Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Nauczyciele już nie dadzą się nabrać

Treść

Z posłem Sławomirem Kłosowskim, szefem zespołu programowego Prawa i Sprawiedliwości odpowiedzialnym za sferę edukacji, rozmawia Joanna Kozłowska Jak ocenia Pan pracę ministerstwa edukacji, odkąd jego ster przejęła Katarzyna Hall? - W ciągu minionych blisko czterech miesięcy funkcjonowania resort nie wniósł do polskiej edukacji niczego godnego uwagi, co mogłoby służyć rozwojowi polskiej edukacji. Wielokrotnie minister Katarzyna Hall wycofywała się z niektórych swoich nieprzemyślanych pomysłów. Dochodziło do wielu prób wdrażania idei niebezpiecznych dla funkcjonowania zarówno edukacji, jak i dla osiągniętego za rządów premiera Jarosława Kaczyńskiego kompromisu. Przykładem może być próba wycofania się minister Hall z opcji przystępowania do egzaminu z religii, która była uzgodniona jako przedmiot nadobowiązkowy na maturze między rządem a Episkopatem. Minister edukacji w pewnych sytuacjach wyrażała akceptację dla koncepcji wprowadzenia religii, zaś premier Tusk, będąc w Watykanie, twierdził, że decyzję w tej sprawie będzie podejmował osobiście. Wypowiedzi wiceminister Krystyny Szumilas wskazywały z kolei, że Platforma jest niechętna religii na maturze. Całe to niepotrzebne zamieszanie i agresywne wypowiedzi przeciwników religii na maturze obnażyły bardzo słabą pozycję minister Hall w rządzie. Dowodem może być wypowiedź Donalda Tuska, który zapowiedział, że kwestie obecności matury z religii staną się przedmiotem prac Rady Ministrów, podczas gdy do tej pory była to wyłączna domena stosownego rozporządzenia ministra edukacji. Krótko po tym minister edukacji i wielu znaczących posłów PO rozpoczęło dyskusję na temat obowiązującego rozporządzenia o wliczaniu oceny z religii do średniej ocen szkolnych. W tym przypadku również pojawiły się sprzeczne, wykluczające się informacje, a niektórzy posłowie PO, ku zadowoleniu lewicy, proponowali nawet wycofanie religii ze szkół do parafii, twierdząc, że przy parafiach istnieje doskonała baza dydaktyczna. Konkludując z dzisiejszej perspektywy, okazało się, że pierwsze decyzje pani minister dotyczyły relacji państwo - Kościół, które nawet komuniści w pewnym okresie uznawali za kompromis. Ocenę działań ministerstwa może stanowić kuriozalna wypowiedź minister Hall, którą zaprezentowała na prezydium sejmowej Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży na początku swojego urzędowania. Stwierdziła wówczas, że nie ma programu edukacyjnego, nie zna programu edukacyjnego Platformy Obywatelskiej, a tym, co będzie realizować, będzie jej tylko znany - jak to określiła - program samorządowy. Wiem, że minister Hall była wiceprezydentem Gdańska i jeśli swoje doświadczenia samorządowe zamierzała realizować z poziomu rządu, to może to tłumaczyć nieporadność i brak przygotowania do rządzenia i brak ogólnego obiektywnego spojrzenia na zagadnienia oświaty. Jakie zmiany w szkole najbardziej uderzają Pana w stosunku do okresu, gdy resortem edukacji zawiadywało Prawo i Sprawiedliwość? - Za rządów PiS staraliśmy się kłaść nacisk na przywrócenie bezpiecznych warunków nauki uczniom i pracy nauczycielom. Temu celowi miały służyć jednolite stroje, monitoring wizyjny na korytarzach szkolnych, ośrodki wsparcia wychowawczego dla notorycznych chuliganów terroryzujących kolegów i