Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Odtrutka na kłamstwo

Treść

Zdjęcie: arch./ -

Z Antoniną Gąsienicą-Giewont, która od lat prenumeruje „Nasz Dziennik”, rozmawia Karolina Goździewska

Od jak dawna prenumeruje Pani „Nasz Dziennik”?

– Od blisko 10 lat.

Co skłoniło Panią do prenumeraty?

– Przede wszystkim to, że jest to gazeta niezależna. Dzięki prenumeracie otrzymuję też bon do Księgarni „Naszego Dziennika”, gdzie zaopatruję się w najnowsze publikacje książkowe. Słuchamy także Radia Maryja, jak tylko zaczęło nadawać w Zakopanem.

Ma Pani ulubione działy w „Naszym Dzienniku”?

– Często czytamy z mężem Ostatnią Stronę. Bardzo lubimy felietony Stanisława Michalkiewicza. Dawniej czytaliśmy felietony śp. prof. Józefa Szaniawskiego, dziś czytam felietony jego syna.

Sięgam też po cyklicznie ukazujące się artykuły o polskich świętych. Szczególnie cenne są informacje o katastrofie smoleńskiej, artykuły historyczne, m.in. o Żołnierzach Wyklętych. Wiele z nich wycinam i archiwizuję, m.in. te dotyczące mediów, dodatki zdrowotne, przepisy kulinarne czy artykuły historyczne. Czasem daję je do czytania innym osobom, zwłaszcza młodym.

Co znajduje Pani w „Naszym Dzienniku”, czego nie ma w innych mediach?

– Prawdę, po prostu. Nie ma w innych mediach prawdy, jest nagonka na prawicę. Nie ma demokracji. Tymczasem treści, które znajduję na łamach „Naszego Dziennika”, są dla mnie wiarygodne, podobnie zresztą jak audycje i programy w Radiu Maryja i Telewizji Trwam.

Co zmienił w Państwa życiu „Nasz Dziennik”?

– Radio Maryja i „Nasz Dziennik” wiele nas nauczyły i uczą nadal, m.in. spraw religijnych. Dzięki katolickim mediom wiemy też, co się dzieje na co dzień, rządowe media nie są w stanie nas zmanipulować.

Pani jest góralką z dziada pradziada?

– Tak, trochę zmieszaną, bo moja mama, choć była góralką, pochodziła z Beskidu. Tata był góralem od pokoleń, mamy spisane korzenie od 1500 roku.

Pielęgnują Państwo rodzinne więzi, relacje, spotykają się w rodzinnym gronie?

– Mamy spotkania rodu Gąsieniców w pierwszą lub drugą niedzielę września na Hali Gąsienicowej, bo to była nasza własność – rodu Gąsieniców. Spotykamy się przy krzyżu, którego 100-lecie ustawienia obchodziliśmy w tym roku. Mamy też w rodzie ks. Ryszarda Barglika-Makowskiego, który zawsze odprawia wówczas Mszę Świętą.

Więzi i tradycje rodzinne pomagają Pani w życiu?

– Bardzo. Trudno mi słuchać tego, co się dzieje w polityce, w życiu publicznym. Moje babki były prostymi kobietami, ale im nie było trzeba tłumaczyć, po czyjej stronie mają stanąć.

Miały jasny system wartości.

– Były blisko Pana Boga. My z mężem też jesteśmy ludźmi wierzącymi i tak staraliśmy się wychować nasze dzieci. Wiara bardzo pomaga nam żyć. Staramy się też wspierać inicjatywy ważne dla polskich interesów narodowych, m.in. akcję prof. Jana Szyszko przeciwko prywatyzacji lasów czy ostatnią akcję wspierającą rodziców.

Jak dziś żyje się w Zakopanem?

– Jesteśmy z mężem już emerytami, ale dorabiamy, by mieć pieniądze choćby na prywatne wizyty lekarskie. Mamy małe wydawnictwo, drukujemy pocztówki. Mąż sam przygotowuje do druku własne fotografie. Choć w dobie SMS-ów i MMS-ów znacznie mniej osób kupuje kartki pocztowe, to jednak te tatrzańskie, zakopiańskie znajdują amatorów, szczególnie podczas wakacji.

Zakopane i Podhale to nadal enklawa tradycyjnych wartości?

– Niezupełnie. Mało jest nas, miejscowych, za to dużo napływowej ludności. Podczas ostatnich wyborów obawialiśmy się, że w drugiej turze znowu przejdą władze przechylające się raczej w stronę PO. Na szczęście wygrała prawica.

Dziękuję za rozmowę.

Karolina Goździewska
Nasz Dziennik, 16 grudnia 2014

Autor: mj