Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Nie umiemy dostrzec Boga pośród nas

Treść

Zanim Abraham stał się, Ja jestem (J 8,58). Abraham, jak każdy inny człowiek, staje się, a Chrystus mówi o sobie: Ja jestem. Mówiliśmy już o sensie tego sformułowania. Dzisiaj chciałbym zwrócić uwagę na przeciwieństwo: staje się – jest. Na nim polega całe nieporozumienie w rozmowie z Jezusem. Jego słuchacze widzą wszystko w nieustannym procesie stawania się i umierania:

Czy Ty jesteś większy od ojca naszego Abrahama, który przecież umarł? I prorocy pomarli… Pięćdziesięciu lat jeszcze nie masz, a Abrahama widziałeś?

Rzeczywiście: jak można było widzieć Abrahama, który żył ponad tysiąc lat wcześniej, nie mając nawet 50 lat? Jest to w kategoriach naszego ziemskiego doświadczenia oczywista niemożliwość. Dlatego w tej sytuacji Pan Jezus jednoznacznie mówi o sobie: Jestem, który jestem. Wiara, jakiej domagał się Pan Jezus w tej wypowiedzi, przerastała Żydów całkowicie. Jestem, który Jestem oznaczało: jestem Jahwe. Tak przemawiać mógł jedynie Bóg, a nie człowiek, a jakżeż ktoś, kogo widzieli jako człowieka, mógł się uważać za Boga! Było to dla nich bluźnierstwo. Dlatego porwali kamienie, aby Go ukamienować.

Prawda, którą przyniósł Pan Jezus, a właściwie, którą sam był, całkowicie przerastała wszystkich. Nikt nie był w stanie jej zobaczyć, być może z wyjątkiem Jego Matki, która na kartach Ewangelii właściwie milczy. Jednak ta prawda staje się „widoczna” w Jego zmartwychwstaniu i po Zesłaniu Ducha Świętego. Chrystus Zmartwychwstały objawia tajemnicę Bożego Jestem. Ukazuje nam nowe życie, które przerasta nieustanne stawanie się i przemijanie, ukazuje życie, które jest udziałem w Bożym Jestem.

Dzisiejsze czytania liturgiczne: Rdz 17, 3-9; J 8, 51-59

Dopiero w perspektywie zmartwychwstania wypowiedzi Pana Jezusa stają się dla nas czytelne. Dlatego nie należy potępiać tych Żydów, którzy polemizowali z Panem Jezusem. Obawiam się, że my nie bylibyśmy lepsi od nich. Pan Jezus wyraźnie mówi, abyśmy nie sądzili: Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą (Mt 7,2). Jednak ta sytuacja uczy nas, jak bardzo trzeba nam dać się prowadzić przez słowo Boże. Jak trzeba je mądrze odczytywać. W Nowym Testamencie mamy kilka osób, które potrafiły dobrze odczytać sens Bożego słowa. Do nich należy wpierw i przede wszystkim Najświętsza Maria Panna. Wymaga to mądrości duchowej, umiejętności rozpoznania ducha Bożej myśli, odkrycia Jego zamysłu zbawczego. Dopiero w tej perspektywie można zacząć odczytywać to wszystko, co nam przez Jezusa daje.

Dzisiejsze pierwsze czytanie dotyczy Abrahama i zawartego z nim przymierza. Jest to pierwsza historyczna postać, od której rozpoczyna się stopniowo realizacja Bożego zamysłu zbawczego. Przymierze gwarantuje wierność Boga w Jego błogosławieństwie skierowanym do nas.

Przymierze moje, które zawieram pomiędzy Mną a tobą oraz twoim potomstwem, będzie trwało z pokolenia w pokolenie jako przymierze wieczne, abym był Bogiem twoim, a potem twego potomstwa (Rdz 17,7)

Zobaczmy, jak ta obietnica się po latach spełnia. Abraham musiał jednak długo czekać na urodzenie się syna, Izaaka. Musiał się wykazać prawdziwym zawierzeniem. Abraham pewnie wierzył w realizację Bożej obietnicy, ale w wymiarze naturalnym. Pewnie nigdy by mu nie przyszło do głowy, że stanie się tak, jak się stało: po wiekach widać, jak ogromna liczba ludzi na świecie odnosi się do niego jako do swojego ojca w wierze. Bóg daje obietnicę, ale zawsze przerasta ona nasze wyobrażenie o jej spełnieniu. Wypełnia ją w sensie dosłownym, ale ważniejsze jest wypełnienie według Bożej miary, zgodnie z Jego zamysłem.

