Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Państwo to nie Schetyna

Treść

Koncepcje ustrojowe marszałka Sejmu w zakresie niepołączalności stanowisk idą w niewłaściwym kierunku. We Francji to ministrom konstytucja zakazuje zasiadania w parlamencie. Grzegorz Schetyna powinien zrobić wszystko, aby doprowadzić do uchwalenia podobnej zasady incompatibilitas w Polsce. Dla własnego dobra. Jest przecież głównym kandydatem do objęcia ministerialnej teki po człowieku, który czerpał szczególną przyjemność z rozkopywania Polski. Który budował jednocześnie drogi, kolej i lotniska. I który w tych trzech obszarach zostawił bałagan na trzy kadencje.
Jeśli jako szef resortu infrastruktury Schetyna zostanie uwolniony od obowiązków (i diet) sejmowych, odniesie same korzyści. Przede wszystkim wzrośnie jego motywacja: pokaże premierowi, że nawet z poważnych tarapatów potrafi się wykaraskać. Będzie miał dwa razy więcej czasu na doglądanie tej kruchej sieci autostrad, którymi rząd chce przewieźć Europę podczas nieuchronnie zbliżających się mistrzostw w piłce nożnej. Tu podsypie piachu, tam przetnie wstęgę, wrzuci list do skrzynki, a jeszcze zdąży zapalić zielone światło na semaforze. Nic go nie zaskoczy. Zimą mógłby solidarnie marznąć z podróżującym elektoratem na dworcach kolejowych w oczekiwaniu na pociąg opóźniony 190 minut i jeszcze wszystkim innym obowiązkom podołać. Tytuł ministra roku murowany.
Wygląda jednak na to, że Schetyna życiową szansę zmarnuje. Zamiast ratować niestabilną pozycję, a przy okazji uwolnić się od perspektywy podporządkowania nowemu marszałkowi w osobie Ewy Kopacz, wszystkie siły zaangażował w histeryczną próbę wyeliminowania z Sejmu dwóch skromnych prokuratorów w stanie spoczynku. Zarzuca im kolizję mandatu posła i prokuratora. I twierdzi, że ma na to pakiet ekspertyz. A w razie gdyby ktoś upierał się, żeby te ekspertyzy pokazać, zawsze można powiedzieć, że naruszałoby to ustawę o dostępie do informacji publicznej. W końcu po coś się ją nowelizowało, prawda?
Na Wiejskiej nikomu dotąd nie przeszkadzał emerytowany sędzia czy policjant, ba, nawet prokurator. A tego typu reguły powinny mieć charakter impersonalny i uniwersalny, nie zaś uznaniowy i manipulacyjny. Jednak przed Bogdanem Święczkowskim i Dariuszem Barskim strach jest duży. Było to widać już podczas kampanii, gdy w mediach uległych wobec partii hegemonistycznej padały pod ich adresem głównie epitety. Zwłaszcza gdy pojawiał się temat odpowiedzialności rządu w kontekście katastrofy smoleńskiej. Jeśli obaj prokuratorzy w stanie spoczynku zostaną formalnie pozbawieni możliwości złożenia poselskiego ślubowania, choć przysługuje im pełnia praw obywatelskich, będzie to bardzo trudno wytłumaczyć wyborcom. Wielu ludzi już teraz się zastanawia, czy aby na pewno w zakresie władzy marszałka leży szantażowanie i usuwanie niewygodnych posłów. Miałoby to znamiona tyranii. Schetyna ma prawo prowadzić własną grę o polityczne przetrwanie, ale nie za cenę kpin z państwa i prawa. Na "państwo to ja" nie dostał mandatu.
Cały ten casus pokazuje, jak bardzo ci prokuratorzy są w Sejmie potrzebni. To opozycyjne siły wczesnego reagowania. Potrafią i ustawę napisać, i patrzeć na ręce władzy. A kiedy pełnomocnika rządu ds. korupcji znów zaskoczy afera na miarę hazardowej, tym razem w komisji śledczej nie będzie żartów.
Jolanta Tomczak

Nasz Dziennik Czwartek, 20 października 2011, Nr 245 (4176)

Autor: au