Nie mam granic stylistycznych
Treść
- mówi JOANNA SŁOWIŃSKA, która będzie jedną z gwiazd festiwalu Rozstaje - Skąd pomysł na śpiewanie? Skąd ta pasja? - Po prostu od dzieciństwa śpiewałam. Nie miałam sprecyzowanego pomysłu na życie i przyszły zawód. Wiedziałam, że musi mieć związek z muzyką, ale czy to będzie śpiew, taniec czy skrzypce - tego nie byłam pewna aż do momentu, kiedy nagle okazało się, że po prostu tak i koniec; i że nie mam innego wyjścia. - Przeznaczenie czy przypadek? - Był to raczej tak zwany "szczęśliwy traf" urodzenia się w takiej, a nie innej rodzinie, z takimi, a nie innymi zasadami i z wielką radością z muzykowania. Była to też konsekwencja wizji świata, którą zbudowałam sobie, będąc dzieckiem. W przeznaczenie ani w przypadek nie wierzę. Wierzę w Boga, a to wyklucza obie te idee. - Karierę rozpoczynała Pani, śpiewając w zespole Muzykanci. Jakie były początki tego zespołu? - Bardzo naturalne. Grałam z mężem Janem. Któregoś razu trzeba było wystąpić w większym składzie, zaprosiliśmy znajomych na taki "jednorazowy" występ, ludziom się to spodobało. Później oni też mieli podobną sytuację, potrzebowali muzyków i poprosili nas o udział w koncercie. Tak powstał zespół złożony z dwóch małżeństw. Graliśmy razem przez wiele lat. - Jaki rodzaj muzyki? - To była muzyka tradycyjna w postaci dość surowej, zbliżonej do formy przedwojennego muzykowania, z małą ilością współczesnych aranżacji, przetworzeń, bardzo blisko postaci tradycyjnej muzyki ludowej. - Każdy artysta ma swoją technikę, swój sposób na wokalne podanie tekstu. Pani śpiewa tzw. techniką białego głosu. Na czym to polega? - Mówi się, że biały głos jest techniką śpiewu wiejskiego, ale to nieprecyzyjne. Inaczej będzie brzmieć na Podhalu, inaczej na Mazowszu, inaczej na Kresach. Na własny użytek ułożyłam taką definicję, że głos biały to technika intuicyjna, a nie intelektualna. Sposób, w jaki śpiewali przodkowie. - Skąd to zainteresowanie tradycją, po części etnografią? - Właśnie stąd. Sam sposób śpiewania spowodował, że zaczęłam szukać, o czym śpiewało się na wsiach przed wojną w Polsce, a Polska jest krajem bogatym w różnorodności, które się przenikają, naśladują, często z sobą kontrastują. Zaczęłam też szukać tekstów, bo od zawsze interesowałam się poezją. Ludowa urzekła mnie tak mocno, że zajęłam się tym na poważnie. - Rokrocznie odbywa się w Krakowie Festiwal Rozstaje, w którym bierze Pani udział... - Rozstaje organizuje mój mąż, to jego dzieło artystyczne. Festiwal zaczął się od konkursu regionalnego - muzyki karpackiej. Dzisiaj przyjeżdżają artyści z różnych stron świata w rozmaity sposób inspirujący się muzyką tradycyjną. Biorę w tym udział, bo to dla mnie święto. Jesteśmy z mężem gospodarzami festiwalu. - Pani wielką miłością jest muzyka folkowa. Czemu folk? Czym jest dla Pani ten rodzaj muzyki? - Trudno nazwać - co jest folkiem w Polsce, a co nim nie jest. Raczej mówię, że śpiewam muzykę ludową, że korzystam ze skali ludowej, która w czasie lat mojej pracy przeistacza się w nową jakość, nowe dźwięki. Muzykę piszę sama, teksty - mąż, ale ciągle jest silny odzew tego, czym zajmowałam się przez dziesięć lat, czyli tradycji słowiańskiej, ludowej. Staram się nie używać pojęcia folk, bo jeśli Brathanki, Zakopower, Golec u Orkiestra są zespołami folkowymi, to trudno mi się pod tym podpisać. - Pani podąża w stronę