Przejdź do treści
Przejdź do stopki

"Patriotyczny informator". Wojciech Jaruzelski

Treść

O tajnym współpracowniku "Wolskim", fasadowości "WRON-y", z Pawłem Piotrowskim, historykiem z wrocławskiego Oddziału Instytutu Pamięci Narodowej, rozmawia Marek Zygmunt W artykule zamieszczonym w najnowszym numerze Biuletynu Instytutu Pamięci Narodowej opisuje Pan szeroko sprawę współpracy Wojciecha Jaruzelskiego z Informacją Wojskową, stwierdzając, że był on agentem komunistycznych służb bezpieczeństwa. - Generał Wojciech Jaruzelski miał ogromny wpływ na funkcjonowanie Wojska Polskiego od lat 50. do końca lat 80. XX wieku. Z posiadanych w Instytucie Pamięci Narodowej dokumentów: jednej notatki i dwóch zapisów rejestracyjnych wynika, że był on na pewno informatorem. Pierwszy zapis pochodzi z roku 1949, kiedy to tajny informator "Wolski" został zarejestrowany w nowej księdze ewidencyjnej. Te dane osobowe wskazują, iż jest to właśnie Wojciech Jaruzelski. Pojawiła się też informacja, że został on zwerbowany do współpracy w roku 1949. Druga notatka to zapis w specjalnej księdze, że akta "Wolskiego" zostały przekazane do archiwum. Według moich ustaleń, "Wolskiego" wyrejestrowano w roku 1954 lub 1955 i wtedy zakończono z nim współpracę. Jak ona wyglądała? - O tym nie wiemy niemalże nic. W dokumencie odnalezionym w roku 2005 zawarto jedynie kilka zdań informujących o tym, że "Wolski" był dobrym tajnym informatorem zwerbowanym - co jest niezwykle istotne - na uczuciach patriotycznych. Dowiadujemy się również, że jest typowany na rezydenta. Nie udało mi się jednak ustalić, czy faktycznie nim został, ale chyba raczej nie. Nie wiem, jakie były tego powody. Wróćmy jeszcze do tych "uczuć patriotycznych". Dlaczego, Pana zdaniem, przywiązywano do nich aż tak duże znaczenie? - Był to bowiem jeden z najważniejszych trzech powodów, dla których werbowano współpracowników Informacji Wojskowej. Taka osoba musiała spełniać określone kryteria, identyfikować się z zaprowadzanym wówczas w Polsce systemem, czyli komunizmem, bez zastrzeżeń popierać politykę nowych władz i mieć poczucie tego, że jej współpraca przysłuży się dobrze tej sprawie. Niektórzy historycy zarzucają Wojciechowi Jaruzelskiemu, że awans na stopień generała - w tak młodym wieku - zawdzięcza temu, że jako współpracownik Informacji Wojskowej donosił na kolegów i przyczynił się do ich represjonowania. - Jaruzelski uzyskał stopień generalski w 1956 r. Nie sądzę, żeby akurat w tym momencie fakt jego współpracy z Informacją Wojskową odgrywał jakąkolwiek rolę. Można przypuszczać i pewnie jest w tym dużo prawdy, że kontakty Wojciecha Jaruzelskiego z Informacją Wojskową w latach 40. i 50. ubiegłego stulecia pozwoliły mu zostać w wojsku. Z jego ziemiańskim pochodzeniem i życiorysem całej rodziny... Po roku 1948 takich ludzi obcych klasowo z armii zwalniano. Nieważne, jakie mieli zasługi, ale obowiązywało wtedy jasne kryterium klasowe. Z racji swojego pochodzenia Jaruzelski nie był nawet osobą obcą klasowo, ale wręcz wrogą. Klasa ziemiańska została bowiem przez komunistów w latach 1944-1945 zniszczona ekonomicznie. Pozbawiono ich dachu nad głową, wygnano ze swoich domostw. Mimo to Wojciech Jaruzelski w tym okresie funkcjonował w armii i awansował. Można przypuszczać, że właśnie pozytywna opinia o jego współpracy z Informacją Wojskową była podstawą takiego postępowania. Gdyby w tych latach gen. Jaruzelski został wyrzucony z wojska, to nie wiadomo, czy po roku 1956 mógłby powrócić do armii. Co z punktu widzenia historyka Instytutu Pamięci Narodowej można powiedzieć o Wojskowej Radzie Ocalenia Narodowego, której przewodniczył gen. Jaruzelski? - Była to struktura ściśle fasadowa. Prawdziwe centrum decyzyjne było zupełnie gdzie indziej. Było nim Biuro Polityczne KC PZPR, czyli najbliżsi współpracownicy Jaruzelskiego: gen. Czesław Kiszczak i gen. Florian Siwicki oraz Mieczysław Rakowski i Jerzy Urban. W tym gronie podejmowano wszystkie strategiczne decyzje. Natomiast ze względu na stan wojenny trzeba było stworzyć pewną fasadową instytucję, która by w jakiś sposób legitymizowała sytuację. Była to właśnie ta przysłowiowa "WRONA". Tematyka jej posiedzeń była bardzo błaha. Tam nie omawiano zagadnień ważnych dla polityki władz w tym okresie, ale wręcz propagandowe zadania. Spotykano