nauczycieli, podniesienie prestiżu i statusu zawodowego nauczyciela i uczynienie z niego urzędnika publicznego. W innym wymiarze realizowaliśmy w praktyce zasadę wyrównywania szans edukacyjnych pomiędzy środowiskiem miejskim a wiejskim, Polską Wschodnią i Zachodnią, bogatymi, których stać na korepetycje, a źle sytuowanymi, którym dofinansowywaliśmy szkolne obiady i wyprawki. W wielu przypadkach zaczynało to przynosić pierwsze efekty, dysproporcje zaczęły maleć. Niestety, w kontekście planów Platformy będą one narastać. Zapowiedzi działań minister Hall w edukacji, jakie słyszymy i coraz częściej obserwujemy, kreślą przed nami ponury obraz szkoły: niebezpiecznej - odejście od programu jednolitych strojów, kosztownej - powrót do drogiej dla rodziców swobody nieograniczonego wyboru podręcznika. Najsmutniejsze jest jednak to, że działania PO, jak się wydaje, nie mają na celu dobra ucznia, lecz spełnienie liberalnych zapowiedzi z kampanii wyborczej, nie zawsze służących szkole. Na przykład powrót do nieograniczonej swobody wyboru podręczników jest wszak ukłonem w kierunku lobby wydawniczego kosztem drążenia kieszeni rodziców, którzy będą musieli zapłacić za zmiany podręczników nawet w trakcie roku szkolnego. Czy wszystkich obywateli będzie na to stać? Może niektórych wyborców Platformy, reszty niestety nie. Trwają prace nad zmianą podstawy programowej. To chyba ambitne zamierzenie... - Mam obawy w związku z utworzoną komisją, mającą za zadanie wprowadzenie zmian w podstawie programowej kształcenia ogólnego i programach nauczania poszczególnych przedmiotów. Wiadomo, że minister Hall będzie zatwierdzała prace tej komisji. Obawiam się, że pójdą one w kierunku uczynienia z polskiej szkoły czegoś bezideowego, pustego, opartego na liberalnych sloganach, m.in. takich jak "patriotyzm europejski" - takiego określenia użyła minister Hall na ostatnim posiedzeniu komisji, wprowadzając w zdumienie część posłów. Po latach totalnej indoktrynacji wyniszczającej wychowanie polskiej szkoły do roku 1989 i liberalnej pustki po zachłyśnięciu się wolnością w 1989 roku - dopiero w 2006 roku stworzyliśmy koncepcję modelu patriotycznego wychowania w polskiej szkole, opartego na wielkich osiągnięciach narodowych i wybitnych autorytetach, jak Jan Paweł II. Przygotowaliśmy jako PiS projekt utworzenia Narodowego Instytutu Wychowania. W sytuacji, gdy polska szkoła odarta jest z narodowych wartości, a rodzice często nie mają czasu i pomysłu na wychowanie swojego dziecka, postawiliśmy na model wychowania patriotycznego. Platforma wówczas skupiła się na torpedowaniu tej inicjatywy, nawet kosztem instytucji publicznego wysłuchania projektu ustawy. Dlaczego? Nie potrafię odgadnąć. Przy reformie programowej, obok decyzji strategicznej, istotne jest odpowiednie akcentowanie treści w obecnych programach nauczania. Na przykład w gimnazjum na historię najnowszą - powstawanie "Solidarności" czy postać Jana Pawła II - nauczyciel może przeznaczyć symboliczną ilość czasu, i to zazwyczaj pod koniec trzeciego roku nauczania w gimnazjum, gdy uczniowie przygotowują się już do egzaminu gimnazjalnego. Planowaliśmy w ministerstwie edukacji przegląd podręczników pod kątem nadmiaru przekazywanych treści. Wzbudziło to jednak burzliwe dyskusje, a nawet podejrzenia. Obecna minister chce zmieniać treści programowe i - co za tym idzie - zawartości podręczników. I