Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Nie interesuje nas polityka uległości

Treść

Z posłem Joachimem Brudzińskim, przewodniczącym Zarządu Głównego Prawa i Sprawiedliwości, rozmawia Jacek Dytkowski
Dlaczego PiS postanowiło zaprosić na swoją konwencję wyborczą szefów ugrupowań z Wielkiej Brytanii i Czech?
- Głównym hasłem spotkania jest "Przyszłość Europy". Mówimy więc, że jesteśmy partią, która chce patrzeć w przyszłość Europy, upatrywać przyszłości w Europie naszego kraju w ramach wolnych, niepodległych i suwerennych narodów. Na bazie doświadczeń pięcioletnich z ostatniej kadencji Parlamentu Europejskiego wiemy, że żadne ponadnarodowe molochy w ramach frakcji parlamentarnych takich jak IPP, socjaliści lub liberałowie, nie są w stanie realizować właśnie tej wizji Europy, która nam, jak również brytyjskim konserwatystom i czeskiemu ODS jest bliska sercu. Chodzi o Europę państw narodowych, które budują jej tożsamość w oparciu o poszanowanie własnej tożsamości, wspólnych korzeni europejskich - a jest to kultura oparta na dziedzictwie judeochrześcijańskim w rozumieniu Starego i Nowego Testamentu. Ten sam punkt widzenia charakteryzował ojców założycieli zjednoczonej Europy: Konrada Adenauera, Alcide De Gasperiego i tych wszystkich, którzy budowali ją w oparciu o korzenie chrześcijańskie. Wskazywali na te wartości, które stanowią o integralności i budowie przyszłego kontynentu europejskiego jako związku wolnych, niepodległych, demokratycznych państw oraz solidarności wynikającej z równego poszanowania każdego z nich, niezależnie od potencjału gospodarczego. Obecnie natomiast w dobie kryzysu bardzo wyraźnie ujawniają się takie dysproporcje. Najlepszy przykład to kwestia naszych stoczni w porównaniu do niemieckich.
Problem dotyczy nie tylko stoczni. Duże niemieckie partie CDU i CSU domagają się międzynarodowego potępienia tzw. wypędzeń...
- Nasza nadzieja na oficjalną reakcję polskiego rządu wobec tej dosyć kuriozalnej - jeżeli nie wręcz haniebnej - odezwy rządzącej partii niemieckiej, relatywizującej historię Europy i podającej w wątpliwość porządek dotyczący również granic państwowych po 1945 r., po ostatnim oświadczeniu pana ministra Grasia słabnie. Uchwała, która wzywa na bazie prawodawstwa europejskiego do uznania prawa własności tzw. wypędzonych, wzbudza olbrzymi niepokój na Pomorzu, Dolnym Śląsku, Warmii i Mazurach. Brak stanowczej reakcji polskich władz i Platformy Obywatelskiej wskazuje, że ta polityka uległości, "miękkich kolan i niestawania okoniem" niemieckiej chadecji będzie i może przynosić dla polski bardzo niedobre rozwiązania.
Mirek Topolanek stwierdził, że traktat lizboński nie odpowiada międzynarodowej i europejskiej rzeczywistości XXI wieku. Czy PiS podziela takie stanowisko?
- Uważamy, że w kształcie, w jakim ten traktat był wynegocjowany w ówczesnych realiach, były to zapisy optymalne. Więcej już nic "wycisnąć" się nie dało w ramach szczytu brukselskiego. Próba budowy nowej frakcji, nowej jakości i nowego głosu w ramach Parlamentu Europejskiego odbywa się m.in. dlatego, że mówimy bardzo stanowczo, że jeżeli ten projekt, który określa się mianem zjednoczonej Europy, ma szansę na realizację i sukces, musi być oparty z jednej strony na wzajemnym szacunku, a z drugiej - na jasnych kryteriach i obowiązujących regułach. Chodzi właśnie o tę zasadę, że gdy jedno państwo odrzuca w referendum postanowienia danego traktatu - w tym wypadku lizbońskiego - to po prostu on nie funkcjonuje. Jeżeli nie dojdzie do ratyfikacji przez wszystkie parlamenty lub akceptacji przez narody w formie referendum, wtedy my nie zgadzamy się i nigdy prezydent RP tego traktatu nie podpisze. Stanowiłoby to bowiem odejście od istotnej formuły funkcjonowania Unii Europejskiej, a mianowicie zasady solidarności narodowej. Nie może być tak, że umawiamy się na pewne reguły, po czym jeżeli nie podobają się one "największym tego świata", wtedy zaczynamy je pisać na nowo. Naszym zdaniem, dopóki nie będzie ratyfikacji przez naród irlandzki traktatu, dla nas jest on bezprzedmiotowy.
Czyli jest martwy?
- Oczywiście, do momentu ratyfikacji przez wszystkie państwa. Przypominam, że traktatu lizbońskiego nie podpisał jeszcze prezydent Niemiec, a nikt tego nie podnosi. Po pierwsze, jest on martwy, dopóki nie zostanie uznany za zgodny z konstytucją niemiecką, a po drugie - chociażby z tego względu, że został odrzucony przez naród irlandzki w referendum.
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2009-06-01

Autor: wa