Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Palikota bronią Tusk i Komorowski

Treść

Przegrana Janusza Palikota w wyborach na szefa Platformy Obywatelskiej w Lublinie wydaje się przesądzona. Opozycja jest coraz silniejsza, bo obóz Palikota opuszczają jego kolejni dotychczasowi zwolennicy. To cena, jaką czołowy skandalista PO płaci za lata ataków na prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Sekretarz generalny PO i jednocześnie szef klubu parlamentarnego Grzegorz Schetyna chciałby definitywnie rozprawić się z Palikotem, ale nie zgadza się na to premier Donald Tusk. Palikota broni także marszałek Sejmu Bronisław Komorowski.
Konflikt między Schetyną i Palikotem narasta od miesięcy, a teraz, gdy trwają wybory w powiatowych i regionalnych strukturach partii, przybrał na sile. Jak już wcześniej pisaliśmy, Grzegorz Schetyna zmontował koalicję przeciwko Januszowi Palikotowi w Lublinie, której przewodzą parlamentarzyści PO z tego regionu: Józef Bergier, Magdalena Gąsior-Marek, Mariusz Grad, Joanna Mucha, Grzegorz Raniewicz i Wojciech Wilk. Wystawili oni kandydaturę posła Włodzimierza Karpińskiego na szefa PO w regionie.
Palikot nie przestawał atakować Schetyny, ale oficjalnie zachowywał spokój. Twierdził na początku kwietnia, że jest spokojny o wynik głosowania, bo za jego kadencji szeregi lubelskiej PO wzrosły z 1 do 3 tys. członków. - Zdobędę 387 głosów, a mój konkurent tylko 113 - zapowiadał buńczucznie Janusz Palikot, pokazując publicznie, iż nie przejmuje się opozycją, bo i tak z nią wygra. Ale te rachuby przekreśliła tragiczna śmierć prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Kara za prezydenta
To, co przez lata budowało pozycję Palikota w PO, czyli bezpardonowe, a wręcz prostackie i chamskie ataki na braci Kaczyńskich, a głównie nieżyjącego prezydenta, teraz zaczęło uwierać partię Donalda Tuska. Partia, która tak wielką wagę przywiązuje do publicznego wizerunku, nie może przejść do porządku dziennego nad "wyskokami" Palikota. A Polacy przypomnieli sobie, jak wiceprzewodniczący Klubu Parlamentarnego PO nazywał prezydenta "chamem", zarzucał mu nadużywanie alkoholu czy podawał w wątpliwość stan jego zdrowia. Szczytem tej postawy były słowa: "Życzę Polakom i Polsce, żeby Lech Kaczyński jak najszybciej przestał być prezydentem tego kraju, bo każdy dzień jego prezydentury przybliża nas do katastrofy takiej czy innej, wewnętrznej czy zewnętrznej. Oby się to jak najszybciej skończyło". W kontekście katastrofy prezydenckiego Tu-154M te słowa nabrały zupełnie innego znaczenia.
Dlatego spora część dotychczasowych stronników Palikota w Lublinie zasila szeregi opozycji. Nie trzeba było ich specjalnie przekonywać, iż trzymanie teraz z Palikotem jest krokiem politycznie prawie samobójczym. Do starcia obu obozów miało dojść w minioną sobotę, 17 kwietnia, gdy miały się odbyć w Lublinie wybory szefa PO, ale ze względu na żałobę narodową regionalny zjazd partii został odwołany. I nie wiadomo, kiedy się odbędzie. Musi jednak stać się to dość szybko, bo za miesiąc odbędzie się krajowy kongres Platformy Obywatelskiej i do tego czasu muszą się odbyć wybory władz partii w terenie.