o dziwo nie budzi to żadnego zainteresowania. Nie słychać pytań o koszty tej operacji, nie wiemy, kto zapłaci za nowe podręczniki - wiemy tylko, kto na nich zarobi. Ale przecież to posłowie powinni o to pytać! - Komisja Edukacji, Nauki i Młodzieży jest organem, którego zadaniem jest kontrolowanie rządu. Jednak jej skład jest powieleniem składu Sejmu, gdzie decyduje parytet partyjny, dający PO i PSL, przy bardzo częstym wsparciu LiD, absolutną większość. Wydawać by się mogło, że powinna tu decydować rzetelność i merytoryczność projektów, dobro ucznia czy troska o najsłabszych - niestety, zwycięża matematyka. Jestem coraz bardziej zaskakiwany postawą PSL, które w sprawach wartości patriotycznych i wyrównywania szans edukacyjnych dzieci ze środowisk wiejskich zachowuje się tak, jak nakazuje dyktat koalicyjny. Chciałbym jeszcze raz podkreślić, że rysuje mi się z tych zmian proponowanych przez Platformę ponury i przygnębiający obraz polskiej szkoły. Wprowadzenie bonu edukacyjnego doprowadzi do masowej likwidacji szkół wiejskich. Likwidacja kuratoriów oświaty spowoduje, że nie będzie już organu, który do tej pory mógł sprzeciwić się likwidacji szkoły. Zmiany, do których dąży PO, doprowadzą w krótkim czasie do jeszcze większego pogłębienia się dysproporcji w dostępie do edukacji między wsią a miastem, bogatymi a biednymi. Niestety, PO patrzy na edukację przez pryzmat polityczny, zaspokojenia oczekiwań swojego elektoratu. Słyszymy o zachęcaniu do prywatyzowania szkół, o faworyzowaniu szkół prywatnych zakładanych przez obecnych wysokich urzędników MEN (opisywana w prasie wizyta minister Hall w jednej z podwarszawskich szkół, którą zakładała obecna dyrektor gabinetu politycznego MEN). Obserwujemy zamiary dofinansowania tych szkół, które już sobie radzą, a przyglądanie się degradacji tych, które nie ze swej winy odstają. To wszystko doprowadzi do sytuacji, że w dużych miastach (wyborcy PO) będziemy mieli dobrze wyedukowanych młodych ludzi, a w szkołach wiejskich, zwłaszcza na "ścianie wschodniej", nie. Aby pogłębić tę różnicę, minister nauki i szkolnictwa wyższego Barbara Kudrycka planuje wprowadzenie czesnego na studiach dziennych - czyli studia dla bogatych. Podobnie rzecz się ma z nauczaniem języka angielskiego od pierwszej klasy szkoły podstawowej - to koncepcja szczytna i bardzo słuszna, jednakże kompletnie nieprzemyślana, która może doprowadzić do pogłębienia dysproporcji pomiędzy uczniami na wsiach i w mieście, w Polsce Zachodniej i Wschodniej. Wszystkim bowiem wiadomo o dramatycznych niedoborach anglistów w szkołach na wsiach, zwłaszcza na terenie Polski Wschodniej. Wobec tego realizacja tego słusznego zamierzenia bez zabezpieczenia kadry nauczycieli języka angielskiego w gminach wiejskich tylko pogłębi dysproporcje w korzystaniu z edukacji. W sytuacji tak dramatycznych braków kadrowych należałoby najpierw sfinansować szkolenia nauczycieli, umożliwiające im nabycie kwalifikacji albo dające możliwość przekwalifikowania. Na tym właśnie polega różnica w podejściu programowym PO i PiS. Jednak to na PO głosował duży odsetek nauczycieli. - Wypowiedzi premiera Tuska o ewentualnych wysokich podwyżkach dla nauczycieli pod warunkiem rezygnacji z Karty Nauczyciela, rezygnacji z możliwości przechodzenia na wcześniejszą emeryturę i planów odejścia od emerytur pomostowych dla nauczycieli odbieram jako