Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Nieść pomoc i Słowo Boże w Ekwadorze!

Treść

Zdjęcie: www.operacjaekwador.pl/ -

Pod patronatem „Naszego Dziennika” 

Z Jolantą Nowak i Barbarą Busztą, animatorkami Diakoni Misyjnej Archidiecezji Przemyskiej, które wyjeżdżają na wolontariat do Santo Domingo de Los Colorados (Ekwador), rozmawia Marta Milczarska

We wrześniu wyjeżdżają Panie na misje do parafii w Los Encuentros. Dlaczego właśnie Ekwador?

Jolanta Nowak: Odpowiedź jest dość prosta – ponieważ taka była możliwość i potrzeba. Zaczęło się od dwóch księży, którzy pojechali tam na zastępstwo. Poznali w Ekwadorze siostry ze Zgromadzenia Sióstr Benedyktynek Misjonarek, które prowadzą dom dziecka i potrzebują wolontariuszy do pracy w nim. Tak otworzyła się możliwość wyjazdu dla nas. Dlaczego nie wolontariat w Polsce? Ponieważ pragniemy, by Ruch Światło-Życie, w którym działamy, powstał na terenie nie tylko Polski, ale również za granicą. Poza tym jest to otwarcie się na inną kulturę, która mam taką nadzieję, ubogaci nas i wniesie coś nowego. Mam świadomość tego, że wolontariat w Polsce byłby także bardzo owocny i potrzebny, jednak kierując się słowami Papieża Franciszka, jako chrześcijanie mamy obowiązek wyjścia z Dobrą Nowiną, i tak też traktuję ten wyjazd.

Barbara Buszta: Dodam, że pragnienie wyjazdu na misje zrodziło się w moim sercu w 2013 r., kiedy to zaprzyjaźnieni księża przygotowywali się na miesięczny wyjazd do Ekwadoru, w ramach zastępstwa w jednej z tamtejszych parafii. Pod koniec sierpnia 2013 r., gdy księża wrócili z Ekwadoru, oznajmili, że istnieje możliwość odbycia wolontariatu w domu dziecka „Valle Feliz” w Santo Domingo de Los Colorados. Bez dłuższego zastanawiania się podjęłam decyzję, że pragnę tam pojechać i służyć tym osobom, do których posyła sam Bóg! Od momentu podjęcia tej niesamowicie ważnej decyzji w moim sercu i życiu gości ogromny pokój i niezachwiana pewność, że to pragnienie oraz sama misja pochodzi od Pana Boga.

W takim razie przybliżmy naszym Czytelnikom Operację Ekwador. Czym ona jest? 

BB: Operacja Ekwador – to przede wszystkim akcja mająca na celu promocję i zbiórkę środków na wyjazd do Ekwadoru. To także pobudzanie w członkach naszego Ruchu odpowiedzialności za dzieło misyjne w Kościele.

JN: Ma ona także zadanie promocyjne, aby jak największa liczba ludzi zainteresowała się misjami, wolontariatem w innych krajach, gdyż jest to otwarcie się Kościoła i tylko poprzez nie spełniamy podstawowe zadanie, jakim jest ewangelizacja. To grupa młodych osób, ale nie tylko, które chcą nam pomóc wyjechać, zarówno poprzez wsparcie finansowe, jak i modlitwę.

Jak wyjazd wpłynie na dotychczasowe zajęcia Pań?

BB: Obecnie jestem studentką V roku pedagogiki w Krakowie, w najbliższych dniach będę broniła pracę magisterską. Mogę dzisiaj śmiało powiedzieć, że Pan Bóg przez ostatnie miesiące i tygodnie niesamowicie troszczył się o mnie i moje studia. Pomógł mi pozdawać wszystkie egzaminy bez najmniejszych problemów, napisać pracę magisterską i wierzę, że wkrótce też ją obronić. Dzięki temu bez problemu mogę wyjechać na misje. W tym momocie otwiera się przede mną nowa czysta kartka, którą jedynie Pan Bóg będzie zapisywał.

JN: Ja zaś studiuję prawo na Uniwersytecie Rzeszowskim. W związku z tym biorę na ten rok urlop dziekański. Mam nadzieję, że zostanie mi on przyznany, na razie czekam na pozytywne rozpatrzenie decyzji. Po powrocie liczę, że wrócę na studia i je ukończę.

Jak wyglądają przygotowania do wyjazdu?

JN: Od października brałam udział w kursach języka hiszpańskiego, jednak wiem, że to, ile umiem, jeszcze nie jest wystarczające, dlatego muszę się wziąć do pracy i uczyć się samodzielnie. Jeśli chodzi o przygotowanie do pracy w Santo Domingo de Los Colorados, a więc opieki nad dziećmi, to nie musiałam się do niej specjalnie przygotowywać, gdyż mam dużą rodzinę i często zajmuję się maluchami. Prowadzę również spotkania dla Dzieci Bożych u siebie w parafii, dlatego myślę, że dam sobie radę.

Na szczęście okazało się, że do wyjazdu nie są konieczne specjalne szczepienia, ponieważ te rejony, w których będziemy, są w miarę bezpieczne pod względem higieny czy środowiska.

