Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Penalizacja kłamstwa komunistycznego potrzebna od zaraz

Treść

Pobłażliwość wobec zła, jego banalizacja jest złem samym w sobie, wcale nie mniejszym od czynów, które taka postawa sankcjonuje. Czy w Rzeczypospolitej Polskiej nie doświadczamy przypadkiem zbyt często takich właśnie zachowań zarówno ze strony zwykłych obywateli, jak i przede wszystkim instytucji i organów państwa?
Polacy, jak rzadko który naród, na przestrzeni ostatniego wieku zostali poddani działaniu ideologii, które z gruntu negowały człowieczeństwo, miały za nic godność oraz wynikające z niej podstawowe wolności i prawa człowieka. Pamiętali o tym twórcy obecnej Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, którzy już we Wstępie stwierdzili, że jesteśmy "pomni gorzkich doświadczeń z czasów, gdy podstawowe wolności i prawa były w naszej Ojczyźnie łamane". W tym samym jednak Wstępie i później, w zasadniczej części Konstytucji, jej twórcom zabrakło odwagi do jednoznacznego wskazania, w których to czasach na przestrzeni ostatniego wieku owe wolności i prawa były łamane.
Dlaczego? Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że podstawowym powodem był fakt, że większość, która uchwaliła tę Konstytucję, to polityczni zwolennicy i beneficjenci grubej kreski, która niestety stała się jednym z filarów III RP. Ta właśnie gruba kreska spowodowała podstawowe zaniechanie III RP, jakim jest brak rozrachunku ze swą niechlubną przeszłością. Konsekwencją tego jest usankcjonowanie całego okresu komunistycznego z lat 1944-1989, co bezpośrednio poskutkowało nie tylko odejściem od dekomunizacji czy reprywatyzacji - koniecznych procesów przeprowadzonych przecież z powodzeniem choćby w Czechach czy na Węgrzech - ale także dało asumpt do takich absurdów jak niemoc sądów w głośnych procesach zomowców z kopalni "Wujek" itp. (w tym ostatnim przypadku w latach 90. sąd uniewinniał zomowców, argumentując to faktem, że wykonywali przecież obowiązujące w stanie wojennym prawo, stąd ich czynom nie można zarzucić bezprawności - ciekawe, że w Norymberdze nie stwierdzono, iż również naziści wykonywali obowiązujące w III Rzeszy prawo i dlatego nie działali bezprawnie, mordując miliony ludzi).
Pomimo tego jednak stopniowo wprowadzano do polskiego systemu prawnego przepisy, które uzasadniają, a nawet wymuszają stanowcze działania państwa w sytuacjach, kiedy ewidentnie nie pamięta się o owych "gorzkich doświadczeniach z czasów", kiedy łamano w Polsce wolność człowieka. Przykładem może być przepis art. 13 Konstytucji RP, zgodnie z którym: "Zakazane jest istnienie partii politycznych i innych organizacji odwołujących się w swoich programach do totalitarnych metod i praktyk działania nazizmu, faszyzmu i komunizmu (...)". Trzeba przyznać, że na tle chociażby ustawodawstwa konstytucyjnego Niemiec, w ramach którego swobodnie funkcjonuje i z powodzeniem - zwłaszcza we wschodnich landach - głosi swoje hasła Narodowo-Demokratyczna Partia Niemiec, bezpośrednio i wprost odwołująca się do haseł faszystowskich, ten przepis Konstytucji to powód do dumy.
Tylko że przepis to jedno, a praktyka to drugie. Nie można bowiem oprzeć się wrażeniu, że o ile faszyzm i nazizm nie napotykają w polskim wymiarze sprawiedliwości i życiu publicznym na żadne przejawy tolerancji (rzecz jasna, bardzo słusznie), o tyle już komunizm takiej jednoznacznej negacji nie wywołuje. Dlaczego?
Kłamstwo oświęcimskie a kłamstwo komunistyczne
Powyżej cytowany przepis Konstytucji stanowi jednoznaczne i niezwykle słuszne ograniczenie wolności słowa, czyli tego rodzaju wolności, która w żadnym wypadku nie może być postrzegana jako absolutna. Od słowa bowiem wszystko się zaczyna. To przecież słowem, jakże kłamliwym, bolszewicy początkowo przekonywali rzesze swoich zwolenników w Rosji, aby później w wyniku rewolucji dojść do władzy, sprawowanej przez ich następców we wschodniej Europie do ostatniej dekady XX wieku. Nie inaczej, tylko również poprzez kłamliwe, a jednocześnie doskonale spreparowane słowo, do władzy doszedł w 1932 r. Hitler i NSDAP w Niemczech. Właśnie słowem przekonał rzesze Niemców, którzy sami, w wyniku wyborów, wynieśli go do władzy.