swoisty szantaż. Sam jestem nauczycielem i wiem, że 99 proc. nauczycieli dziś nie uwierzy w kolejne obietnice premiera, ponieważ przed wyborami deklarował on, że wszyscy nauczyciele będą zdecydowanie lepiej zarabiali. W rzeczywistości ponad połowa podwyżki, którą otrzymali nauczyciele, była zagwarantowana jeszcze przez premiera Kaczyńskiego. W tej chwili już następuje inna deklaracja, aby nauczyciele rezygnowali z Karty Nauczyciela, z możliwości przechodzenia na wcześniejszą emeryturę oraz z emerytur pomostowych - wtedy to zaistnieje możliwość podwyżek. Myślę, że po tej pierwszej, niespełnionej obietnicy premiera, tej drugiej już nikt nie będzie traktował poważnie. Wspomniał Pan, że minister Hall deklaruje wprowadzenie bonu edukacyjnego. Nie jest to pomysł nowy. - W tej kwestii działania ministerstwa sprawiają wrażenie realizacji zapowiedzi premiera Tuska z exposé za wszelką cenę. Wobec nieśmiałej krytyki PSL Platforma przyjęła podstępną taktykę realizacji swego pomysłu, tłumacząc groteskowo, że "bon edukacyjny nie będzie bonem edukacyjnym". Pomimo braku oficjalnej koncepcji należy niestety oczekiwać, że Platforma od bonu edukacyjnego nie odstąpi. Faktycznie jednak wprowadzenie bonu edukacyjnego i likwidacja albo reorganizacja kuratoriów wskazują na tendencję, że polska szkoła będzie miała charakter urynkowiony. I to jest wielkie niebezpieczeństwo. PiS przygotowuje alternatywę dla obecnych działań ministerstwa edukacji? - Tak. Wszyscy musimy się zdecydowanie przeciwstawić tym niebezpiecznym planom powrotu do szkoły, w której większość uczniów przychodzących po naukę boi się pojedynczych chuliganów terroryzujących kolegów i nauczycieli oraz uniemożliwiających im naukę, wprowadzających atmosferę, jaka była standardem w polskiej szkole przed rządami PiS. Nie godzę się na szkołę, w której normą staje się nakładanie nauczycielowi kosza na głowę bądź pastwienie się nad słabszymi. Chciałbym, aby w polskiej szkole było tak jak w dobrze ułożonej rodzinie, gdzie autorytety są szanowane, a ci, którzy do niej należą, rozumieją obowiązujące zasady. Nie mogę zgodzić się na wprowadzenie rozwiązań zwiększających różnice w dostępie do edukacji i jakości edukacji na wsi i w mieście, dla bogatych i biednych. W polskiej szkole, publicznej czy niepublicznej, podstawowej, gimnazjalnej czy ponadgimnazjalnej, miejskiej czy wiejskiej, dużej czy małej uczniowie muszą mieć stworzone takie same warunki bazowe i dydaktyczne startu w dorosłe życie. Nie toleruję sytuacji, w której rząd i jego urzędnicy swoimi zachowaniami faworyzują szkoły prywatne. Nie mogę zaakceptować instrumentalnego traktowania środowiska nauczycielskiego na zasadzie "coś za coś", gdyż już obecnie praca nauczyciela, nisko wynagradzana, nie jest usłana różami. Zamierzam doprowadzić do końca całość koncepcji wychowania patriotycznego w polskiej szkole odartej przez lata z wartości i autorytetów. Zamierzam wraz z powołanym zespołem przygotować autorską koncepcję zmian programowych nastawionych na kształcenie wiadomości, umiejętności, wartości i postaw w odpowiednich proporcjach. Myślę że oczekiwaniem całego środowiska oświatowego jest jasna i przejrzysta ustawa oświatowa, która powinna doczekać się ujęcia całościowego, gdyż kolejne jej nowelizacje nie czynią jej bardziej zrozumiałą. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-03-26

Autor: wa