Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Niemcy czy Hiszpanie?

Treść

- Przyjechaliśmy tutaj, by wygrać turniej, zatem na razie nic jeszcze nie osiągnęliśmy. Sam awans do finału nie jest niczym szczególnym, musimy w nim triumfować - słowa Cesca Fabregasa doskonale oddają nastroje panujące w hiszpańskiej ekipie przed jutrzejszym meczem o złoto piłkarskich mistrzostw Europy. Na jej drodze staną jednak Niemcy, którzy także nie ukrywali i nie ukrywają swych ambicji. Chcą zwyciężyć, liczy się tylko pełna pula. I dobrze, bo wszystko to gwarantuje wielkie emocje. Skład finału nie jest zaskoczeniem, o tytuł zagrają dwie wielkie i szalenie mocne drużyny. Mają takie same szanse na sukces.

Niemcy awans wywalczyli po niesłychanie dramatycznym pojedynku z Turcją. Wszyscy spodziewali się, że rozgrywany dzień później mecz Hiszpanii z Rosją dostarczy takich samych albo nawet większych emocji. Naprzeciw siebie stawały bowiem zespoły, które dotychczas w mistrzostwach spisywały się bardzo dobrze, imponowały swą postawą, na każdym kroku potwierdzając drzemiące możliwości. Nikt jednak nie sądził, że dojdzie do powtórki z 10 czerwca, gdy w meczu grupowym podopieczni Luisa Aragonasa rozbili zawodników Guusa Hiddinka 4:1. Ba, wielu wyżej stawiało akcje tych drugich, którzy w ćwierćfinałowym starciu z Holandią zachwycili całą piłkarską Europę i zyskali miano najpiękniej grającej drużyny turnieju. W czwartkowy wieczór Rosjanie jednak zawiedli. Czy to nie wytrzymali presji, czy dało o sobie znać zmęczenie trudami turnieju - Andriej Arszawin i koledzy zagrali słabo, słabiej niż 10 czerwca i zasłużenie przegrali 0:3. A może po prostu Hiszpania na niewiele im pozwoliła, od początku do końca przejmując inicjatywę na trudnym, mokrym boisku? Faktem jest bowiem, że podopieczni Aragonesa zaimponowali. Zagrali bardzo dobrze, z pomysłem, pasją, wielkim zaangażowaniem i pozbawili rywali wszelkich złudzeń. - W pierwszej połowie długo nie mogliśmy złapać właściwego rytmu gry, gdy to się stało po przerwie, zdecydowanie dominowaliśmy - powiedział hiszpański selekcjoner. Prowadzący Rosjan Guus Hiddink nie szukał usprawiedliwień. - Przegraliśmy z wielkim zespołem, który rozegrał wspaniałe spotkanie - przyznał.
To już jednak przeszłość. Jutro Hiszpanie i Niemcy zagrają w wielkim finale Euro 2008. I jedni, i drudzy mają gigantyczne apetyty na sukces, bo tylko w ten sposób zrealizują cele, z jakimi wybrali się do Austrii i Szwajcarii. - Przyjechaliśmy tu, by zdobyć tytuł, dlatego do tej pory niczego nie osiągnęliśmy. Sam finał nas nie zadowala, musimy wygrać. Oczywiście mamy świadomość klasy przeciwnika, nie ukrywam, że czujemy przed Niemcami respekt - powiedział Fabregas, który w czwartek pojawił się na boisku pod koniec pierwszej połowy, zastępując kontuzjowanego Davida Villę. I zapewne jutro wyjdzie w podstawowym składzie, bo napastnik Valencii i najlepszy jak na razie strzelec turnieju nie zagra. Naciągnął mięsień i kolegom będzie musiał przyglądać się z ławki rezerwowych. To ogromna strata, ale z drugiej strony Aragones ma takie bogactwo wyboru, iż z pewnością znajdzie godnych następców (czyli najpewniej Fabregasa, a to by oznaczało, iż postawi na tylko jednego typowego napastnika - Fernando Torresa). - Niemcy będą dla nas wielkim wyzwaniem, ale zrobimy wszystko, by mu podołać - dodał trener Hiszpanii.
O ile po półfinale w Madrycie zapanowała euforia, o tyle po wygranej z Turcją Berlin wcale nie rozpływał się nad grą wybrańców Joachima Loewa. Przeciwnie, dominował niepokój, wyrażany także przez największe autorytety niemieckiej piłki. - W finale musimy zagrać tak jak przeciw Polsce i Portugalii. Jeśli wypadniemy jak przeciw Turcji, możemy zapomnieć o sukcesie - ogłosił Franz "cesarz" Beckenbauer. Loew doskonale zdaje sobie z tego sprawę. - Wówczas presja nieco spętała nam nogi. Teraz, gdy zrealizowaliśmy cel i awansowaliśmy do finału, będziemy mogli zagrać swobodniej i z mniejszym napięcie - i wygramy. Oczywiście Hiszpanie postawią duże wymagania, mają w składzie wielu świetnych piłkarzy, bardzo ruchliwych, często zmieniających pozycje. Nie możemy dopuścić do sytuacji, w której pierwsi zdobędą bramkę - powiedział niemiecki selekcjoner.
Niemcy zagrają w finale mistrzostw Europy po raz szósty w historii. Są najbardziej utytułowaną drużyną w historii turnieju, dotychczas sięgali po prymat trzykrotnie: w 1972, 1980 i 1996 roku. Hiszpanie grali o tytuł dwa razy - i wygrali w 1964 roku. Od tego dnia minęło jednak bardzo, bardzo dużo czasu i pragnienie sukcesu jest gigantyczne. Zawsze mieli opinię drużyny grającej pięknie, ale na wielkich imprezach zawodzącej. Teraz już udowodnili, iż gra efektowna nie musi iść w sprzeczności z wynikami. A mają szansę pójść jeszcze dalej.
Finał poprowadzi włoski arbiter Roberto Rosetti.
Piotr Skrobisz
"Nasz Dziennik" 2008-06-28

Informacja z serwisu www.iap.pl

Autor: wa