Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Ośrodki in vitro do kontroli

Treść

Zdjęcie: KACPER PEMPEL / Reuters

Według informacji upublicznionych w „projekcie raportu pokontrolnego” przez Urząd m.st. Warszawy – prezydent Hannę Gronkiewicz-Waltz, kobieta, której aborcji odmówił prof. Bogdan Chazan, poczęła ciężko chore dziecko wskutek procedury in vitro przeprowadzonej w Klinice „Novum”. Nazwa kliniki przewija się w raporcie co najmniej trzy razy. Myślę, że innych faktów nie należy w tym miejscu przytaczać, a osoby zainteresowane winny same przeczytać raport.

Niestety, nic nie wiadomo o tym, aby kontrolerzy zawitali do Kliniki „Novum”. Wiadomo również, że nie byli zainteresowani analizą wcześniejszej dokumentacji medycznej pacjentki z tej placówki, czego domagał się prof. Chazan.

W sytuacji gdy prof. Romuald Dębski w stacji TVN w sposób drastyczny podawał szczegóły odnośnie do wyglądu, stanu zdrowia i rokowań medycznych dziecka, dziwię się, że do tej pory w żadnym medium liberalnego nurtu nie padła informacja zawarta w ogólnodostępnym raporcie, tj. odnośnie do procedury, z pomocą której poczęło się ciężko chore dziecko. Zapanowała całkowita zmowa milczenia – oby nie rzucić cienia podejrzeń na biznes biotechnologiczny i nie zepsuć mu PR. Rzutowałoby to również na Rządowy Program Leczenia Niepłodności finansowany sumą ponad 150 mln zł w latach 2014-2016 mimo braku podstaw prawnych do uznania in vitro za procedurę leczniczą (w istocie jest to nieuregulowany eksperyment medyczny).

Z medycznego punktu widzenia fakt zastosowania procedury in vitro to kontekst zasadniczy, od którego należałoby zacząć jakąkolwiek merytoryczną dyskusję odnośnie do matki i zdrowia poczętego chorego dziecka. Szczegóły wyglądu dziecka opisane przez prof. Dębskiego w sposób, jakby opisywał mebel z brakującymi nogami, który nie powinien w ogóle wyjść spod ręki stolarza, mogły doprowadzić opinię publiczną do przekonania, że lepiej byłoby, aby to dziecko się nie narodziło. Kto więc piętnuje dzieci poczęte z in vitro? Jeszcze do niedawna tak absurdalne zarzuty stawiano Kościołowi, który wypowiada się negatywnie o tej niebezpiecznej metodzie manipulacji ludzką rozrodczością.

Co mógłby w podobnej sytuacji powiedzieć chirurg urazowy, niejednokrotnie zajmujący się zmasakrowanym ciałem człowieka, któremu z powodu deformujących urazów, dotyczących np. twarzy i roztrzaskanej czaszki, nie odmawia przecież leczenia, mimo że często rokowanie jest trudne do przewidzenia. Co mają powiedzieć dermatolodzy spotykający się często z widokiem dla ogółu trudnym do zniesienia? Sugerowanie przez kogokolwiek, że dziecko z powodu choroby i ciężkich wad wrodzonych nie powinno się narodzić, niezależnie do tego, ile będzie żyło, stanowi zaprzeczenie postępowania lekarskiego. To mentalność eugeniczna!

Matka chorego dziecka powinna być wdzięczna prof. Chazanowi za to, że mimo niewątpliwie traumatycznych przeżyć mających swój początek w klinice in vitro, będzie wolna od strasznej traumy sztucznego poronienia – aborcji. Nie zabiła własnego dziecka. Cenę zapłacił za to dyrektor Szpitala im. Świętej Rodziny, który bronił deontologii przed prymatem bezmyślności administracyjno-urzędniczej. Mam nadzieję, że kobieta ta będzie potrafiła spojrzeć z tej perspektywy. Oby nie była nadal przedmiotem sterowanym przez proaborcyjne media i środowiska.

Mecenasowi Marcinowi Dubienieckiemu, pełnomocnikowi pacjentki, współczuć natomiast należy, że zamiast zabrać się za bardziej ambitną sprawę, np. dojścia do źródeł problemu i oskarżenia placówki in vitro o przyczynienie się do ciężkiego uszkodzenia dziecka, zapowiada pójście po mainstreamowej linii, strasząc szpital i prof. Chazana dochodzeniem odszkodowań za rzekome spowodowanie cierpień kobiety. Być może czeka go sława, której zwiastunem są pojawiające się zdjęcia na pierwszych stronach tabloidów.

Może jednak najpierw pan mecenas powinien zgłębić problem rozpaczy i cierpienia kobiet po poronieniu, nawet tym samoistnym we wczesnym okresie ciąży, a co dopiero po zamierzonym zabiciu dziecka poprzez aborcję. Niewątpliwego cierpienia tej kobiety nie można porównywać z próżnią. Porównanie go z traumą, którą kobiety przeżywają po poronieniach, a której prof. Chazan jej zaoszczędził, może sprawić, że pan mecenas z większym szacunkiem podejdzie do decyzji profesora. Również z przyczyn finansowych może się wstrzyma, bo jak wiadomo, strona przegrana pokrywa koszty procesowe.

Gilbert Keith Chesterton, pisarz żyjący na przełomie XIX i XX w., napisał: „Raczej nie słyszałem, by upośledzenie umysłowe zniszczyło życie rodzinne. Słyszałem natomiast o ośmiu lub dziewięciu przypadkach, gdzie agresywny i silny charakter zamienił życie rodzinne w piekło. Gdyby można było odseparować despotów, byłoby to z pewnością z pożytkiem dla ich znajomych i rodzin. A jeśli ich charakter jest dziedziczny, z pewnością byłoby to lepsze również dla potomności. Egoista, którego mam na myśli, jest szaleńcem w znacznie bardziej przekonującym sensie niż nieszkodliwy upośledzony. Przekazanie potomnym jego anarchicznego i nienasyconego temperamentu to o wiele większa odpowiedzialność niż przekazanie im jedynie infantylności” (G.K. Chesterton „Eugenika i inne zło”). Te słowa adresowane są do wszystkich, którym wydaje się, że mogą decydować, czy czyjeś życie jest warte życia. Niech zastanowią się nad własnym.

Dr hab. Andrzej Lewandowicz
Nasz Dziennik, 16 lipca 2014

Autor: mj