Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Opowieść o "Roju", który wybrał wolność

Treść

Z Jerzym Zalewskim, reżyserem i producentem filmowym realizującym pierwszy w historii polskiej kinematografii film fabularny poświęcony "żołnierzom wyklętym", rozmawia Adam Kruczek
Co zdecydowało, że podjął się Pan realizacji filmu o antysowieckim podziemiu narodowym?
- Właściwie to nie ja wybrałem temat, raczej to on "wybrał" mnie. Jeszcze w latach 90. marzyłem o zrealizowaniu tego projektu, napisałem nawet wstępne założenia, ale nikt wówczas nie był nim zainteresowany. 5 lat temu niespodziewanie zjawił się u mnie Jan Białostocki, wnuk Ignacego Oziewicza, pierwszego dowódcy Narodowych Sił Zbrojnych. Aby upamiętnić dziadka, w latach 90. własnym sumptem nakręcił on niemal 100 godz. rozmów z ludźmi podziemia narodowego. Przekazał mi te unikatowe materiały - bezcenne, bo żyje już niewielu bohaterów z tamtych lat. Materiał stał się ogromną inspiracją dla mojej wyobraźni. Poznałem losy wielu wspaniałych ludzi ze skazanego na historyczny niebyt pokolenia "żołnierzy wyklętych".
Wtedy powstał pomysł nakręcenia filmu fabularnego?
- Na tej bazie zrodził się pomysł filmu dokumentalnego o żołnierzach NSZ pt. "Kadry", stworzenia Leksykonu o NSZ dla Instytutu Pamięci Narodowej, a także wyprodukowania półgodzinnego dokumentu pt. "Elegia na śmierć 'Roja'" poświęconego st. sierż. Mieczysławowi Dziemieszkiewiczowi ps. "Rój", legendarnemu dowódcy oddziału Narodowych Sił Zbrojnych, a potem Narodowego Zjednoczenia Wojskowego działającego na Mazowszu do 1951 roku. Opracowałem również projekt 12-odcinkowego cyklu filmów fabularnych pt. "Żołnierze wyklęci". Dzięki umowie z TVP powstało 5 scenariuszy do tych filmów. Szóstym był scenariusz filmu o Mieczysławie Dziemieszkiewiczu, na podstawie którego przygotowuję obecnie film fabularny pt. "Historia 'Roja', czyli w ziemi lepiej słychać".
Dlaczego spośród dowódców antykomunistycznego podziemia jako pierwszy doczekał się filmu właśnie "Rój"?
- Bohaterami większości z planowanych odcinków "Żołnierzy wyklętych" nie są dowódcy. To często zwykli żołnierze, niscy rangą, barwne postaci o niezwykłych losach. Ci, którzy znali "Roja", jeszcze po latach mówili o nim ze łzami w oczach. To był wspaniały człowiek, wspaniały kolega i wybitny - mimo młodego wieku - dowódca. Cała rodzina Dziemieszkiewiczów doświadczyła tragizmu tamtych wydarzeń. Dość powiedzieć, że bracia Mieczysław i Roman zginęli za Polskę, Jerzy popełnił samobójstwo w latach sześćdziesiątych.
Walka "Roja" trwała 6 lat, i wiadomo czym się zakończyła. Jak zamierza Pan pokazać tę historię?
- Pokażemy obrazy z poszczególnych lat; te, które wydawały mi się najistotniejsze z punktu widzenia potrzeb filmu. Kolejne odsłony ukazują proces dojrzewania człowieka i jednoczesne jego osaczanie z jednej strony - przez bezpiekę, z drugiej - przez stawiane sobie egzystencjalne pytania: o sens życia, prowadzonej walki, o to, czy warto... Film o "Roju" chciałbym utrzymać w konwencji przygodowej, ale z pogłębioną refleksją na temat wolności, wolności własnej, osobistej w relacji do wolności płynącej z patriotyzmu, z wiary. Będzie to w pewnym sensie opowieść o dojrzewaniu młodego człowieka postawionego w sytuacji ekstremalnej. W filmie opowiemy o wydarzeniach, które w zdecydowanej większości są prawdziwe. Trzy czwarte scenariusza oparte jest na faktach, reszta to kompilacja różnych wątków związanych z losami innych "żołnierzy wyklętych". Scena finałowa, gdy "Rój" ginie w obławie, zostanie odtworzona - mam nadzieję - jak najwierniej.
Jakie jest zasadnicze przesłanie filmu?
- "Rój" był człowiekiem młodym, który wszedł "w buty" starszego brata, szybko stając się dorosłym. Jest to postać legendarna, lecz żywa, autentyczna, za pośrednictwem której uda mi się - jak sądzę - skomunikować z młodymi Polakami, którym dziś bardzo brakuje takich właśnie postaci. Sądzę, że dzięki osobie "Roja", jego burzliwemu życiu i przez niecodzienną konwencję, jaką zaproponuję, film będzie niezwykle atrakcyjny. Może on odkryć dla młodych Polaków jakiś wzorzec możliwych i wartych zaakceptowania postaw. Chciałbym, aby film nie edukował młodych ludzi na siłę, ale raczej by widzowie poczuli smak autentycznej polskiej tradycji historycznej utraconej niestety przez kilka powojennych pokoleń.
