Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Nie żyjemy w PRL

Treść

Z posłem Robertem Kołakowskim (PiS), członkiem sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu, rozmawia Wojciech Wybranowski Jak Pan ocenia sytuację związaną z wydawaniem dziennikarzom przepustek do parlamentu? - Cała sprawa jest moim zdaniem skandaliczna. Nie może być w Sejmie RP takiej sytuacji, w której dziennikarze są traktowani różnie, w zależności od tego, z jakiej są redakcji. Uniemożliwianie czy też w znacznym stopniu utrudnianie pracy dziennikarzom "Naszego Dziennika", ale wiem też, że i innych mediów, jest skandaliczne i mam nadzieję, że w najbliższym czasie zostanie definitywnie wyjaśnione. Z tego, co słyszałem, wicemarszałek Krzysztof Putra obiecał, że sprawą się zajmie i podniesie ją na Konwencie Seniorów. Zobaczymy, jakie będą tego efekty. Z wyjaśnień udzielanych mediom przez pana Jarosława Szczepańskiego, dyrektora Biura Prasowego Sejmu, który podjął arbitralną decyzję o ograniczeniu dziennikarzom możliwości pracy w Sejmie, wynika, że ponoć takie zmiany zostały wprowadzone na żądanie samych posłów... - W poprzedniej kadencji było trochę inaczej, szczególnie w czasie, kiedy marszałkiem Sejmu był Ludwik Dorn. Wtedy również zostały wprowadzone pewne ograniczenia w dostępie dla dziennikarzy, były wyznaczone miejsca, gdzie dziennikarze nie mieli wstępu, tam parlamentarzyści mogli czuć się swobodnie. Ale nikomu nie przyszedł do głowy absurdalny pomysł, by ograniczać liczbę wydawanych dziennikarzom kart prasowych pozwalających na poruszanie się po Sejmie. I dziwnym trafem obecnie takie zmiany w najmocniejszy sposób dotykają media niezależne, takie jak "Nasz Dziennik". Posłowie powinni mieć takie miejsca, gdzie mogliby spokojnie pracować, dziennikarze nie wszędzie powinni mieć prawo wstępu, natomiast, co jest oczywiste, dziennikarze muszą mieć dostęp do posłów, aby swobodnie wykonywać swój zawód. Ale najważniejsze w tym wszystkim jest to, że wszyscy powinni być traktowani tak samo, a nie, że jednej redakcji ogranicza się możliwość pracy w Sejmie, a w przypadku innej, bliskiej rządowi, takie ograniczenia mają charakter kosmetyczny. Uważa Pan, że restrykcje, które dotknęły "Nasz Dziennik", mogą mieć podłoże polityczne? - Myślę, że tak. Dlaczego odbiera się prawo wstępu w kuluary akurat tym dziennikarzom, a nie innym? Myślę, że ta sprawa zostanie niezwłocznie wyjaśniona, posłowie naszego klubu na pewno będą interweniować, bo tak nie może być. Wszyscy muszą mieć równe prawa, w końcu nie żyjemy w czasach PRL. A jeżeli dyrektor Szczepański nie będzie chciał się wycofać z tych ograniczeń? - Komisja Kultury i Środków Przekazu z pewnością powinna się tą sprawą zająć. Niestety, wiemy z doświadczenia w tej kadencji, że wszystkie tematy, które są niewygodne dla Platformy Obywatelskiej, są niepodejmowane, pani przewodnicząca ogranicza posłom prawo głosu. Różne rzeczy się już działy, szczególnie przy okazji prac nad ustawą medialną. Myślę, że przede wszystkim trzeba sprawę nagłaśniać. Skoro już marszałek Putra zobowiązał się podjąć interwencję, to może uda mu się to wszystko wyjaśnić. Niemniej jednak tą sprawą powinna również zająć się Komisja Kultury i Środków Przekazu. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-04-07

Autor: wa