Przejdź do treści
Przejdź do stopki

NFZ szantażuje dziecięce szpitale

Treść

Wysokospecjalistyczne szpitale pediatryczne są zmuszane do podpisywania niekorzystnych kontraktów z Narodowym Funduszem Zdrowia, żeby tylko dostać jakiekolwiek pieniądze na leczenie w drugim półroczu. Dyrektorzy twierdzą, że zaproponowana przez NFZ stawka 51 zł za punkt rozliczeniowy nie pokrywa realnych kosztów leczenia i zmusza do wzrostu zadłużania placówek. Efekt? Likwidacja poradni specjalistycznych w klinikach dziecięcych. Przykładem jest choćby Instytut Matki i Dziecka w Warszawie, gdzie już od maja nie działa poradnia kardiologiczna, z której w ciągu roku korzystało 2 tys. dzieci. Sytuacji zakładów opieki zdrowotnej nie poprawia bynajmniej fakt zlikwidowania przed pięciu laty tzw. referencyjności umożliwiającej zwiększenie kontraktów nawet o 5 procent.

Rozporządzenie Ministerstwa Zdrowia i Opieki Społecznej z 22 grudnia 1998 r. w sprawie krajowej sieci szpitali oraz ich poziomów referencyjnych, na podstawie którego szpitale zostały przyporządkowane do jednego z trzech poziomów, zostało uchylone przed sześciu laty - 1 kwietnia 2003 roku. Od tego dnia poziomy referencyjne prawnie nie istnieją.
Referencyjność była swoistym kryterium, według którego szpitale przyporządkowano do trzech poziomów. Do pierwszego: ZOZ-y udzielające świadczeń zdrowotnych w zakresie chorób wewnętrznych, chirurgii ogólnej, położnictwa i ginekologii, pediatrii oraz anestezjologii i intensywnej terapii; do drugiego: szpitale wojewódzkie, udzielające obok ww. świadczeń zdrowotnych także usługi z zakresu kardiologii, neurologii, dermatologii, patologii ciąży i noworodka, okulistyki, laryngologii, chirurgii urazowej, urologii, neurochirurgii, chirurgii dziecięcej, chirurgii onkologicznej; trzeci poziom referencyjny obejmował szpitale kliniczne oraz jednostki badawczo-rozwojowe Ministerstwa Zdrowia. Dziś o referencyjności mówi się zwyczajowo, ze względu na wysokospecjalistyczne zabiegi, jakie wykonuje się w szpitalach klinicznych, w tym oczywiście - dziecięcych.
Przywrócenie referencyjności, co w przypadku klinik dziecięcych umożliwiałoby zwiększenie kontraktów nawet o 5 procent, zakładał wprawdzie poselski projekt ustawy o sieci szpitali autorstwa PiS. Został jednak odrzucony przez Platformę Obywatelską jeszcze podczas prac sejmowej Komisji Zdrowia.
Sytuację klinik dziecięcych dodatkowo pogarszają zbyt niskie nakłady ze strony NFZ, który na drugie półrocze tego roku ponownie zaproponował ZOZ-om tylko 51 zł za punkt rozliczeniowy.
Jak informuje NFZ, wszystkie dziecięce szpitale kliniczne na pewno umowy do końca lipca podpiszą; kontrakty zawarły lecznice w województwie kujawsko-pomorskim, warmińsko-mazurskim i lubuskim. Narodowy Fundusz Zdrowia nie ujawnia jednak, które szpitale kontraktów dotąd nie zawarły. Wiadomo jednak, że problemy z kontraktacją są w województwie lubelskim. Z umowami wstrzymywał się m.in. Dziecięcy Szpital Kliniczny im. prof. Antoniego Gębali w Lublinie, który z racji niedoszacowania kosztów usług zalega z płatnościami.
Dziecięce szpitale kliniczne zaznaczają, że przy niskiej wycenie punktu takie cięcia to dla nich prawdziwa katastrofa. Mimo to kontrakty z NFZ podpisywać muszą, gdyż nie mają innego wyjścia. - Praktycznie nie ma żadnych negocjacji, bo NFZ to monopolista. Szpitale są po prostu szantażowane. Nie mamy wyjścia, bo jeśli kontraktów nie podpiszemy, nie dostaniemy żadnych pieniędzy - tłumaczy Witold Strobel, rzecznik prasowy Instytutu Matki i Dziecka w Warszawie i Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi. Podobne stanowisko prezentują także inne stołeczne placówki: Szpital Dziecięcy im. prof. J. Bogdanowicza oraz Międzyleski Szpital Specjalistyczny. Obie placówki podpisały kontrakty w końcu czerwca br., gdyż w przeciwnym razie nic by nie dostały. - Staraliśmy się o wycenę punktu w wysokości 58 złotych. Ale Fundusz był nieprzejednany, nie było żadnego pola do negocjacji. A przecież koszty szpitala dziecięcego są większe: jest więcej posiłków, znieczuleń itp. A szpital kliniczny ma usługi droższe z uwagi na skomplikowane zabiegi, które wykonuje, musi płacić więcej. Argumentowaliśmy, że kliniczne szpitale dziecięce potrzebują więcej pieniędzy, gdyż diagnostyka wysokospecjalistyczna kosztuje więcej. Szpital dziecięcy i opieka nad dzieckiem to większa liczba pielęgniarek, opiekunek, aparatura, kuchnie mleczne, pampersy itd. NFZ nie przyjmuje tych argumentów - twierdzi Magdalena Tenczyńska, rzecznik prasowy obu tych lecznic.