Upłynęło już ponad 20 lat od słynnej transformacji ustrojowej. Dlaczego musieliśmy do dzisiaj czekać na takie wydarzenie filmowe?
- Cóż, uznano zapewne, że pamięć o bohaterach jest przeszkodą w przeprowadzeniu tzw. transformacji, co moim zdaniem, wyjątkowo niekorzystnie na nią wpłynęło. Na całe lata zawłaszczono pamięć historyczną, blokowano jej dostęp do mediów. Przez lata 90. i pierwszą dekadę XXI wieku pewne tematy nie istniały w przestrzeni publicznego dyskursu i nie sposób było się z nimi przebić. Mówię to jako człowiek spoza telewizji, choć próbujący realizować tam swoje projekty. Pewien przełom, również mentalny, spowodowała nie w pełni zrealizowana idea IV RP. Dzięki temu mój projekt nakręcenia filmu fabularnego o żołnierzach Narodowych Sił Zbrojnych nie był już takim szokiem. Ale rzeczywiście stało się to o 20 lat za późno. Szkoda, że młodzi Polacy przez tak długi czas wchodzili w dorosłość bez wiedzy o swoich rówieśnikach sprzed ponad pół wieku. W Polsce w latach 40. i 50. wytworzyła się pewna luka pokoleniowa. Trudno nie uznać, że był to w pewnym sensie dalszy ciąg walki politycznej i ideologicznej z pokoleniem "żołnierzy wyklętych". Przez dziesięciolecia robiono tym ludziom czarny PR i czas najwyższy, żeby z tym skończyć.
Kiedy film będzie można oglądać w kinach?
- Jesteśmy już po pierwszym, wstępnym etapie zdjęciowym. W lutym rozpoczynamy kolejny etap zdjęć, który zakończy się pod koniec maja, i mam nadzieję, że film trafi do kin w listopadzie 2010 roku. Natomiast trzyodcinkowy serial będzie można obejrzeć w TVP dopiero w przyszłym roku.
Gdzie będą kręcone zdjęcia?
- Zasadniczo na terenach, na których operował oddział "Roja", a więc głównie na wsi mazowieckiej między Makowem, Ciechanowem, Sierpcem, Pułtuskiem aż do Ostrołęki. Będą też kręcone zdjęcia na terenie Warszawy. Bardzo często będziemy korzystać z autentycznych obiektów i miejsc, gdzie toczyła się rzeczywista akcja. One wymagają dziś pewnych retuszów czy zabiegów adaptacyjnych, ale jesteśmy na to przygotowani.
Jakimi względami kierował się Pan, obsadzając w roli głównego bohatera młodego człowieka niebędącego profesjonalnym aktorem?
- Rzeczywiście, Krzysztof Zalewski nie jest zawodowym aktorem, ale jest niezwykle uzdolniony aktorsko. To zresztą syn aktora Stanisława Brejdyganta. O jego wyborze - oprócz zdolności, fizycznego podobieństwa do "Roja" - zdecydował także fakt, że jest świetnie zakorzeniony we współczesności, w środowisku polskiej młodzieży. Sądzę, że będzie w tej roli znacznie bardziej autentyczny niż aktor mający już pewne maniery.
Wśród aktorów obsadzonych w Pańskim filmie niewiele jest znanych nazwisk.
- Tak, dotyczy to zwłaszcza ludzi z oddziału "Roja". Wyszedłem jednak z założenia, że powinni ich zagrać młodzi aktorzy, gdyż właśnie z młodych ludzi składał się ten oddział. Zależało mi też, żeby nie były to twarze znane z różnych seriali. Nie chciałem iść tak "po modzie" i kierować się tym, kto obecnie jest znany, bo często to, w czym ci aktorzy grają, jest strasznie miałkie i nie chciałbym tego kojarzyć z moim filmem.
Jaka jest szansa na zrealizowanie kolejnych filmów z planowanego przez Pana cyklu o "żołnierzach wyklętych"?
- Jeśli uda się nam z powodzeniem zrealizować film o "Roju", przyjdzie kolej na następne filmy z tego cyklu, które zaproponujemy TVP. Teksty 5 scenariuszy są już przez telewizję publiczną zaakceptowane, ale od scenariusza do produkcji jest jeszcze długa droga. TVP, która ma dziś - z przyczyn oczywistych - pewne kłopoty, jest jedynym miejscem, w którym nasze produkcje będzie można realizować. Mamy nadzieję, że uda się nam ukończyć ten cykl do 2013 roku.
Dziękuję za rozmowę.
Nasz Dziennik 2010-01-12 Nr 9

Autor: jc