradcę w sprawie nowej emisji akcji zarząd banku wybrał amerykańskiego giganta JP Morgan, bohatera sprawy tzw. cudu na fixingu, oskarżanego o manipulowanie kursem akcji na warszawskiej giełdzie, a także spekulację złotym. Dyrektorem inwestycyjnym w tym banku jest Cezary Stypułkowski, były prezes PZU. To właśnie za jego prezesury usiłowano wprowadzić w PZU nowy ład korporacyjny, który umożliwiał przejęcie kontroli nad PZU przez mniejszościowego akcjonariusza - Eureko.
Premier Tusk zapowiedział, że będzie rozmawiał z prezesem NBP Skrzypkiem i szefem KNF Stanisławem Kluzą o sytuacji PKO BP.
Decyzje o tym, jak zagłosować na walnym zgromadzeniu, formalnie będzie podejmował minister skarbu Aleksander Grad. Skutkiem wyprowadzenia zysku z PKO BP przez Skarb Państwa będzie osłabienie pozycji konkurencyjnej PKO BP, zwłaszcza wobec drugiego giganta - Pekao SA, którego szefem jest Jan Krzysztof Bielecki. Minister finansów Jacek Rostowski, zwolennik pobrania dywidendy z PKO BP, zanim został ministrem, był doradcą w Pekao SA. - Należy postawić pytanie, czy nie występuje tu konflikt interesów - radzi szef Stowarzyszenia "Przejrzysty Rynek". Radzi też, aby decyzje rządu oceniać po skutkach, a będą to prawdopodobnie: spadek akcji kredytowej na rzecz polskich przedsiębiorstw, spadek wartości akcji PKO BP, spadek wartości aktywów OFE, które ulokowały w akcjach PKO BP część naszych składek oraz utrata przez Skarb Państwa kontroli nad największym polskim bankiem.
Małgorzata Goss
"Nasz Dziennik" 2009-06-12

Autor: wa