teatru... - Jak się okazało, sposób, w jaki wykonywałam muzykę folkową, był bliżej teatru niż estrady folkowej. Podawałam tekst w sposób ilustracyjny nawet, kiedy śpiewałam czy grałam surowe rzeczy. Okazało się, że te dwie estetyki - folkowa i teatralna są spójne za sobą. Dziwne, ale tak jest. - Niedawno miał miejsce koncert "Serce moje gram - Wyspiański wg Koniecznego"; jak ocenia Pani współpracę z Zygmuntem Koniecznym? - To chyba największy zaszczyt, jaki mnie spotkał. To wielkie wyróżnienie, że Zygmunt mnie zauważył i zechciał ze mną pracować. Największe szczęście na mojej drodze artystycznej. Nawet nie śmiałam o tym marzyć. Od zawsze uwielbiałam jego muzykę. Wszystkie solowe projekty konsultuję z Zygmuntem. - Jaki jest w czasie pracy? - Niezwykle wymagający. Wymaga natychmiastowego efektu. To jest bardzo dobre. Jego uwagi są zawsze cenne. Ma bardzo precyzyjnie określoną wizję tego, jak ma brzmieć utwór. Kontroluje wszystko do ostatniego dźwięku. Domaga się tego, co chce usłyszeć, czasem jednak pozwala coś zaproponować i wtedy staje się bardzo otwarty. Zygmunt jest niezwykły. - Współpracowała Pani również z Piotrem Rubikiem. Niedawno, wraz z innymi solistami, odbierała Pani nagrodę w Opolu... - Była to bardzo zawodowa i koleżeńska współpraca. Było to bardzo ważne doświadczenie na mojej drodze artystycznej. Dało mi możliwość rozwoju. Okazało się, że z moim sposobem śpiewania odnajduję się w stylistyce muzyki pop, co było dla mnie zaskoczeniem. - Śpiewa Pani u Koniecznego i Rubika, teksty ludowe splatają się z wierszami Wyspiańskiego czy Osieckiej. Różnorodność - to jest Pani właściwe emploi? - Moim kluczem jest klucz estetyczny. Dużą wagę ma tekst równoważny z muzyką. Do niektórych tekstów sama piszę muzykę, ale musi mnie coś bardzo poruszyć. Nie mam granic stylistycznych. Moja propozycja sceniczna spaja wiele konwencji. Sukcesem jest to, że jestem rozpoznawalną artystką. - Pani nagrodzona płyta "Live in Alchemia" jest prawdziwie alchemiczna - na poły folkowa, na poły literacka. - "Live in Alchemia" to nagranie koncertowe, w klubie na Kazimierzu. Sytuacja improwizacji scenicznej i rejestracja chwili, która już nie wróci. To jest właśnie alchemia - zatrzymanie chwili w swej jedyności i ulotności. - A Pani najbliższa płyta - jaka będzie? - Nazywam ją płytą przejścia. To stare pieśni w nowych aranżacjach muzycznych. Chciałabym, żeby następne płyty były już wyłącznie autorskie. Z nową muzyką i nowymi tekstami. Album nosi tytuł "Możesz być" i ukaże się w połowie sierpnia nakładem QL Music. Na jesień planowana jest trasa po koncertowych studiach radiowych. - A już teraz usłyszymy w ramach festiwalu Rozstaje... - 28 lipca na placu Szczepańskim w Krakowie, gdzie wystąpię obok innych wspaniałych gości. Zapraszam! Rozmawiała: ANNA WĄSOWICZ Joanna Słowińska Pieśniarka, skrzypaczka. Studiowała rytmikę na Akademii Muzycznej. Początkowo śpiewała w zespole Muzykanci. Znana z oratoriów Piotra Rubika - "Tu es Petrus", "Psałterz wrześniowy", "Golgota Świętokrzyska". Zygmunt Konieczny powierzył jej partie solowe w swoich kompozycjach. Laureatka wielu prestiżowych nagród muzycznych, m.in. Grand Prix festiwalu Polskiego Radia Nowa Tradycja 2005, nagroda dziennikarzy muzycznych za Folkową Płytę Roku dla "Live in Alchemia". Ma silny głos i sceniczną charyzmę. "Dziennik Polski" 2007-07-24
Autor: wa