Czy trzeba lepszych przykładów, by stwierdzić, że wolność słowa nie może być niczym nieskrępowana? By stwierdzić, że słowem można wyrządzić niestety także ogromnie wiele zła? Zwłaszcza my, Polacy, powinniśmy zdawać sobie z tego sprawę.
Wolność słowa musi zatem posiadać klarowne granice i to pomimo tego, że na gruncie innego z kolei przepisu Konstytucji (art. 25 ust. 2) władze publiczne mają zachowywać bezstronność w sprawach przekonań światopoglądowych, zapewniając swobodę ich wyrażania w życiu publicznym. Jak słusznie jednak podkreśla m.in. dr Marek Dobrowolski (KUL), choć nie ulega wątpliwości, że faszyzm i komunizm stanowią wyraz określonego światopoglądu, to jednak "pytanie, czy władze publiczne mają być bezstronne wobec tych koncepcji, jest w świetle doświadczeń historycznych pytaniem retorycznym", a trafność zakazu istnienia organizacji, które odwołują się do tych ideologii, "nie może budzić wątpliwości".
Przepis art. 13 Konstytucji uzasadnia zatem rozwiązania przyjęte na tej płaszczyźnie w ustawodawstwie zwykłym, w tym w szczególności w ustawie z dnia 18 grudnia 1998 r. o Instytucie Pamięci Narodowej - Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. Znalazł się w niej przepis art. 55, w myśl którego zaprzeczanie publicznie i wbrew faktom zbrodniom, o których mowa w art. 1 pkt 1 powyższej ustawy, jest przestępstwem ściganym z urzędu i zagrożonym grzywną lub karą pozbawienia wolności do lat 3, a wyrok tego rodzaju podawany jest dodatkowo do publicznej wiadomości. Do owych zbrodni, którym zaprzeczanie jest karalne, ustawodawca zaliczył na równi zbrodnie nazistowskie, komunistyczne, zbrodnie przeciwko pokojowi, ludzkości, zbrodnie wojenne i inne represje z motywów politycznych popełnione w okresie od 1939 r. do 1990 roku.
Czy komunizm i jego tolerowanie to naprawdę "mniejsze zło" od faszyzmu?
Teoretycznie zatem wszystko jest w porządku. Obserwując jednak, nawet pobieżnie, otaczającą nas rzeczywistość, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że w Polsce komunizm traktuje się jako coś w rodzaju "mniejszego zła". Świadczy o tym chociażby fakt, że o ile dość łatwo wskazać przypadki wyroków sądowych, a zwłaszcza postępowań prokuratorskich, w sprawie tzw. kłamstwa oświęcimskiego, o tyle już próżno szukać tego rodzaju postępowań w sprawach tzw. kłamstwa komunistycznego. A przecież zło jest po prostu złem i nie ma czegoś takiego jak "mniejsze zło".
Absolutną rację ma Szewach Weiss, gdy w odpowiedzi na krytykę austriackiego sądu po wyroku skazującym pewnego Brytyjczyka za negowanie holokaustu stwierdził: "Szokują mnie liczne komentarze, że werdykt sądu to zamach na wolność słowa. Zgadzam się, że jest ona fundamentem demokracji i należy jej bronić, ale nie można tej wolności używać do walki z największymi wartościami ludzkimi. (...) nie rozumiem ataków na werdykt austriackiego sądu i oskarżeń o naruszanie wolności słowa. Kara dla Davida Irvinga jest słuszna nie tylko dlatego, że ten historyk negował prawdę historyczną. Jego publikacje były także kolejnym elementem zjawiska, które wybitna filozof Hannah Arendt określiła jako 'banalizację zła'. Przykładem takiej banalizacji jest film 'Upadek', który przedstawia Hitlera jako zwykłego człowieka. Kłamstwa oświęcimskie też sprawiają, że przestajemy myśleć o Holocauście jako ogromnej tragedii. Dlatego należy walczyć z fałszerzami historii".