- W porównaniu do ubiegłego roku obcięto nam 10 proc., a przecież rosną ceny leków. Nici chirurgiczne podrożały o 100 procent. Każda dostawa ze strefy euro oznacza dziś większe koszty. Drożeją media. Przy spadku przychodów i wzroście kosztów ta wycena punktu powoduje, że trudno mi wyobrazić sobie finansowanie działalności mojej placówki - zauważa Robert Krawczyk, dyrektor Samodzielnego Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Warszawie.
W jego ocenie, cena za punkt dla szpitali specjalistycznych powinna wahać się w przedziale 54-56 złotych. Faktem jest bowiem, że niektóre poradnie specjalistyczne, szczególnie takie, jak genetyczne i alergologiczne, potrzebują jeszcze większych nakładów finansowych niż dotąd. Porada genetyczna jest bardzo pracochłonna, wymaga wywiadu wstecz i przyprowadzenia do lekarza dalszych członków rodziny. Każde takie badanie kosztuje od 500 zł wzwyż. Podobnie sytuacja wygląda w poradni alergologicznej, gdzie do wykonania są z kolei testy alergologiczne. Część z nich mieści się w granicach ceny za poradę, ale część wykracza poza tę cenę, więc dokładać musi szpital.
W przypadku niektórych klinik pediatrycznych, na przykład Instytutu Matki i Dziecka w Warszawie, 51 zł oznaczać będzie mniej pieniędzy miesięcznie o ok. 1 mln zł, co równa się opłaceniu tygodniowych świadczeń medycznych. Podobne miesięcznie straty zanotuje Uniwersytecki Szpital Dziecięcy w Krakowie Prokocimiu, jeden z największych w Małopolsce - rocznie hospitalizujący prawie 35 tys. małych pacjentów i udzielający ponad 150 tys. porad ambulatoryjnych. Obecnie cały dług placówki wynosi 16 mln złotych. Lecznica podpisała wprawdzie kontrakty na cały rok 2009 jeszcze w grudniu ubiegłego roku. Narodowy Fundusz Zdrowia obiecywał, iż podpisze aneksy do umowy ze zwiększoną wyceną punktu - do tej pory bez skutku.
Tymczasem, jak tłumaczy NFZ, cena maksymalna za punkt rozliczeniowy w szpitalnictwie jest taka sama w skali kraju, ponieważ tego wymagają założenia systemu finansowania i rozliczania szpitali, a także obowiązek równego traktowania podmiotów medycznych przez Fundusz.
Dyrektorzy nie mają złudzeń, iż NFZ, przystępując do ewentualnych renegocjacji, o których niedawno mówił, nie zaproponuje większych stawek. Tym bardziej że z powodu kryzysu i spodziewanego wzrostu bezrobocia jeszcze obniżą się wpływy NFZ z tytułu składek zdrowotnych. Nie można nawet wykluczyć najczarniejszego scenariusza, że w przypadku znacznego spadku przychodów Funduszu szpitale mogą zostać zmuszone do niekorzystnej dla siebie renegocjacji kontraktów i zmniejszenia puli pieniędzy na leczenie. Albo Fundusz będzie opóźniał wypłaty na konta placówek. NFZ tłumaczy się, że ewentualna renegocjacja wyceny kontraktów mogłaby przebiegać w sierpniu, po podliczeniu całego pierwszego półrocza, co nie przekonuje jednak samych lecznic. Chodzi o to, że w przypadku szpitali pediatrycznych jest to wybitnie niekorzystne, gdyż wykonania za pierwsze półrocze są zwykle dużo niższe. W przypadku na przykład IMiD sięgają najwyżej 45 proc. rocznego planu, w porównaniu z drugim półroczem, kiedy sięgają one 53 procent. Lecznice obawiają się, że NFZ będzie się sugerował wynikami niższymi, a one same dostaną wówczas mniej pieniędzy. Obawą napawa też fakt, iż NFZ proponuje mniej punktów w skali roku. W efekcie niektóre lecznice zostały zmuszone do ograniczenia przyjęć w poradniach specjalistycznych. Przykładem jest tu klinika gastroenterologiczna warszawskiego Instytutu Matki i Dziecka, do której rocznie zgłasza się aż 6 tys. małych pacjentów. W dodatku już od maja br. nie działa tam poradnia (przyjmująca rocznie 2 tys. chorych dzieci). Oficjalnym powodem jej zamknięcia, jakim sugerował się Fundusz, była niezmienna argumentacja, iż zatrudnieni w poradni lekarze mają zbyt niskie kwalifikacje, co w opinii Strobela jest oczywistą nieprawdą. Kolejnym absurdem jest to, iż NFZ nie płaci za jednodniowe wizyty dziecka w jednej z klinik, jeżeli jest ono w tym samym czasie hospitalizowane w innej placówce.
Tymczasem dane na temat stanu zdrowia polskich dzieci są zatrważające. Według relacji Federacji Specjalistycznych Towarzystw Pediatrycznych, ponad 90 proc. dzieci ma problemy zdrowotne, a opieka medyczna dzieci i młodzieży w Polsce znajduje się w stanie ciężkiej zapaści. Dyrektorzy wysokospecjalistycznych szpitali pediatrycznych oraz konsultanci krajowi medycyny wieku rozwojowego deklarują, że jeżeli NFZ środków nie zwiększy, należy się liczyć z drastycznym pogorszeniem opieki medycznej nad dzieckiem. A Fundusz rozkłada ręce, tłumacząc, iż zakontraktowana stawka to wszystko, na co może sobie teraz pozwolić.
Anna Ambroziak
"Nasz Dziennik" 2009-07-28

Autor: wa