Niska frekwencja to wynik eurofatalizmu
Treść
Z Markiem Jurkiem, liderem Prawicy Rzeczypospolitej, rozmawia Anna  Ambroziak
Panie Marszałku, wczorajszy wynik to przegrana Prawicy  Rzeczypospolitej... 
- Sprawy ważne dla Polski nie powinny być  przedmiotem deklaracji, ale czynów. Obroniliśmy wolność słowa, dlatego że w  trzech ważnych procesach wytrzymaliśmy i wygraliśmy wobec ataków środowisk  homoseksualnych, które krytykowały naszych polityków za to, że występują w  obronie prawodawstwa broniącego i wspierającego rodzinę. To było zwycięstwo  pokazujące, że nie można represjonować wartości chrześcijańskich w życiu  publicznym. Teraz musimy być gotowi do wyborów parlamentarnych, które mogą być w  każdym momencie, a nastąpią one nie później niż w czerwcu 2011 roku. Naszym  celem nie jest zmiana pozycji naszej partii, ale zmiana polskiej polityki. W tej  kampanii pokazaliśmy, że potrafimy wpływać na inne partie, na innych polityków.  Ale mamy tu dwie bariery. Po pierwsze, to ogromna dysproporcja wynikająca z  finansowania kampanii wyborczych: takie partie, jak PO czy PiS brały po sto  kilkadziesiąt tysięcy dziennie. Myśmy prowadzili kampanię z własnych środków,  dzięki ogromnemu wysiłkowi i wsparciu wielu ludzi. Po drugie, wiele mediów  uznaje za ważne nie kwestie istotne dla Polski czy Europy, ale skupia się na tym  czy śledzi tę kulę bilardową, która lata między PiS a PO. Mamy dobre miejsce w  Warszawie, i to się liczy. Potwierdziło się natomiast to, że jesteśmy  autentycznym ruchem społecznym, który nie miał poparcia z zagranicy. Na pewno to  ważny krok do przodu, potwierdziliśmy, iż mamy realny mandat społeczny.  
Wybory do europarlamentu nie cieszą się widać w Polsce zbytnim  powodzeniem, co obrazuje frekwencja wyborcza, która wczoraj do godziny 12.00  wyniosła jedynie 6,65 proc., co i tak było wynikiem lepszym od tego sprzed  pięciu lat... W opinii premiera Donalda Tuska, jest to jednak oznaką "względnej  akceptacji tego, co jest" i może być dobrym znakiem... 
- Myślę, że jest  odwrot nie i że niska frekwencja w wyborach do PE jest wyrazem eurofatalizmu w  nastrojach społecznych. Niestety, bardzo wielu ludzi uważa, iż nie po to  bierzemy udział we współpracy europejskiej, żeby wywierać na nią wpływ. Jedni  twierdzą, że nic tam nie możemy, inni z kolei wybierają politykę dryfu - tak jak  Platforma Obywatelska. W moim przekonaniu, ta niska frekwencja jest niestety  wyrazem braku aspiracji do zmieniania Europy. A Polska, jeśli chce pozostać  sobą, musi zmienić Europę i budować silną opinię chrześcijańską. To prawda, że  unijni urzędnicy zniechęcają swoim postępowaniem obywateli, którzy widzą, iż  mają bardzo ograniczony wpływ na to, co oni robią. Wiadomo, że w Unii  Europejskiej dochodzi do wielu skandali, tak jak choćby ostatnie podwyżki dla  europosłów, te wszystkie konferencje na temat głodu w Afryce organizowane w  bogatych hotelach... To jest bardzo gorszące. Ale nawet jeśli ten pesymizm ma  swoje racje, to jednak nie można się na niego zgodzić. PR reprezentuje  przekonanie, że jeżeli będziemy uprawiać konserwatyzm cepeliowy, to zaprzeczymy  zasadom naszej wiary i naszych wartości moralnych, temu, iż chrześcijaństwo nie  jest żadną polską specyfiką. Po drugie, Europę można i trzeba zmieniać, dlatego  że Polska niepodległa nie przetrwa w Europie wrogiej naszym wartościom.  
Dziękuję za rozmowę. 
"Nasz Dziennik" 2009-06-08
Autor: wa