W dzisiejszej Ewangelii, kontynuując poprzednie wątki, Pan Jezus stara się powiedzieć Żydom, że pragnie wszystkich doprowadzić do pełni życia, które ostatecznie jest udziałem w Bożym Jestem: Jeśli kto zachowa moją naukę, nie zazna śmierci na wieki (J 8,51). Oni jednak zupełnie tego nie rozumieją. Ta prawda całkowicie ich przerasta. Ich grzech nie polegał na tym, że nie zrozumieli słów Jezusa, ale na tym, że nie rozumiejąc, zamiast – w obliczu znaków, jakie im dawał – pytać i starać się wnikać w prawdę Jego słów, od razu uznali Go za bluźniercę.

Podczas Eucharystii stajemy wobec misterium. Z jednej strony otrzymujemy Jego słowo, ewangelię o Bożym zbawieniu, z drugiej zaś uzyskujemy już teraz udział w Bożym życiu przez komunię. Liturgia jest wielkim misterium Bożego Jestem, które jest nam przekazywane. Nie chodzi w niej jedynie o zaspokojenie naszych nawet najlepszych doczesnych pragnień, ale o odnalezienie się w Tym, który Jest. W tym momencie warto powiedzieć kilka słów o dwóch odrębnych określeniach czasu istniejących w języku greckim. Chronos jest czasem przemijających zdarzeń, czyli zwykłym czasem, takim, którego w życiu doświadczamy. Natomiast istnieje inne określenie czasu: kairos, który jest „czasem sposobnym”, „czasem, w którym coś się wydarza i w związku z tym nie jest ważne przemijanie, ale to, co się wydarza”, jest to „czas łaski”, „czas spotkania”, „czas obecności”. I liturgia jest takim czasem. Jeżeli ją przeżywamy w kategoriach chronos, to nie rozumiemy, czym ona jest.

I tak jak Żydów przerastała prawda, jaką przyniósł Pan Jezus, tak nas najczęściej przerasta misterium, w którym uczestniczymy. Chodzi w nim o coś o wiele głębszego, niż jesteśmy sobie w stanie wyobrazić. Aby wejść właściwie w liturgię, trzeba wejść w kairos, czas łaski, otworzyć się na misterium, które nas całkowicie przerasta. Liturgia staje się wielką szkołą otwierania się na misterium Boga obecnego w naszym życiu, bo On jest obecny w życiu każdego z nas, tylko, niestety, najczęściej my tego nie umiemy dostrzec. Istnieją jednak pewne szczególne wydarzenia, które nagle odsłaniają tę żywą obecność Boga w naszej historii. Takim wydarzeniem była śmierć naszego papieża Jana Pawła II. Wydaje się, że jego umieranie było takim momentem w wymiarze całego świata. To było zdumiewające i chyba nie było jeszcze niczego podobnego, nigdy cały świat nie przeżywał odchodzenia jakiegoś człowieka. Może warto sobie przypomnieć, że wtedy nagle telewizja, radio, gazety przyjęły prawdziwie poważny charakter. Istniała jakaś wielka powaga i godność, jakiej sobie nie przypominam w żadnym innym momencie w historii świata. Pewnie lokalnie tak bywało, ale w wymiarze całego świata chyba nie!

Ale to, co najważniejsze dla nas, to wielkie świadectwo, szkoła życia, jaką nam dał Jan Paweł II. Mianowicie on bardzo świadomie wchodził w najważniejsze misterium życia, jakie dokonuje się w śmierci. Jak wiemy, Papież nie pozwolił zastosować w odniesieniu do siebie tak zwanej „uporczywej terapii”, czyli ratowania życia biologicznego za wszelką cenę. Ten wybór świadczył o jego świadomości i wolności, z jaką wchodził w śmierć. Śmierć jest najważniejszym i najwspanialszym momentem w życiu chrześcijanina, bo jest to przecież moment spotkania się z Chrystusem, naszym Panem. To moment radości, a nie smutku czy rozpaczy. „Amen”, jakie mógł na końcu wypowiedzieć, jest doskonałym streszczeniem jego życia. Przypomina ono Jezusowe: „Wykonało się”.

Wielkość człowieka można poznać po jego śmierci. Umieranie Jana Pawła II na oczach całego świata było ogromnym świadectwem jego wiary i potwierdzeniem autentyczności nauki, jaką głosił przez lata posługi pasterskiej. Obyśmy nie zmarnowali tej nauki, oby ona nam samym pomogła świadomie i bez lęku wchodzić we własne misterium życia, którego zwieńczeniem jest śmierć jako spotkanie z Chrystusem, naszym Odkupicielem.

Nieustannie trzeba nam zawierzać i przerastać własne ograniczenia, aby sam Bóg przeniósł nas ze świata, który przemija, do swojego królestwa życia.

Włodzimierz Zatorski OSB | Jesteśmy ludźmi

Źródło: ps-po.pl, 26.03.2015

Autor: mj