Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Ofiary aborcji? To nieprzyzwoite

Treść

Policjanci z Kostrzyna nad Odrą zakwalifikowali plakaty z dziećmi - ofiarami aborcji jako treści nieprzyzwoite. Będzie skarga do ministra spraw wewnętrznych

Obrońcy życia wnoszą skargę do ministra spraw wewnętrznych, Sejmu, Senatu i rzecznika praw obywatelskich na zatrzymanie przez policję dwóch osób z Fundacji PRO - Prawo do Życia, pikietujących w pobliżu Przystanku Woodstock w Kostrzynie.

Funkcjonariusze podjęli interwencję mimo wcześniejszego zgłoszenia zgromadzenia w urzędzie miasta. Do incydentu doszło w ostatni czwartek po południu. Kilkuosobowa grupa członków i sympatyków fundacji stała w pobliżu terenu, na którym odbywał się właśnie Przystanek Woodstock.

Dwie osoby z fundacji trzymały duży banner ze zdjęciem zmasakrowanego w wyniku aborcji dziecka z zespołem Downa i podobizną Adolfa Hitlera. - Wszystko odbywało się całkowicie pokojowo. Zgodnie z prawem, by zorganizować pikietę, wystarczy jedynie wcześniej poinformować władze miasta o swoich zamiarach, co też fundacja uczyniła już tydzień temu - relacjonuje Marcin Musiał, członek fundacji i uczestnik pikiety.

Zgromadzenie było legalne

Kwestie zgromadzeń publicznych reguluje ustawa Prawo o zgromadzeniach z 5 lipca 1990 roku. W myśl jej art. 6: "zgromadzenia organizowane na otwartej przestrzeni dostępnej dla nieokreślonych imiennie osób, zwane dalej "zgromadzeniami publicznymi", wymagają uprzedniego zawiadomienia organu gminy właściwego ze względu na miejsce zgromadzenia". Zawiadomienie musi nastąpić nie później niż na 3 dni, a najwcześniej 30 dni przed datą zgromadzenia. Gdy władze nie chcą zezwolić na jakieś zgromadzenie, wydają oficjalne pismo wnioskodawcy.

- Nic takiego nie otrzymaliśmy. Uznaliśmy zatem, że wyrażono zgodę na zgromadzenie, które było legalne. Od godz. 12.00 do 15.00 staliśmy z naszym bannerem. Spotkaliśmy się z bardzo przychylnymi reakcjami osób, które brały udział w festiwalu. Dużo osób dyskutowało, było przeciwnych naszej akcji. Ale też duża grupa nas poparła. Jednak, jak widać, prawda na temat zabijania dzieci boli. Ktoś zadzwonił na policję. Kazano nam zakończyć pikietę. Dwaj członkowie naszej fundacji, którzy trzymali banner, zostali zatrzymani i przewiezieni na sygnale do komisariatu w Kostrzynie. Policja zarekwirowała banner - relacjonuje Musiał.

- Policjanci nie byli w stanie wytłumaczyć, co takiego nieprzyzwoitego jest na tym plakacie - dodaje.

- Funkcjonariusze zostali użyci do cenzurowania debaty publicznej. Sprawa dotyczy nie tylko społecznej dyskusji na temat prawa do życia dzieci z zespołem Downa. W grę wchodzą konstytucyjne prawa wolności wypowiedzi - komentuje Mariusz Dzierżawski, członek Rady Fundacji PRO - Prawo do Życia, jeden z zatrzymanych przez policję. I zapowiada wystosowanie listu otwartego do szefa MSW. Całe zdarzenie można obejrzeć w internecie na stronie fundacji. Na filmie widać, jak policja sugeruje, iż pikieta jest nielegalna, i nie reaguje na niszczenie transparentów.

Policja swoje

Policja trzyma się swojej wersji wydarzeń. Podkomisarz Sławomir Konieczny, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Gorzowie Wielkopolskim, twierdzi w rozmowie z "Naszym Dziennikiem", że dwóch członków fundacji zatrzymano po otrzymaniu zgłoszenia od osób, które "były zażenowane i zdruzgotane przekazem płynącym z billboardu o wymiarach 5 x 2 m".