Opozycja nabrała wiatru w żagle i wspiera ją aktywnie Grzegorz Schetyna. Ma ułatwione zadanie, bo Palikot jest w zasadzie od 10 kwietnia niewidoczny. - Stacje telewizyjne na pewno nieprędko go zaproszą do studia, ale i tak premier Tusk nakazał Januszowi "ukrycie się" i przeczekanie najbliższych tygodni. Ma się on po prostu nie rzucać nikomu w oczy - mówi nam jeden z parlamentarzystów PO. Dlatego poseł jest prawie nieaktywny nawet w internecie, a od 10 kwietnia w swoim blogu publikuje tylko krótkie, jednozdaniowe, czasami jednak niejednoznaczne wpisy. Jak ten z wczoraj: "Wielkość polega na tym, że nie akceptujemy zarozumialstwa innych - Arystoteles", czy też ten z niedzieli: "Polityka życia czy polityka śmierci?!". To jednak niewiele mu pomaga. - Janusz przegra wybory w regionie, bo łatwo sobie wyobrazić, jak decyzja naszych kolegów z Lublina o pozostawieniu go w fotelu przewodniczącego zostałaby odebrana przez ludzi w całym kraju. Kampania przed wyborami prezydenta będzie krótka i nie możemy sobie pozwolić na taki błąd, który kosztowałby naszego kandydata sporo głosów - mówi inny poseł Platformy. I dodaje, że antyprezydencka kampania Palikota jest teraz bezwzględnie wykorzystywana przez Schetynę i innych polityków PO do osłabienia wciąż jeszcze urzędującego lidera lubelskich struktur partii.
Może się jeszcze przydać
Ale Grzegorz Schetyna chciałby całkowicie zniszczyć pozycję Janusza Palikota w partii. Wie, że okazja ku temu jest znakomita, nawet najlepsza z dotychczasowych, bo jego rywal nie bardzo ma jak się bronić. Przynajmniej przez jakiś czas będzie odcięty od mediów i nie będą mu one tak przychylne jak wcześniej. I dlatego ten atak Schetynie mógłby się powieść. Tajemnicą poliszynela są przecież duże ambicje Palikota, który liczył na to, że na majowym kongresie mógłby umocnić swoją pozycję w PO, zdobywając jakieś ważne stanowisko partyjne - wiceprzewodniczącego lub przynajmniej członka zarządu krajowego. A temu za wszelką cenę stara się przeciwdziałać Schetyna. Teraz te ambicje Palikot musi odłożyć, gdyż i tak miał w partii wielu przeciwników, których obecnie na pewno przybędzie. W ślad za strąceniem posła z fotela lidera regionu lubelskiego mogłoby dojść także do pozbawienia go funkcji wiceprzewodniczącego Klubu Parlamentarnego PO.
Czy to oznacza, że kariera polityczna "posła z Biłgoraja" zbliża się do końca? Niekoniecznie. - Na ostateczną rozprawę z Palikotem nie pozwoli Schetynie premier Donald Tusk - twierdzi jeden z senatorów Platformy. - Tusk zbyt wiele zawdzięcza Palikotowi i nie powoli mu zginąć. Oczywiście pozycja naszego kolegi klubowego zostanie osłabiona, ale nic więcej, na pewno nie ma mowy o tym, aby został wyrzucony z partii - dodaje.
Szef partii broniący największego skandalisty w PO jest wspierany także przez marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego. To prawda, że Palikot nie będzie mógł wspomagać swojego przyjaciela w czasie kampanii prezydenckiej, gdyż będzie ona wyglądała zupełnie inaczej, niż zakładali jeszcze niedawno stratedzy Platformy. Ale Komorowski ma wobec niego dług wdzięczności choćby za pomoc przy partyjnych prawyborach i za wspieranie w innych wewnątrzpartyjnych rozgrywkach.
Inny z posłów PO podkreśla, że Palikot może się jeszcze przydać premierowi Tuskowi i samej partii. Gdy za kilka miesięcy minie już okres politycznej "wstrzemięźliwości", znowu w cenie będzie osoba, która wywołując medialne skandale, będzie odciągała uwagę opinii publicznej od problemów rządu. A tych na pewno nie zabraknie, choćby związanych z trudną sytuacją finansów państwa. - A za ponad rok mamy przecież wybory parlamentarne, które będą przebiegały już na pewno w normalnej, czyli ostrej atmosferze, gdzie ataki polityczne będą codziennością. A Palikot będzie gotowy do takiej walki jak nikt inny. W niej przecież czuje się znakomicie - mówi poseł. Jego zdaniem, wiceprzewodniczący klubu ma świadomość swojej roli, choć podobno już pogodził się z osłabieniem swej pozycji w partii. Liczy jednak na to, iż za jakiś czas znowu zacznie ją odbudowywać. Otwarta pozostaje kwestia, czy mu się to uda.
Krzysztof Losz
Nasz Dziennik 2010-04-20

Autor: jc