się np. z tkaczkami, sprawdzano, jakie jest zaopatrzenie w przedszkolach, jak funkcjonują szpitale i czy urzędy administracyjne dobrze wykonują swoje usługi na rzecz ludności. Trzeba również zauważyć, że duża część oficerów działających w ramach WRON-y była dobierana pod kątem pełnionych funkcji (np. dowódcy okręgów wojskowych i rodzajów sił zbrojnych), a także ze względu na ich znane publicznie nazwiska. W tym drugim kontekście chodziło po prostu o zaskarbienie sobie sympatii społeczeństwa. Był wśród nich m.in. pierwszy polski kosmonauta Mirosław Hermaszewski. Bylibyśmy trochę niezgodni z prawdą historyczną, traktując w taki sam sposób wszystkich członków WRON-y. Była bowiem zasadnicza różnica między nie tylko jej przewodniczącym gen. Jaruzelskim, czy np. gen. Tadeuszem Tuczapskim, a właśnie ppłk. Mirosławem Hermaszewskim. Można się spotkać z opinią, że gen. Jaruzelskiego należałoby zdegradować nie za to, co zrobił w roku 1981 r., ale znacznie wcześniej, bo w latach 1967-1968, w okresie czystek żydowskich w siłach zbrojnych? - Wojciech Jaruzelski był wtedy wiceministrem obrony narodowej i szefem Sztabu Generalnego WP, a później po Marianie Spychalskim przejął kierowanie tym resortem. Musimy w tym kontekście brać pod uwagę fakt, że ten okres, zresztą bardzo przykry dla naszej historii, rzutujący negatywnie na postrzeganie Polski w świecie, charakteryzował się także tzw. czystkami kadrowymi. Dotknęły one zresztą nie tylko wojsko, ale również m.in. szkolnictwo wyższe i urzędy administracji państwowej. Pozbywano się wtedy - także z partii - osób pochodzenia żydowskiego. Wyrzucano również wywodzących się z tego narodu "zasłużonych" działaczy Komunistycznej Partii Polski. Trudno powiedzieć, czy były to czystki przeprowadzane najsurowiej, najwnikliwiej. Wiemy, że aż do lipca 1980 r. były wydawane rozkazy personalne ministra obrony narodowej podpisywane osobiście przez Wojciecha Jaruzelskiego, w których degradowano wyjeżdżających z Polski ludzi pochodzenia żydowskiego. Degradowano nie tylko oficerów, ale nawet kaprali rezerwy, którzy pełnili zasadniczą służbę wojskową, ukończyli szkołę podoficerską i dostali stopień kaprala lub starszego kaprala. Zdarzało się, że jeżeli wyjeżdżali oni do Izraela i krajów Europy Zachodniej, to byli pozbawiani tego stopnia. Wyjazd z Polski traktowano bowiem jako zdradę i sprzeniewierzenie się przysiędze wojskowej. Na tej podstawie w ten właśnie sposób potraktowano kilkanaście tysięcy osób. Gdy w 1967 r. uruchomiono tę machinę, to ona toczyła się siłą inercji. Nikt nie powiedział w pewnym momencie stop! I nie wiadomo, dlaczego tak się stało. Departament Kadr Ministerstwa Obrony Narodowej po prostu regularnie konfrontował listę osób, które wyjeżdżały z Polski z ich aktami personalnymi sprawdzając, czy czasem ci ludzie nie figurują w ewidencji wojskowej. Jeśli tak było, przedstawiano wnioski o ich degradację. W marcu 2006 r. Instytut Pamięci Narodowej zarzucił inicjatorom stanu wojennego udział w grupie przestępczej o charakterze zbrojnym i skierował sprawę do prokuratury... - Nie będę komentował działań naszej prokuratury w tej kwestii. Podkreślę jedynie, że jeśli chodzi o gen. Jaruzelskiego - nie zamykamy całej sprawy. Bo zapewne w toku dalszych kwerend, może nawet przypadkowo, albo też w zbiorze zastrzeżonym należącym do IPN, który nadal jest niedostępny dla historyków, odnajdziemy jeszcze materiały przekazane na ten temat przez byłe Wojskowe Służby Informacyjne. Prowadzi Pan naukowe badania nad historią Wojska Polskiego w PRL... - Interesuję się przede wszystkim funkcjonowaniem wojska w okresie PRL, głównie w czasach stalinowskich i w latach późniejszych, aż do roku 1990. Kilkakrotnie aktywnie, ale niestety w sensie negatywnym, wojsko brało udział w różnych tragicznych wydarzeniach. W czasie słynnego "poznańskiego czerwca" w 1956 r. bunt robotników stłumiono siłą czołgów, polskich czołgów, dowodzonych już wtedy przez polskich oficerów. Niestety tu już nie można powiedzieć, że byli to oficerowie sowieccy. To byli oficerowie Ludowego Wojska Polskiego! Trzeba także wspomnieć o stłumieniu przez wojsko strajków stoczniowców na Wybrzeżu w 1970 r. i oczywiście jego aktywny udział w działaniach stanu wojennego. Dziękuję za rozmowę, "Nasz Dziennik" 2007-02-27

Autor: ea