Nic dodać, nic ująć. Jedyne co trzeba zrobić, to przenieść ten wywód analogicznie na grunt polskich doświadczeń z totalitaryzmem lat 1944-1989. Bo czyż właśnie nie przez grubą kreskę doświadczamy owej "banalizacji zła" w odniesieniu do PRL? Czy nie przez ową "banalizację zła", jaką było odstąpienie od uczciwego i wymaganego w państwie prawa rozrachunku z totalitarną przeszłością, dziś około połowa Polaków twierdzi, że stan wojenny był mądrą i potrzebną decyzją Wojciecha Jaruzelskiego, a nie żadną zbrodnią na Narodzie Polskim? Czy w końcu nie przez ową "banalizację zła" dawni oprawcy - esbecy i wysoko postawieni funkcjonariusze partii komunistycznej - zasiadają po dziś dzień na wysokich urzędach politycznych albo piastują wysokie stanowiska w różnego rodzaju biznesie? Czy tego rodzaju sytuacja to nie jest przypadkiem proste i jakże skuteczne relatywizowanie rzeczywistości?
Można powiedzieć zatem, a nawet trzeba, używając tez Weissa, że tak jak kłamstwa oświęcimskie sprawiają, że "przestajemy myśleć o Holocauście jako ogromnej tragedii", tak też dokładnie w ten sam sposób kłamstwa komunistyczne sprawiają, że przestajemy traktować PRL i jego funkcjonariuszy jako zło. Co więcej, dzięki tezom typu michnikowskiego, o bohaterskiej postawie i honorze takich ludzi jak Kiszczak i Jaruzelski, zaczynamy traktować PRL, a przez to także komunizm, jako system wcale nie taki zły. Czy w tej perspektywie "Solidarność" i sierpień 1980 r. nie mogą jawić się zwłaszcza młodym pokoleniom jako co najmniej niezrozumiałe, a nawet zbyteczne? Droga od "banalizacji zła" do totalnej relatywizacji jest bardzo krótka.
Penalizować kłamstwo komunistyczne
Historia kołem się toczy. To koło ma albo większą, albo mniejszą średnicę, w zależności od tego, czy potrafimy sumiennie odrabiać lekcje z historii, czy też nie. Czy potrafimy wyciągać wnioski z historii i stosować je w praktyce, czy też nie. Tolerancja dla zła, owa jego "banalizacja" powoduje, że młode pokolenia, które za chwilę przecież będą obejmować stery władzy w tym państwie, wcale już nie będą "pomne gorzkich doświadczeń z czasów, gdy podstawowe wolności i prawa człowieka były w naszej Ojczyźnie łamane". I wtedy właśnie historia może niestety zatoczyć koło. Jeśli tego nie chcemy, jeśli pragniemy, by średnica owego koła była dużo większa, tak by nie zatoczyło się ono przynajmniej za naszego życia i życia naszych dzieci, to nie możemy pozostawać głusi na otaczające nas kłamstwa komunistyczne - o zwykłej pracy dla ojczyzny ludowej funkcjonariuszy SB, o patriotyzmie i honorze Jaruzelskiego, Kiszczaka i im podobnych, o sprawiedliwym systemie społecznym PRL, o sprawiedliwszym rozdziale dóbr w PRL itp. Słowem, musimy rozpocząć penalizację kłamstwa komunistycznego. Czym bowiem dzisiaj różnimy się tak naprawdę od Niemiec, w których legalnie działa partia sławiąca zdobycze narodowego socjalizmu? Wszak i u nas działają ugrupowania, które wbrew zakazowi z art. 13 Konstytucji nawołują do szacunku i wdzięczności wobec przywódców partii komunistycznej (Jaruzelskiego, Kiszczaka) i do sławienia zdobyczy PRL. Same przepisy zakazujące funkcjonowania tego rodzaju ugrupowań czy nawet wprowadzające sankcje za kłamstwo komunistyczne nic nie dadzą, jeśli nie będą rzetelnie stosowane, na równi z przepisami o kłamstwie oświęcimskim. A nie będzie tak dopóty, dopóki nie uznamy ostatecznie i oficjalnie PRL-owskiego totalitaryzmu za okres zbrodniczy, w którym właśnie owo łamanie podstawowych wolności i praw człowieka było codzienną normą; za okres, którego złych doświadczeń winniśmy być pomni po to, by się nigdy nie powtórzyły.
Dr Przemysław Czarnek, konstytucjonalista KUL Jana Pawła II
Sławomir Zawiślak, poseł na Sejm RP, KP PiS
Nasz Dziennik 2010-08-30

Autor: jc