Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Nie ma dowodu na półbeczkę

Treść

Pierwsza myśl, kiedy zobaczyłem zdjęcia z Siewiernego? To niemożliwe, żeby samolot, spadając z wysokości 20 metrów, z prędkością 250 km/h, rozpadł się w taki sposób - mówi dr inż. Wacław Berczyński, doświadczony konstruktor Działu Wojskowo-Kosmicznego Boeinga

W styczniu 2011 r. ogłoszono raport MAK, potem był raport komisji Jerzego Millera. W obu dokumentach stwierdzono, że przyczyną katastrofy było oderwanie skrzydła w wyniku zderzenia z brzozą, po czym samolot miał wykonać półbeczkę autorotacyjną i upaść na grzbiet. - Byłem coraz bardziej zaniepokojony. To zupełnie nie korelowało z moją wiedzą i doświadczeniem. Podejrzewałem, że to wszystko, co nam mówią, jest nieprawdziwe - mówi dr Berczyński.
Nasz rozmówca wskazuje, że podjęta najpierw przez Rosjan, a później przez komisję Millera próba analizy, o ile stopni i kiedy samolot wykonał jakoby półbeczkę autorotacyjną, w oparciu o pomiary ciętych gałęzi, jest nieuprawniona. - To nie jest dowód techniczny - tłumaczy Berczyński. - Chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na ważny czynnik, który mnie jako projektantowi takich konstrukcji nie daje spokoju. Chodzi o sposób wyliczenia utraty siły nośnej skrzydła. Utrata 10 proc. jego powierzchni nie oznacza, że jego siła nośna zmniejszyła się o 10 procent. Siła nośna wynika z różnicy ciśnień od dołu i od góry powierzchni skrzydła. Różnica jest największa w punkcie położonym dość blisko kadłuba i spada, gdy się od niego oddalamy. Na końcówce jest już bardzo mała, bo na samej krawędzi musi wynieść zero. A więc utrata siły nośnej to nie 10, a co najwyżej 5 procent. Ubytek siły nośnej wcale nie był więc taki dramatyczny. Można policzyć dokładnie, jakie niezrównoważenie siły nośnej powstało w wyniku oderwania części skrzydła i jaki spowodowało to moment obrotowy. Ale nikt tego nie zrobił - podkreśla inżynier.
Dziś na łamach "Naszego Dziennika" wypowiada się człowiek, który bez wątpienia ma najwyższe kwalifikacje, by zostać ekspertem komisji, która mogłaby zweryfikować tezy obu oficjalnych raportów. Doktor Wacław Berczyński, wieloletni pracownik kilku koncernów lotniczych, w tym przez ponad 20 lat Boeinga, zaprosił nas do swojego domu w Filadelfii. Karierę zbudował na projektowaniu skrzydeł i kadłubów samolotów. Jest twórcą pierwszego w historii lotnictwa cywilnego elementu statku powietrznego wykonanego z kompozytów. Co istotne, Berczyński to ekspert od zastosowania w symulacjach komputerowych metody elementów skończonych, służącej do numerycznego rozwiązywania równań różniczkowych. Te dwa obszary badawcze łączą go z prof. Wiesławem Biniendą, który także posługuje się metodą elementów skończonych i projektuje materiały kompozytowe. Berczyński zdaje sobie sprawę z konsekwencji, jakie mogą go spotkać po publikacji rozmowy kwestionującej dorobek oficjalnych gremiów. Jest dla niego jasne, że może podzielić los Biniendy. Dlatego, na wszelki wypadek, przygotował już skorowidz swoich funkcji, osiągnięć, nagród, dyplomów - gdyby próbowano podważyć jego kompetencje.

Piotr Falkowski Filadelfia, USA

Nasz Dziennik Czwartek, 31 maja 2012, Nr 126 (4361)

Autor: au