Przejdź do treści
Przejdź do stopki

O awans do samego końca?

Treść

Gdy kończył się środowy mecz z San Marino, nastroje na kieleckim stadionie - i nie tylko - były euforyczne, szkoda że popsuły je wieści dobiegające z Pragi i Belfastu. Wobec wygranych Słowacji i Irlandii Płn. nasi nie poprawili swojej sytuacji w tabeli grupy 3. eliminacji mistrzostw świata, teoretycznie wciąż mogą wywalczyć awans nawet z pierwszej pozycji, ale równie dobrze mogą uplasować się na miejscu trzecim-czwartym, co oznaczać będzie kres marzeń o wyjeździe do RPA. Polacy nie mogą sobie już pozwolić na jakiekolwiek straty, muszą też jednak liczyć na korzystne rozstrzygnięcia meczów między najgroźniejszymi rywalami.

10:0 - ten wynik zawsze budzi uznanie i zwraca uwagę niezależnie od tego, jak wielka różnica klasy i potencjału dzieliła rywalizujące drużyny. Stąd naszych można i trzeba pochwalić, bo w Kielcach udało im się dokonać dwóch rzeczy historycznych: odnieść najwyższe zwycięstwo w dziejach narodowej drużyny i zdobyć najszybszą bramkę (Rafał Buguski w 26. sekundzie). Poza tym było miło, ładnie i przyjemnie, Polacy chcieli zatrzeć fatalne wrażenie po klęsce w Belfaście i powiedzmy, że się im udało. Choć każdy wolałby skromną, 1:0 wygraną z San Marino i trzy punkty (nawet jeden) z Irlandczykami, przed środowym pojedynkiem wiadomo było, że to nierealne. Stąd Biało-Czerwoni postanowili od pierwszych chwil rzucić się na rywala, strzelić jak najwięcej bramek, zagrać jak najefektowniej, urządzić kibicom spektakl. Udało się, chwała naszym, że z taką samą pasją i zaangażowaniem grali do ostatniego gwizdka sędziego. - Chcieliśmy pokazać, że stanowimy monolit, stać nas na dobrą grę i efektowne zwycięstwo - przyznał Mariusz Lewandowski. - Ale nie spodziewaliśmy się, że wszystko tak się ułoży i pójdzie tak łatwo. Czuliśmy w sobie sportową złość, ale sami byliśmy ciekawi, jak zareagujemy po słabszym występie - dodał Boguski. Determinacja Polaków przyniosła wymierny efekt także dlatego, że docenili ją kibice. Przez cały mecz wspierali ich, gorąco dopingowali, a jeśli już kogoś obrażać postanowili, to jedynie... PZPN (a to niespodzianka). Leo Beenhakker dostał od swoich podopiecznych wsparcie, po pierwszym trafieniu zamanifestowali je zdecydowanie, ale czy w jakiś sposób wzmocniło to jego pozycję - nie wiadomo. Jest pewne, że gdyby w środę poległ, nie poprowadziłby więcej naszego zespołu. Rekordowe zwycięstwo temat "dymisji" przesunęło w czasie, ale go nie zakończyło. Sam trener nie chciał w ogóle go poruszać ("następne pytanie proszę"), prezes związku Grzegorz Lato przyznał, że jeśli coś będzie na rzeczy, to Leo dowie się o tym pierwszy. Ponoć zarząd o ewentualnej zmianie nie dyskutował, ale działacze jeszcze w kwietniu chcą spotkać się z Beenhakkerem. Po co? Zobaczymy, Lato poinformował, iż przyszłość Holendra wcale nie jest uzależniona od finansowych aspektów kontraktu.
Czy z Leo, czy nie nasi o awans walczyć będą jesienią. Są w trudnej sytuacji, porażki ze Słowacją i Irlandią Płn. spowodowały, że już do końca eliminacji nie mogą sobie pozwolić na straty. - Każdy kolejny mecz będzie dla nas jak finał - zauważył Euzebiusz Smolarek. - Jesteśmy w bardzo wyrównanej grupie, gdzie niemal każdy może wygrać z każdym. My już jednak potraciliśmy tyle punktów, że na kolejne straty nie możemy sobie pozwolić - dodał Lewandowski. Co to oznacza? Ano to, iż nasi muszą wygrać na wyjeździe ze Słowenią i Czechami, a u siebie rozbić Irlandię i Słowację. Ta ostatnia niespodziewanie stała się kandydatem numer jeden do awansu, w środę pokonała na wyjeździe Czechy, zajmuje drugie miejsce w tabeli, traci do Wyspiarzy punkt, ale rozegrała dwa mecze mniej. Jeśli w czerwcu pokona San Marino (a pokona), awansuje na pozycję lidera i - co nas najbardziej interesuje - zwiększy przewagę nad Polską do aż pięciu punktów (przy równej liczbie spotkań). Słowacy w dotychczasowych meczach stracili trzy "oczka", przegrywając na Słowenii. Polska aż osiem, a Czechy dziesięć! To na pewno spore zaskoczenie, bo przed rozpoczęciem eliminacji wydawało się, że razem z nimi rywalizować będziemy o bezpośredni awans (wywalczy go tylko zwycięzca grupy, drugi zespół ma szansę zagrać w barażach). - Zawsze uważałem, że trafiliśmy do bardzo wyrównanej grupy, i to się potwierdza. Wszystko rozstrzygnie się najprawdopodobniej dopiero w ostatniej kolejce - zaznaczył Beenhakker.
Przypomnijmy - do przyszłorocznych mistrzostw świata w RPA z Europy awansują zwycięzcy wszystkich dziewięciu grup eliminacyjnych. Osiem drużyn, które uplasują się w nich na drugich miejscach (jedna, z najgorszym bilansem, odpadnie od razu), zagra o pozostałe cztery "przepustki" w barażach. Polacy najbliższy mecz mają 5 września z Irlandią, cztery dni później zmierzą się ze Słowenią, 10 października czeka ich potyczka z Czechami, a 14 - ze Słowacją. Marząc o awansie (nawet z baraży), nie mogą już sobie pozwolić na straty, także w Pradze (aczkolwiek i tam Czesi są do pokonania, co udowodnili Słowacy). Teoretycznie nasi mogą zająć nawet pierwsze miejsce, ale tu oprócz zwycięstw potrzebują pomocy innych, czyli korzystnych dla siebie rozstrzygnięć spotkań między najgroźniejszymi rywalami. Na początku września Słowacy zagrają z Czechami i Irlandią (na wyjeździe) i wtedy poznamy garść kolejnych odpowiedzi. Na razie nie ma co dywagować, zastanawiać się, trzeba skupić się na swojej pracy, zrobić wszystko, by do decydujących bojów nasi byli przygotowani optymalnie zarówno fizycznie, jak i mentalnie.
Piotr Skrobisz


Tabela grupy 3.
1. Irlandia Płn. 7 13 12:6
2. Słowacja      5 12 10:6
3. Polska          6 10 18:7
4. Czechy          6   8  6:4
5. Słowenia      6   8  5:4
6. San Marino  6   0  1:25
"Nasz Dziennik" 2009-04-03

Autor: wa