BB: Trzeba także wspomnieć o przygotowaniu duchowym, gdyż nasz wolontariat to także ewangelizacja. To przygotowanie rozpoczęło się pod koniec listopada ubiegłego roku, kiedy to wspólnie z koleżankami i kolegami ze wspólnoty Ruchu Światło-Życie gromadziliśmy się na spotkaniach formacyjnych w Krakowie. Odbywały się one co miesiąc, a ich celem było przede wszystkim pogłębienie duchowości misyjnej na podstawie rozważań z encykliki Jana Pawła II „Redemptoris missio”. Wraz z naszym moderatorem diecezjalnym Ruchu Światło-Życie przeżywaliśmy wspólnie Eucharystię, Namiot Spotkania, a także dzielenie się Słowem Bożym. Ważnym momentem była dla mnie Centralna Oaza Matka w Krościenku nad Dunajcem, gdzie pobłogosławił mnie moderator generalny Ruchu Światło-Życie. Był to dla mnie szczególny czas, ponieważ wiem, że sam moderator generalny posyła mnie na drugi koniec świata, aby i tam mogły zaistnieć i rozwijać się wspólnoty Ruchu Światło-Życie. Także ja od stycznia tego roku uczęszczałam na kurs języka hiszpańskiego.

Czym będą się Panie zajmowały podczas wolontariatu w Santo Domingo de Los Colorados?

JN: Przede wszystkim opieką nad dziećmi w domu dziecka. Do naszych obowiązków należy przygotowanie ich do szkoły, pomoc w odrabianiu zadań, wspólna zabawa oraz nauka języka angielskiego. Chcemy także prowadzić dla nich spotkania oazowe.

BB: Czeka nas również pomoc w kuchni, w codziennych obowiązkach. Oprócz tego pragniemy organizować dzieciom czas poprzez animację zabaw podczas tzw. wieczorów pogodnych, a także krzewić wiarę podczas cotygodniowych spotkań formacyjnych.

Decyzja o podjęciu tego zadania wypływa z doświadczenia wiary, z żywej relacji z Panem Bogiem?

BB: Wyjazd na misje wypływa przede wszystkim z relacji do Pana Boga. Ja w swoim życiu spotkałam żywego Jezusa, który jest moim przyjacielem, który dla mnie czyni wielkie rzeczy i mieszka pośród nas, dlatego też chcę się Nim dzielić z innymi, nawet na drugim krańcu świata. Myślę, że te misje są i będą również próbą odczytania tego, jaki plan dla mojego życia przygotował Pan Bóg.

JN: Ta decyzja wynikła właśnie z poszukiwania swojego miejsca w Kościele oraz próby odpowiedzi na słowa Pana Boga skierowane do mnie. Bez wiary i zaufania Bogu na pewno nie podjęłabym takiej decyzji.

Czym dla Pań jest ten wyjazd?

JN: Ten wyjazd jest zarówno odpowiedzią na powołanie do służby innym, jak i głoszeniem Ewangelii wszędzie tam, gdzie jest taka potrzeba. To też niesamowita przygoda prawdopodobnie niezapomniana do końca życia, na pewno zdobędę cenne doświadczenia, dowiem się mnóstwa ciekawych rzeczy, poznam niesamowitych ludzi oraz samą siebie. Nawet ciężko mi sobie wyobrazić, jak niezwykły to będzie czas.

BB: Dla mnie ten wyjazd jest przede wszystkim wezwaniem samego Pana Boga  słowami: „Idźcie na cały świat i nauczajcie wszystkie narody”. To wielkie wezwanie Boga: do bezinteresownej służby drugiemu człowiekowi, do pokonywania swoich słabości, wad, swoich przyzwyczajeń, oderwania się od bezpiecznego „ciepełka”. Myślę, że będzie to dla mnie również największa przygoda życia przeżywana z Panem Bogiem i drugim człowiekiem.

Największe obawy związane z misją w Ekwadorze?

BB: Najbardziej obawiam się tego, jak zostanę przyjęta przez dzieci i młodzież. Kolejną barierą jest język, chciałabym bez najmniejszego problemu porozumiewać się z dziećmi, spędzać z nimi czas na zabawie, a także wspólnych rozmowach. Boję się również tego, jak poradzę sobie z nową rzeczywistością, ale tak jak mówiłam wcześniej, wiem i wierzę, że sam Pan Bóg mnie posyła, to On mnie wybrał i to z Nim wszelkie trudności będę pokonywała.

JN: Podobnie jak Basia, obawiam się bariery komunikacyjnej. Marzę o tym, bym dobrze rozumiała te dzieci, co do mnie mówią, ale także to, co czują, i abym potrafiła im pomóc i odpowiedzieć. Może boję się trochę braku akceptacji z ich strony. Bardzo chciałabym tworzyć z nimi taką domową wspólnotę, aby czuły się przy mnie dobrze.

Dziękuję za rozmowę.
Każdy, kto chciałby wesprzeć finansowo „Operację Ekwador”, może to zrobić tutaj.
Marta Milczarska
Nasz Dziennik, 5 lipca 2014

Autor: mj