Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Odżył spór o atom

Treść

Problemy, z jakimi zmagają się Japończycy, sprawiły, że Niemcy weryfikują swoje plany wobec energetyki atomowej. A Polska? Właśnie przymierzamy się do postawienia pierwszej elektrowni jądrowej. Wszystko przez ograniczenia emisji CO2 i handel emisjami.
Gdy Japonia walczy ze skutkami katastrofy nuklearnej, ocenionej wczoraj na 6 punktów w 7-stopniowej skali zagrożeń radiologicznych INES, politycy w krajach, które dopiero planują budowę siłowni atomowych, prześcigają się w zapewnieniach o bezpieczeństwie energetyki jądrowej, chcąc uspokoić opinię publiczną. Wszyscy zdają sobie sprawę, że dramat, który rozgrywa się w Japonii, zachwieje rozwojem energetyki atomowej i przyspieszy wygaszanie reaktorów. Tylko co dalej? Powrót do energetyki konwencjonalnej opartej na węglu jest ekonomicznie nieopłacalny, wskutek wprowadzonych limitów emisji CO2 i opłat za emisje. Węgiel kamienny i brunatny podczas spalania wydziela zbyt dużo dwutlenku węgla.
Nie ma alternatywy?
Plany uruchomienia pierwszej elektrowni atomowej we Włoszech podtrzymał centroprawicowy rząd Silvio Berlusconiego, przy chóralnym sprzeciwie centrolewicowej opozycji. Budowa ma ruszyć w 2013 r., a pięć lat później z elektrowni ma popłynąć prąd. To pierwsza próba wybudowania elektrowni atomowej w tym kraju po tym, jak w 1997 r. Włosi - po katastrofie w Czarnobylu - odrzucili w referendum program energetyki jądrowej. - Decyzji w sprawie elektrowni atomowej nie należy podejmować pod wpływem emocji - przekonuje minister sprawiedliwości Angelino Alfrano.
Katastrofa, jaka grozi Japonii, nie zraża jednak przedstawicieli rządu, którzy przekonują, że elektrownie atomowe są bezpieczniejsze niż konwencjonalne. - Mamy do czynienia z jednym z największych trzęsień ziemi w historii. Wyobraźmy sobie, co by się stało z elektrowniami tradycyjnymi, ile byłoby zanieczyszczeń - mówił premier Donald Tusk.
Wcześniej główny specjalista w Centrum ds. Zdarzeń Radiacyjnych (CEZAR) Krzysztof Dąbrowski uspokajał, że po trzęsieniu ziemi w Japonii nie ma niebezpieczeństwa skażenia i że z danych Państwowej Agencji Atomistyki wynika, iż elektrownie jądrowe w rejonie dotkniętym skutkami trzęsienia ziemi zostały wyłączone. Optymizm ten, jak dziś już wiemy, nie znalazł potwierdzenia w faktach.
- Jeśli wszystko pójdzie dobrze, pierwsza elektrownia atomowa w Polsce rozpocznie pracę w 2020 r. - zapowiedział w poniedziałek rzecznik rządu Paweł Graś, zapewniając, że "rozwiązania przyjęte w Polsce będą należały do najbezpieczniejszych na świecie". Stanowczo odrzucił sugestie dotyczące ewentualnej modyfikacji polityki energetycznej kraju pod kątem udziału energetyki jądrowej w bilansie energetycznym Polski. - Potrzeby rosną i - niezależnie od tego, jak będzie się rozwijać energetyka odnawialna oraz nowe źródła energii, takie jak gaz łupkowy - konieczny jest program energii atomowej, aby przemysł mógł bezpiecznie pracować w perspektywie kilkudziesięciu lat - powiedział Graś.
Walcząc z CO2
Rozwój energetyki jądrowej w Polsce, bez względu na wydarzenia w Japonii, popierają wszystkie partie obecne w parlamencie.
- Do postawienia na energetykę jądrową zmuszają Polskę limity emisji CO2 wprowadzane przez Unię Europejską - wyjaśnia Przemysław Wipler, ekspert ds. energetyki. Energia jądrowa, jako wolna od CO2, pozwoliłaby polskiej gospodarce uniknąć ponoszenia dodatkowych kosztów w postaci opłat za emisje do atmosfery. Jest to też sposób na uniezależnienie naszej energetyki od źródła energii, jakim jest rosyjski gaz. Tymczasem katastrofa w Japonii wzbudziła poważne obawy u polityków Francji i Niemiec, krajów, które od dawna korzystają z energetyki jądrowej. - Skoro doszło do wycieków radioaktywnych, mamy do czynienia z poważnym wypadkiem nuklearnym - ocenił już w poniedziałek francuski minister ds. przemysłu, energetyki i gospodarki cyfrowej Eric Besson. Nie można wykluczyć, jego zdaniem, iż dojdzie do katastrofy nuklearnej, jeśli nastąpiłoby stopienie rdzenia reaktora i rozerwanie osłony reaktora. We wtorek w nocy do tego doszło.
W trudnej sytuacji znalazła się kanclerz Angela Merkel, gdyż to właśnie jej rząd zdecydował niedawno o wydłużeniu o dalsze kilkanaście lat funkcjonowania siedemnastu elektrowni atomowych. Szef MSZ Guido Westerwelle nie wykluczył, że po wybuchu w japońskich reaktorach nastąpi weryfikacja tych planów. Kilka godzin później rząd Niemiec ogłosił moratorium na wykonanie tej decyzji, co oznacza, że trzy najstarsze elektrownie atomowe w tym kraju zostaną jeszcze w tym roku zamknięte, a kilka kolejnych ma zostać czasowo zatrzymane. Przeprowadzona też zostanie kontrola wszystkich siłowni jądrowych oraz debata na temat polityki energetycznej państwa. Elektrownie atomowe mają pełnić w Niemczech wyłącznie funkcję pomostu energetycznego do czasu zastąpienia ich przez inne czyste źródła energii, w tym energii odnawialnej. Minister gospodarki Rainer Bruederle w reakcji na katastrofę w Japonii opowiedział się za przyspieszeniem prac nad wykorzystaniem energii odnawialnych oraz technologią wychwytywania i magazynowania dwutlenku węgla.
- Mamy do czynienia z nową sytuacją - oznajmił. Nie można wykluczyć, że może to być zapowiedź poważnych zmian w polityce energetycznej prowadzonej przez Unię. Komisarz ds. energii Guenter Oettinger zapowiedział zwołanie szczytu energetycznego poświęconego skutkom awarii nuklearnej w Japonii oraz przyszłości energii atomowej.
- Po katastrofie nuklearnej w Japonii Unia Europejska powinna zastanowić się, czy w przyszłości będzie mogła zrezygnować z wykorzystania energii atomowej - oświadczył komisarz Oettinger w wywiadzie dla telewizji ARD. Zaznaczył, że jeśli tak duży kraj jak Niemcy rozpoczyna dyskusję o przyszłości energii atomowej, ma to konsekwencje dla całej infrastruktury europejskiej i jej bezpieczeństwa energetycznego.
Małgorzata Goss
Nasz Dziennik 2011-03-16

Autor: jc