Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Panika. Jaka panika?

Treść

W samej PO panuje opinia, że objazd po kraju tuskobusa przed wyborami samorządowymi to zły pomysł, który nie przyniesie partii żadnych korzyści (FOT. M. BORAWSKI)

W Platformie Obywatelskiej nastroje przed wyborami samorządowymi są kiepskie. Partia wpadnie w poważne wewnętrzne kłopoty, jeśli duża grupa działaczy i członków ich rodzin straci mandaty i atrakcyjne miejsca pracy w samorządach.

Sondaże wskazują, że PiS ma dużą przewagę nad PO, i ta tendencja na razie wydaje się trwała. Co prawda do listopadowego głosowania może się jeszcze wiele wydarzyć, ale trudno sobie wyobrazić inny scenariusz niż porażka Platformy. To powoduje, że nastroje w partii rządzącej są złe, bo wielu działaczy musi się liczyć z bolesną utratą władzy: PO może wypaść z koalicji rządzącej w kilku sejmikach (np. mazowieckim, lubelskim), wiele wskazuje też na to, że utraci część foteli burmistrzów, prezydentów, starostów. – To może być przynajmniej kilka tysięcy stanowisk, ale utrata władzy oznacza też to, że w urzędach dojdzie do zmian personalnych i wielu naszych działaczy i członków ich rodzin może stracić pracę. I trudno się dziwić, że ludzie boją się tych wyborów – mówi nam jeden z mazowieckich posłów PO. – Czasami to przybiera formę paniki, niektóre osoby już teraz, przed wyborami szukają sobie miejsca na „miękkie lądowanie” w różnych agendach rządowych – dodaje.

Urzędowy optymizm

Oficjalnie jednak liderzy PO zachowują optymizm, twierdzą, że nie ma mowy o żadnej panice, że partia się zmobilizuje przed wyborami, że to głosowanie można jeszcze wygrać. Małgorzata Kidawa-Błońska, rzecznik rządu, wierzy w zdolności Donalda Tuska i PO do mobilizowania elektoratu i odzyskiwania poparcia wyborców. – Jesteśmy dobrze przygotowani do wyborów – przekonuje Kidawa-Błońska.

Pierwsze polityczne starcie już wkrótce – 7 września odbędą się wybory uzupełniające do Senatu w trzech okręgach (Siedlce, Rybnik i północna część województwa świętokrzyskiego). Platforma liczy na zdobycie przynajmniej jednego mandatu (do tej pory te trzy mandaty należały do senatorów z PiS) – największe szanse ma teoretycznie w Rybniku. Parlamentarzyści PO, z którymi rozmawialiśmy, mówią, że jeśli wrześniowe głosowania zakończą się klęską Platformy, może to jeszcze bardziej pogorszyć jej perspektywy przed głosowaniem samorządowym. Bo członkowie partii i jej sympatycy przestaną wierzyć w sukces, to zaś spowoduje spadek mobilizacji. I zaogni tarcia wewnętrzne. – Sytuacja jest napięta i z tego powodu, że część moich kolegów, którzy obawiają się, że nie dostaną się do Sejmu lub Senatu za rok, planowała start w wyborach samorządowych. Jednak potencjalnie wolnych stanowisk jest niewiele, bo przecież burmistrz czy starosta nie zrezygnuje z fotela po to, aby zajął go poseł – wyjaśnia nasz rozmówca. I przyznaje, że „tragedią polityczną” dla PO byłaby utrata władzy w sejmikach oraz w niektórych dużych miastach, gdzie od dawna rządzi – jak w Warszawie – bo w tamtejszych instytucjach samorządowych pracuje tysiące ludzi z rekomendacji Platformy. Nie można też zapominać o tym, że ludzie, którzy przestaną być prezydentami miast czy marszałkami województw, będą chcieli za rok wystartować w wyborach parlamentarnych. To z kolei zaostrzy jeszcze bardziej partyjną rywalizację o miejsca na listach wyborczych.

Tuskobus tylko zaszkodzi

Spadek poparcia wśród wyborców martwi zwłaszcza liderów struktur terenowych. Tajemnicą poliszynela jest, że po ubiegłorocznych wyborach w PO w wielu organizacjach miejskich, powiatowych czy wojewódzkich trwa walka o wpływy między frakcjami. I jeśli Platforma gdzieś utraci władzę, to może to być okazja do wewnętrznych rozliczeń i odwołania dotychczasowych liderów.

Nic więc dziwnego, że jedyne, co pozostaje PO, to wiara w „nadzwyczajne zdolności” Donalda Tuska i wsparcie prorządowych mediów w rozpętaniu kampanii przeciwko PiS. To „straszenie PiS-em” zresztą już jest widoczne, choć nie przynosi takich efektów, jakich oczekiwałaby Platforma.

Członków PO zastanawia wymowne milczenie Tuska, który od dawna nie zabiera głosu, unika nawet konferencji prasowych, nawet tych, które odbywają się po posiedzeniach rządu. – Premier nie ma jeszcze przygotowanego planu działania. On się cały czas krystalizuje – mówi nam osoba z władz krajowych PO. – Na razie Tusk musi się skupić nad tym, jak rozwiązać sprawę afery podsłuchowej i dymisji ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza – dodaje. I zdradza, że ogłoszenie decyzji w tej materii ma być początkiem „nowego otwarcia, ofensywy” Platformy Obywatelskiej. Mało kto zaś w samej PO wierzy w to, że w Polskę ruszy tuskobus z premierem na pokładzie, aby objechać kraj i pomóc Platformie Obywatelskiej przed wyborami. – Jeśli ktoś namawia premiera do takiej podróży, to robi błąd. Donald Tusk już nie ma na ludzi takiego wpływu jak kilka lat temu. Objazd po kraju może przynieść nam więcej strat niż korzyści, bo premier wszędzie będzie raczej słyszał słowa krytyki i pretensji ludzi do rządu niż pochwały. I taki przekaz siłą rzeczy będzie miał miejsce w mediach. Więc nie ma powodu, aby się samemu wystawiać na ostrzał – twierdzi jeden z posłów PO.

Krzysztof Losz
Nasz Dziennik, 23 sierpnia 2014

Autor: mj