Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Nie czekali na opinie polskich biegłych

Treść

Z mec. Bartoszem Kownackim, pełnomocnikiem części rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej, rozmawia Piotr Czartoryski-Sziler
Dowiedział się Pan czegoś nowego z piątkowej konferencji prokuratorów?
- Niewiele. Byłbym bardziej zainteresowany tym, żeby prokuratorzy powiedzieli, jakie czynności mają zamiar wykonać, w jaki sposób, jakiej dokumentacji szczegółowo oczekują od Rosjan. Bardzo chciałbym wiedzieć, dlaczego cały czas nie uczestniczą oni we wszystkich czynnościach śledztwa rosyjskiego, jaki był urobek z ich lutowej wizyty w Rosji i czy zamierzają ponownie tam się wybrać. Liczę w tej sprawie na spotkanie z prokuratorami. Trzeba podkreślić, że mija rok od katastrofy, a prokuratorzy ostatni raz spotkali się z nami kilka miesięcy temu. Liczyliśmy na to, że przed podobną konferencją prasową prokuratury wojskowej, tak doniosłą, bo w pewnym sensie rocznicową, zostanie zorganizowane jakieś spotkanie z rodzinami ofiar i ich pełnomocnikami. Szczególnie że mamy dużo pytań do zadania, szereg niewiadomych, chociażby związanych z ostatnią wizytą prokuratorów w Rosji. Brak takiego spotkania potwierdza tylko fakt, że wracamy do bardzo złej praktyki komunikowania się za pomocą mediów i naruszania w tym sensie praw osób pokrzywdzonych przez tragedię smoleńską.
Prokuratura wojskowa wykluczyła wątek zamachu.
- Wątek zamachu jest prowadzony przez prokuraturę w ramach szerszego ujęcia, czyli umyślnego działania osób trzecich. A przecież zamach to kwestia dużo szersza, to nie tylko np. wybuch na pokładzie samolotu, lecz np. świadome błędne naprowadzenie samolotu. Znając materiał dowodowy, oczywiście nie znajduję tam materiałów, które w tym momencie potwierdzałyby taki wątek, poza jednym pytaniem: dlaczego samolot nie znajdował się na kursie i na ścieżce. Trzeba jednak podkreślić, że materiał, który jest zgromadzony w ramach polskiego śledztwa, jest bardzo ubogi. Wielokrotnie dla porównania powracam do dokumentacji sekcyjnej czy dokumentacji medycznej. Ona jeszcze nie została nam w całości przesłana, więc jeżeli my na tym poziomie nie mamy dokumentacji, którą w ciągu pierwszego miesiąca można było sporządzić, to bardzo źle świadczy to o tym śledztwie. Jeżeli nie mamy także protokołu oględzin miejsca zdarzenia, a przecież poprzez dokładne rozmieszczenie fragmentów wraku można ocenić, w jaki sposób doszło do zderzenia z ziemią, nie mamy dostępu do zapisów z oryginałów czarnych skrzynek, nie mamy opinii polskich biegłych dotyczących wraku, nie mamy w ogóle do niego dostępu - to wykluczenie wątku zamachu jest niezrozumiałe.
Generał Krzysztof Parulski powiedział, że wrak zostanie przekazany stronie polskiej, ale nie wiadomo kiedy.
- Mamy do czynienia z sytuacją, że nasza prokuratura, i nie tylko ona, łudziła nas, że już w pierwszej połowie tego roku wrak zostanie przetransportowany do Polski, że polska strona jest przygotowana do tego transportu. Od początku było jednak wiadomo, że Rosjanie nie będą skłonni do jego wydania. Bez wraku i zbadania przez stronę polską jego poszczególnych fragmentów, kategoryczne odrzucanie wątku zamachu jest przedwczesne. Pan prokurator Parulski zarzekał się podczas konferencji, że wielokrotnie występował o wydanie wraku. Zastanawiam się, czy on w ogóle wie, w jakim stanie ten wrak się dziś znajduje, czy wie, że za miesiąc, dwa lub pół roku być może jakiekolwiek badania na nim będą bardzo trudne do przeprowadzenia.
