Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Nadal w sprawie, nie przeciwko

Treść

Od jesieni ubiegłego roku, po wyborach parlamentarnych, śledztwo w sprawie wyprowadzania pieniędzy z Ligi Polskich Rodzin praktycznie utknęło w miejscu. Prokuratura nie zadała sobie nawet trudu dotarcia do czołowych parlamentarzystów LPR, którzy publicznie deklarowali chęć pomocy w wyjaśnieniu tej sprawy. Do chwili obecnej nie zostali przesłuchani. Dziś trwające już dwa lata śledztwo nadal prowadzone jest wyłącznie "w sprawie" i zmierza ku umorzeniu. Prawie dwadzieścia cztery miesiące dochodzenia popartego dostarczonymi śledczym przez niektórych działaczy LPR dokumentami finansowymi nie wystarczyły prokuraturze do postawienia zarzutów. - Nikt z prokuratury się ze mną nie kontaktował, nie interesował moją wiedzą w tym temacie, nie prosił o zeznania. A szkoda, bo jestem zainteresowany tym, żeby sprawę ewentualnych nieprawidłowości finansowych w Lidze Polskich Rodzin definitywnie wyjaśnić - mówi w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Andrzej Mańka, parlamentarzysta Ligi Polskich Rodzin w Sejmie poprzedniej kadencji. Chodzi o umowy na fikcyjne usługi, opiewające na kilka tysięcy złotych. - O ich wysokości chłopaki często dowiadywali się dopiero z otrzymywanych kilka miesięcy później PIT-ów - mówi jeden z dawnych działaczy Młodzieży Wszechpolskiej. Dodaje, że w zamian za to dostawali 100-200 złotych. Podatek płaciła centrala. Po naszej publikacji Prokuratura Apelacyjna we Wrocławiu, do której jednocześnie wpłynęło zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa złożone przez Jana Sz., wówczas członka LPR, wszczęła śledztwo - obecnie prowadzone przez prokuraturę w Warszawie. Kiedy wczesną wiosną 2006 r. pękał pakt stabilizacyjny, Mańka był jednym z kilkunastu ówczesnych posłów i działaczy regionalnych LPR, którzy otwarcie mówili o nieprawidłowościach w partii. Postępowanie w sprawie nieprawidłowości finansowych w LPR wszczęto w 2006 roku. Już w grudniu 2006 r. - wówczas wrocławska - prokuratura dysponowała kopiami PIT-ów wystawionymi na młodych ludzi pośrednio związanych z LPR z tytułu umów o dzieło, które nigdy nie zostały wykonane. Na części z tych dokumentów w centrali LPR w Warszawie sfałszowano podpis jednego z regionalnych liderów LPR, który ponoć miał pośredniczyć w przekazaniu pieniędzy "w teren". - Zostałem poproszony na przesłuchanie, złożyłem zeznania, powiedziałem, że to nie jest mój podpis, że został sfałszowany, podparłem to złożeniem wzoru podpisu i cisza - mówi nam jeden z byłych liderów wojewódzkich LPR. - Postępowanie nadal trwa i jest prowadzone "w sprawie" - tłumaczy prokurator Katarzyna Szeska, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Jednak ci, którzy liczyli na wyjaśnienie sprawy, mogą czuć się zawiedzeni. Prowadząca od dwóch lat postępowanie prokuratura, najpierw wrocławska, a od grudnia 2006 r. do chwili obecnej warszawska, utknęła w martwym punkcie. - Być może teraz impulsem do działań prokuratury będzie fakt, że LPR nie złożyła wymaganego przez PKW rozliczenia swoich dochodów i wydatków - zastanawia się Mańka. Jednak jego byli partyjni koledzy nie są już takimi optymistami. I nie ukrywają, iż powolne działanie warszawskiej prokuratury ich zastanawia. Prokuratura nie przesłuchała dotąd m.in. posłów, którzy wiosną 2006 r. publicznie mówili o niejasnych sprawach związanych z finansami LPR. - Nie byłem wzywany do prokuratury. Nikt ze mną nie rozmawiał na ten temat, nikt nas nie "czołga" w sprawie finansów. Wiem, że młodzi wszechpolacy byli wzywani na przesłuchania w sprawie rejestracji Partii Demokratycznej, ale w tej, o którą pan pyta, nic... - mówi w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" eurodeputowany Sylwester Chruszcz, p.o. prezes LPR, który dziś próbuje odbudowywać partię. Wojciech Wybranowski "Nasz Dziennik" 2008-04-30

Autor: wa