Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Niektórzy w Europie mają zbyt krótką pamięć

Treść

Z posłem Aleksandrem Szczygło (PiS), wiceprzewodniczącym sejmowej Komisji Obrony Narodowej i szefem MON w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, rozmawia Wojciech Wybranowski Prawo i Sprawiedliwość zaapelowało o przyjęcie rezolucji w sprawie Gruzji. Marszałek Sejmu Bronisław Komorowski zapowiedział wczoraj, że na najbliższym posiedzeniu mogłaby zostać przyjęta uchwała w tej sprawie... - Byłby to wyraz poparcia dla państwa, które stało się przedmiotem agresji ze strony Rosji. To jest bardzo istotne w stosunkach międzynarodowych, a zwłaszcza stosunkach między Polską a Gruzją. Byłby to wyraz ogólnopolskiej solidarności z Gruzinami, zgodny z polityką zagraniczną, którą w tej sprawie jednym głosem prowadzą prezydent Lech Kaczyński i rząd. Najważniejsze, by ta uchwała była dokumentem, do którego przyjęcia nie jest potrzebne głosowanie, tylko zostałaby przyjęta przez aklamację. Treść takiej uchwały wyrażałaby po pierwsze zdecydowane poparcie dla niepodległości i jedności terytorialnej Gruzji, a po drugie - solidarność z Gruzinami w tak trudnym dla nich momencie. Z aklamacją w tym Sejmie w takiej sprawie mógłby być problem. Lewica tradycyjnie już przejawia skrajnie prorosyjskie sympatie, krytykuje działania prezydenta w sprawie gruzińskiej, krytycznie wypowiada się o tarczy antyrakietowej. - Mówiłem o modelowej sytuacji, w której treść uchwały jest w ten sposób przyjmowana. Pokazuje to wtedy jedność Sejmu ponad podziałami politycznymi. Jeżeli nie udałoby się w ten sposób przyjąć, to pozostaje przyjęcie większością głosów parlamentarnych tych klubów, które potrafią się w tej sprawie porozumieć. Wydawało się, że w polityce międzynarodowej w kwestiach gruzińskich rząd i prezydent rzeczywiście są jednomyślni, ale okazało się, że wystąpił konflikt o to, kto będzie reprezentował Polskę na szczycie UE poświęconym relacjom UE - Rosja i sprawie gruzińskiej. Zdaniem wicepremiera Grzegorza Schetyny, powinien jechać Donald Tusk, prezydent Kaczyński jednak z wyjazdu rezygnować nie zamierza. - W sytuacji, w której prezydent RP wyraża chęć reprezentowania Polski na szczycie państw UE, sprawa powinna być oczywista. Przypomnę, że prezydent Rzeczypospolitej jest głową państwa i najwyższym przedstawicielem naszego państwa. Tutaj prezydencja jest bezlitosna dla premiera. Myślę, że nie ma jednak problemu, by w skład polskiej delegacji wszedł również premier Donald Tusk, ale w takiej sytuacji przewodniczącym delegacji jest prezydent. Decyzja rosyjskiej Dumy legitymizuje podział Gruzji, oderwanie od jej terytorium Abchazji i Osetii Południowej. Jak powinny zareagować Unia Europejska i NATO? - Jeżeli chodzi o UE, to stosunki gospodarcze pomiędzy krajami Unii a Rosją powinny być elementem nacisku. To nie jest wcale tak, że tylko UE straci z tego powodu, że Rosja zerwie z nią współpracę. Jeśli chodzi o NATO, to wydaje mi się, że należy po wcześniejszym spotkaniu ministrów spraw zagranicznych i obrony państw wchodzących w skład Paktu Północnoatlantyckiego zwołać szczyt NATO i w grudniu podjąć decyzję o przyjęciu Gruzji do Sojuszu. Ale czy NATO bądź UE jest w stanie wymusić na Rosji wycofanie wojsk z Gruzji? - Nie należy spodziewać się rezultatów od razu. Ale sam fakt, że Gruzja wejdzie w skład tej części świata, która przestrzega zasad demokracji i wolności, też będzie oddziaływać na ludność zamieszkującą Abchazję i Osetię Południową. Zasady, które dotyczą przestrzegania praw człowieka, są jednym z elementów konstytuujących członkowstwo danego państwa w NATO. No tak, ale w żaden sposób nie spowoduje to powrotu terytoriów, na których obecnie stacjonują okupacyjne wojska rosyjskie, do Gruzji. Czy Gruzini w takiej sytuacji muszą pogodzić się na chwilę obecną z tym, że stracili część swojego państwa? - Nie, dlaczego? Z formalnego punktu widzenia nic się nie zmieniło. Te dwa autonomiczne obszary są przecież nadal częścią Gruzji. Rosja uznała ich niezależność.... - Z prawnego, międzynarodowego punktu widzenia nie ma to żadnego