Na konferencji przekazano informację, że biegli stwierdzili, iż słyszalne odgłosy na internetowym filmie pod umownym tytułem "Samolot płonie" to nie strzały, nie ustalili jednak, skąd one pochodzą.
- Cały czas otrzymywaliśmy informacje, że nie można wykluczyć, iż to są strzały, gdyż nie można ustalić źródła tych odgłosów. Dziwi mnie ten specyficzny rodzaj rozumowania, że z pewnością to nie strzały, ale nie wiadomo, jakie jest źródło tych odgłosów, bo podobne dowodzenie zniekształca opinię sporządzoną przez biegłych. Skoro źródło odgłosów z tego filmu nie zostało określone, to na jakiej podstawie można wykluczyć, że nie są to strzały? Co innego, gdyby w odpowiednich warunkach wystrzelono z różnych typów broni i porównano tamte odgłosy z odgłosami z filmu, a jestem pewien, że tego nie zrobiono. Gdyby prawidłowo przeprowadzone zostały oględziny miejsca zdarzenia, można by było ocenić, gdzie znajdują się na przykład łuski po ewentualnych nabojach, co by wykluczyło wątpliwości. Więc kategoryczne stwierdzenie, że nie użyto tu broni, jest dla mnie zaskakujące. Inna rzecz, że kwestia tego filmu to sprawa bardziej skomplikowana. Były na niego później nanoszone zmiany, co - uważam - było jakimś działaniem dezinformacyjnym.
Śledztwo zostało przedłużone o pół roku. Nie niepokoi to Pana?
- To jest decyzja naturalna. Mam świadomość, że takie śledztwo nie może się skończyć w rok czy półtora, lepiej żeby trwało dłużej, a cały materiał został zgromadzony. Inny problem, że to śledztwo nie jest wydłużane ze względu na kolejne czynności, które my wykonujemy, bo w dużej mierze brakuje nam materiałów ze strony rosyjskiej. Uważam, że została sporządzona fragmentaryczna dokumentacja medyczna, tak samo dokumentacja z oględzin miejsca zdarzenia, bardzo fragmentaryczne są najczęściej zeznania świadków, w dodatku w przeważającej mierze trzeciorzędnych, posiadamy niedużą część opinii biegłych. Współpracę polsko-rosyjską oceniam więc bardzo słabo. Brakuje nam praktycznie wszystkiego, łatwiej nam wymienić, co mamy, i to też fragmentarycznie, jak wspomniałem. Już nie wypowiadam się o jakości sporządzonej dokumentacji, która jest na fatalnym poziomie.
To dobrze, że organizację lotu do Smoleńska i ewentualną odpowiedzialność osób cywilnych za katastrofę będzie badała od tej pory prokuratura cywilna?
- Było to do przewidzenia. Jeżeli tych wątków wyłączonych ze śledztwa nie jest zbyt wiele, to nie jest to czymś złym, może nawet usprawnić w pewnym sensie samo postępowanie. Czym innym bowiem jest przebieg lotu, czym innym jego przygotowanie. Sam więc fakt rozdzielenia tych wątków oceniam dobrze. Chciałbym jednak, żeby nie doszło do takiej sytuacji, że coraz więcej takich wątków będzie wyłączanych, które później po cichu będą umarzane, to byłoby niebezpieczne. Uważam, że rodziny ofiar powinny mieć status pokrzywdzonych w tym wyłączonym postępowaniu i dostęp do dokumentów śledztwa, tak jak pełnomocnicy. Musi być nad nim bowiem kontrola osób pokrzywdzonych, z obawy na ewentualne próby umorzenia pewnych wątków. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której rodziny ofiar i ich pełnomocnicy do tego wątku nie byliby dopuszczeni, tym bardziej że dotyczy to osób, które sprawują wysokie funkcje państwowe, wiec mogą być próby nacisku na śledczych.
Dziękuję za rozmowę.
Nasz Dziennik 2011-04-05

Autor: jc