Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Na Rakowicach spoczęły szczątki bohaterskich lotników RAF

Treść

W kwaterze Wspólnoty Brytyjskiej na cmentarzu Rakowickim w Krakowie uroczyście pochowano wczoraj odnalezione jesienią ubiegłego roku szczątki siedmiu członków załogi bombowca RAF zestrzelonego koło Dąbrowy Tarnowskiej w nocy z 4 na 5 sierpnia 1944 r. Lotników - pięciu Kanadyjczyków, Brytyjczyka i Irlandczyka - pożegnano z honorami wojskowymi. W uroczystości uczestniczyły rodziny poległych, przedstawiciele Dywizjonu Reprezentacyjnego RAF, Kanadyjskich Sił Zbrojnych, dyplomaci oraz władze Krakowa i Małopolski. Podczas ceremonii na cmentarzu pamięć poległych uczczono m.in. chwilą ciszy, na dudach odegrana została tradycyjna melodia żałobna "Lament", a harcerze z 5. Zabierzowskiego Szczepu Harcerskiego "Kolumbowie" wypuścili w niebo cztery białe gołębie. Rodziny poległych podkreślały, że dla nich to bardzo ważny dzień. - Przyniosłem ze sobą list, który mój wuj napisał 4 sierpnia 1944 r. Pisał do swojego ojca, że ma nadzieję, iż wojna wkrótce się skończy i wróci do domu. W ostatnim zdaniu tego listu prosił, by pamiętać o nim i przekazać wszystkim pozdrowienia - opowiadał dziennikarzom po uroczystości Jeffrey Jolly, siostrzeniec nawigatora George'a Alfreda Chapmana. Eva Donalda Barriskill, siostra bombardiera Charlesa Burtona Wylie, mówiła ze łzami w oczach, że jest to dla niej bardzo ważne wydarzenie. - Miałam osiem lat, kiedy mój brat zginął. Pamiętam go bardzo dobrze. Przysłał mi z Włoch lalkę. Był wspaniałym człowiekiem - wspominała. Halifax JP-276A, 4-silnikowy bombowiec, wystartował 4 sierpnia o godz. 19.56 z Brindisi w południowych Włoszech. Na pokładzie było siedem osób. Samolot leciał w okolice Skierniewic, gdzie miał dokonać zrzutu dla powstańców warszawskich. Nie mógł lecieć nad samą Warszawą, bo nie zgodziło się na to dowództwo RAF. - Mniej więcej koło północy maszyna została zestrzelona przez niemiecki myśliwiec - mówi dr Piotr Śliwowski, kierownik działu historycznego Muzeum Powstania Warszawskiego. Z meldunku sporządzonego przez pilota niemieckiego myśliwca hauptmanna (odpowiednik kapitana) Fischera wynika, że stało się to 4 minuty po północy, a więc już 5 sierpnia 1944 r. Wszyscy lotnicy zginęli. Ich szczątki, rozrzucone w miejscu katastrofy, zostały zebrane i pogrzebane najpierw na cmentarzu w Dąbrowie Tarnowskiej, a po wojnie ekshumowane i przeniesione na cmentarz Rakowicki w Krakowie. Wczoraj pochówek zabitych odbył się po raz drugi. Do wspólnej mogiły złożono szczątki, które znaleziono rok temu w Dąbrowie Tarnowskiej. Dr Piotr Śliwowski kierował pracami, które prowadzone były w październiku i listopadzie 2006 r. - Do dzisiaj żyje 3 świadków zestrzelenia halifaksa. Jeden z nich rok temu zaprowadził nas na pole, na które spadł samolot ponad 62 lata temu. Butem wskazał miejsce, a następnie powiedział do nas: "Tu kopcie". Miał rację. Znaleźliśmy szczątki ludzkie, części samolotu oraz wiele przedmiotów osobistych załogi, np. scyzoryk, dokumenty, mapy, broń osobistą. Kierownik działu historycznego Muzeum Powstania Warszawskiego twierdzi, że w identyfikacji poległych lotników pomogły numery ich broni osobistej. Dzięki nim udało się ustalić nazwiska ich właścicieli. Dodatkowo szczątki poddano analizie antropologicznej, która wykazała, że zginęli: pilot kpt. Arnold R. Blynn; radiotelegrafista por. Harold L. Brown; nawigator podpor. George A. Chapman; strzelec pokładowy sierżant sztab. Arthur Liddell; bombardier sierżant sztabowy Charles B. Wylie; strzelec pokładowy sierżant Kenneth J. Ashmore i mechanik pokładowy Frederick G. Wenham. Podobnie tragiczny los spotkał wiele innych załóg samolotów spieszących na pomoc powstańcom. W okolice Warszawy wystartowało 4 sierpnia 1944 r. 7 załóg, a wróciły tylko dwie. Dr Piotr Śliwowski przypomina, że tylko w tzw. trójkącie bermudzkim, czyli pomiędzy Krakowem, Bochnią i Tarnowem, strąconych zostało 12 maszyn alianckich. WŁODZIMIERZ KNAP "Dziennik Polski" 2007-10-05

Autor: wa