znaczenia. Będą tam stacjonować rosyjskie wojska. - Turcja też uznała w pewnym momencie Północny Cypr za niezależne państwo i co to zmieniło? To, że nie posłuchano na szczycie w Bukareszcie prezydenta Kaczyńskiego, który proponował przyjęcie tzw. mapy drogowej dla Gruzji, było błędem. Moim zdaniem, należy zrobić to jak najprędzej. Czy UE, NATO w sprawie Gruzji nie spóźniły się z reakcją? Po uznaniu niepodległości Kosowa dało się słyszeć bardzo wyraźne głosy ze strony rosyjskiej, że Federacja Rosyjska poprze separatystyczne dążenia Abchazji i Osetii. - A pamięta pan, kto wtedy w Polsce przestrzegał przed zbyt szybkim uznaniem niepodległości Kosowa? Prezydent Kaczyński... - No właśnie. Prezydent Kaczyński i Prawo i Sprawiedliwość. Przestrzegaliśmy przed pochopnymi działaniami w tej sprawie. Mówiliśmy, że Rosja to wykorzysta. No i niestety, zaznaczam - niestety - bo nie można z takiej sytuacji mieć żadnej satysfakcji, okazało się, że mieliśmy rację w tym sensie, że dla Rosji stanowiło to pretekst do podjęcia kroków przeciwko Gruzji. Opinia międzynarodowa zlekceważyła wtedy Rosję. Część UE chyba nie potrafi przyjąć do wiadomości pewnej rzeczy. Kiedy rozpadała się w latach 90. Jugosławia, nikomu w Europie nie przyszło do głowy, że niedaleko od nas ludzie mogą robić takie straszne rzeczy, mordować się nawzajem. Niedaleko od nas, na Bałkanach. I po takim doświadczeniu minęło lat kilkanaście i znów okazało się, że część polityków nie jest w stanie uwierzyć, że Rosja może użyć siły zbrojnej do rozwiązywania problemów innych państw. A okazało się, że może. Robi to w Czeczenii w bardzo brutalny sposób i po części - chyba oczekując braku reakcji ze strony świata zachodniego - zrobiła to w Gruzji. Tutaj akurat się zawiodła, bo dzięki reakcji prezydenta Kaczyńskiego i prezydentów Łotwy, Litwy, Estonii i Ukrainy udało się zainteresować świat tym, co Rosja wyprawia w Gruzji. Mam wrażenie, że niektórzy w Europie mają zbyt krótką pamięć. W jednej z zachodnich gazet napisano, że reakcja opinii międzynarodowej w sprawie agresji rosyjskiej na Gruzję nie jest zdecydowana, za mało krytyczna, ponieważ ośrodki opiniotwórcze są nasączone "rosyjskimi agentami wpływu". - "Poputczikami", jak ich Lenin nazywał. Również w Polsce takich nie brakuje. W tym tygodniu w niektórych mediach pojawiła się informacja, że oprócz baterii rakiet typu Patriot, która ma stacjonować w Polsce, będziemy chronieni przez kolejną baterię, tyle że stacjonującą na terenie Niemiec. - Nic o tym nie słyszałem. Coś się komuś pomyliło. Gdyby z terytorium Niemiec można było chronić bazę antyrakiet na Pomorzu albo Warszawę, to po co byłoby upierać się przy tej jednej baterii stacjonującej w Polsce. Chyba ktoś coś tutaj pokręcił. Ta jedna bateria, która ma stacjonować w Polsce, to wzmocnienie dla naszych sił zbrojnych? - To pewien symbol. Ta bateria rakiet Patriot ma być w Polsce wraz z amerykańskimi żołnierzami. Oprócz bazy antyrakiet byłby w Polsce też drugi garnizon z tą baterią. Ale należy to traktować jako pewnego rodzaju symbol. Żeby zapewnić bezpieczeństwo całemu terytorium Polski, musielibyśmy mieć takich baterii znacznie więcej. Prezydent Federacji Rosyjskiej powiedział, że Rosja zareaguje militarnie na tarczę antyrakietową. To groźba czy zapowiedź wyścigu zbrojeń? - Pogróżka. Rosjanie doskonale wiedzą, że te antyrakiety nie są dla nich żadnym zagrożeniem. Więc wypowiedzi polityków rosyjskich, pogróżki i pewne działania należy traktować jako chęć utrzymania rosyjskich wpływów nad tą częścią Europy. Budowa tarczy antyrakietowej w Polsce jest zerwaniem dominacji czy chęci dominacji rosyjskiej nad Europą Środkowowschodnią. Dlatego Rosjanie tak się pieklą. Nie obawia się Pan, że da to pretekst Rosjanom do tego, by zerwać podpisane wcześniej porozumienia dotyczące redukcji uzbrojenia czy zakazu produkcji niektórych rodzajów broni? - Robią już to od wielu lat. Jak tylko dostali więcej pieniędzy za gaz i ropę, natychmiast rozpoczęli modernizację swojej armii. Nie potrzebują do tego żadnego pretekstu. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-08-28

Autor: wa