- Informację taką policja otrzymała od rodziców, którzy szli tą drogą z małymi dziećmi. Osoby te poprosiły nas o interwencję, ponieważ na tym billboardzie widniały zdjęcia martwych dzieci, płodów ludzkich. Ta sytuacja spowodowała bardzo negatywny odbiór społeczny - mówi podkom. Konieczny. Policja działała w myśl art. 141 kodeksu wykroczeń: "Kto w miejscu publicznym umieszcza nieprzyzwoite ogłoszenie, napis lub rysunek albo używa słów nieprzyzwoitych, podlega karze ograniczenia wolności, grzywny do 1500 złotych albo karze nagany".

- Nie było żadnego odwiezienia na sygnale. Tu nie chodziło o legalność [pikiety - przyp. red.]. Nie to było przedmiotem postępowania policji, a zawiadomienie. W odczuciu osób, które poinformowały policję, na bannerze były treści tak radykalne w przekazie, tak skrajne, że nie powinny być prezentowane na oczach każdego, kto mógł się pojawić w tym miejscu - dodaje Konieczny, tłumacząc, że policjanci najpierw przeprowadzili rozmowę z mężczyznami trzymającymi banner, przekonując, by usunęli plakat. Wobec braku zgody z ich strony przewieziono ich na komisariat.

- Nie było żadnego formalnego zatrzymania. Jeden z mężczyzn został przesłuchany w myśl art. 141 kw - dodaje rzecznik gorzowskiej policji, zaznaczając, że nie zamierza bynajmniej polemizować z podtekstem całej akcji fundacji. Chodziło jedynie o formę samego przekazu. A ta w ocenie autorów zawiadomienia była zbyt drastyczna.

- Co innego gdyby ci panowie swoją wystawę urządzili na przykład w namiocie lub przynajmniej za jakąś zasłoną - sugeruje Konieczny.

- Przepis kodeksu wykroczeń jest jasny. Nie wymaga szczególnej interpretacji. Penalizuje bądź nieprzyzwoite ogłoszenia, bądź wygłaszanie obraźliwych słów czy nieprzyzwoite zachowania. Najczęściej stosuje się go w sytuacji, gdy ktoś używa słów niecenzuralnych, czyli w sytuacji typowego chuligaństwa. W moim przekonaniu, w tym przypadku nie było podstaw do interwencji w trybie tego przepisu - komentuje mec. Marcin Madej, w latach 2004-2005 prokurator Prokuratury Rejonowej Warszawa-Śródmieście. Sprawa trafi teraz do Sądu Grodzkiego w Kostrzynie. Policja nie widzi przeszkód, by banner oddać fundacji.

- Chyba że decyzja sądu grodzkiego będzie inna - zastrzega podkom. Konieczny. Zdaniem obrońców życia, zastosowana przez policję kwalifikacja prawna czynu jest błędna.

- Ani treść, ani rysunek na plakacie nie były nieprzyzwoite, tak samo nikt z nas nie wypowiadał słów o takim charakterze. Warto, by policja przyjrzała się temu, co dzieje się na samym Przystanku, tam miałaby więcej do roboty - komentuje Musiał.

Przystanek Woodstock trwał zaledwie kilka dni, a już policja wykryła konkretne przypadki łamania prawa: do piątku do godzin rannych było to aż 16 przypadków posiadania narkotyków, prowadzenia auta w stanie nietrzeźwym oraz kradzieże. Warto też dodać, że czwartkowy incydent godzący w obrońców życia podczas Przystanku Woodstock nie zdarzył się po raz pierwszy. W 2009 r. zostały zniszczone antyaborcyjne plakaty. Legalnie stojąca na terenie miasta wystawa "Wybierz życie" została wtedy w nocy zdemolowana przez grupę uzbrojoną w pałki i gaz. Pobito też osoby, które starały się ochronić ekspozycję. Dziś prawda na temat aborcji przeszkadza po raz kolejny - tym razem policji.

Anna Ambroziak

Nasz Dziennik Środa, 8 sierpnia 2012

Autor: au