Mszczą się błędy po katastrofie
Treść
Czy rząd Donalda Tuska będzie interweniował w Organizacji  Międzynarodowego Lotnictwa Cywilnego (ICAO) w sprawie raportu  Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK)? I czy Rada ICAO się tym  zajmie? Zdania ekspertów są co do tego podzielone.
Karol  Karski, zastępca przewodniczącego sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych i  zarazem ekspert prawa międzynarodowego, jest przekonany co do tego, że  ICAO nie zajmie się ewentualnymi zastrzeżeniami strony polskiej do  raportu rosyjskiej komisji. - ICAO oczywiście przyjmie uwagi strony  polskiej, o ile w ogóle rząd je wyśle. Ale się nimi nie zajmie, bo to  nie jest w ich kompetencjach - uważa poseł PiS. Argumentację tę  podtrzymuje też Jerzy Polaczek, minister transportu w latach 2005-2007. -  W mojej ocenie ewentualna interwencja w sprawie raportu MAK leży tylko i  wyłącznie w gestii rządu Tuska, który może wystąpić do Rady ICAO w  trybie przewidzianym konwencją chicagowską. Pytaniem otwartym pozostaje,  czy Rada w ogóle się tym zajmie. Moim zdaniem - nie - zauważa Polaczek.  Nieco innego zdania jest prof. Marek Żylicz, ekspert w dziedzinie  międzynarodowego prawa lotniczego i członek Państwowej Komisji Badania  Wypadków Lotniczych. Według niego, jeżeli strona polska zapyta ICAO, czy  Rosjanie słusznie interpretują aneks 13, to Rada nie będzie mogła  odmówić zajęcia się sprawą. - Sadzę jednak, że uwagi polskie - o ile w  ogóle zostaną przez rząd Tuska zgłoszone - nie dojdą do poziomu Rady. A  nawet gdyby sprawa ta weszła do porządku obrad Rady ICAO, to jestem  pewien, że stwierdzi ona tylko, że się tym nie zajmie, bo wykracza to  poza jej kompetencje - ripostuje z kolei Karski. - Jest to efektem tego  dziwacznego nieformalnego trybu, na który przystał rząd Tuska - to, co  konwencja chicagowska mogła dać Rosjanom, to Rosjanie dostają z tego  wszystko, ale Polacy nie otrzymują nic - zauważa Karski.
Co można zrobić z raportem
Jak  zaznacza Żylicz, strona polska może zabiegać o uzupełnienie raportu MAK  - może tak się stać na przykład dzięki temu, że rząd rosyjski nakaże to  rosyjskiej komisji. Tak samo rząd Federacji Rosyjskiej może nam  dostarczyć pewne dane, ale nie poprzez MAK. - To jednak działoby się  poza przepisami konwencji chicagowskiej. Jedno jest pewne: MAK  wyznaczony przez rząd rosyjski nie wykonał rzetelnie zobowiązań  wynikających z aneksu 13, więc my mamy prawo ten raport kwestionować.  Możemy mieć pretensje do rządu rosyjskiego, gdyby nie zrobił czegoś w  kierunku, aby te braki uzupełnić - zauważa Żylicz. - We wszystkich  krajach cywilizowanych obowiązuje pewna kluczowa zasada prawa  międzynarodowego "pacta sunt servanda": umów należy przestrzegać. Jeśli  więc po stronie rosyjskiej agencja wyznaczona przez rząd rosyjski nie  wypełniła zobowiązań wynikających z porozumienia o zastosowaniu aneksu  13, to mamy prawo oczekiwać, że strona rosyjska zechce wywiązać się z  tego, z czego nie wywiązał się MAK, i uzupełnić to, czego w raporcie  brakuje i na co polska komisja zwróciła uwagę. Jeżeli rząd rosyjski tego  nie zrobi, będzie to niezgodne z zasadami prawa międzynarodowego -  dodaje ekspert. Jak zaznacza, inną z możliwości uzupełnienia braków  raportu MAK mogłoby być także dopuszczenie do dodatkowych badań polskich  ekspertów lotniczych na terenie Rosji. Profesor Żylicz zaznacza, że  rząd polski może odwołać się do ICAO, ale nie musi tego robić, ponieważ  raport komisji rosyjskiej nas nie wiąże - MAK w całej swojej procedurze  badawczej dopuścił się licznych błędów i uchybień. Komitet w trakcie  badań nie stosował się do postanowień aneksu 13 do konwencji  chicagowskiej, który wymaga, żeby polski akredytowany przedstawiciel i  jego doradcy mieli dostęp do wszystkich badań i dokumentów. Ponadto  opublikował ostateczny raport bez uprzednich rozmów z Polakami na temat  naszych uwag do projektu.
Jak odrobić straty
- My z tym  raportem się nie zgadzamy i nie musimy się od niego odwoływać. Jest on  niekompletny i jako taki nie jest uznawany przez rząd polski - tłumaczy  prof. Żylicz. Jednak, jak zaznacza z kolei poseł Karski, nie jest tak,  że raport MAK w ogóle nie istnieje. - Został opublikowany na stronie  internetowej komisji rosyjskiej, w świat poszły jego główne tezy. Temu  nie można zaprzeczyć i tu nie wystarczą twierdzenia, że raport ten nas  nie wiąże - mówi polityk PiS. Zarówno Karski, jak i Polaczek są  sceptyczni co do twierdzeń Żylicza, iż Rosjanie byliby skłonni do  dopuszczenia do badań polskich ekspertów. - Przecież widzieliśmy już,  jak udostępniano materiały polskiemu akredytowanemu - mówią. - Według  mojej wiedzy, rząd Tuska dopiero po ogłoszeniu raportu przez MAK wynajął  co najmniej jedną międzynarodową kancelarię prawną, która ma  przygotować analizę różnych scenariuszy, w tym - jak musiałby postąpić w  przypadku ewentualnego zastosowania postępowania rozjemczego - dodaje  Polaczek. O jaką kancelarię chodzi? - Mogę powiedzieć tylko, że to było  już po ogłoszeniu raportu MAK i że chodzi tu o warszawski oddział jednej  z kancelarii międzynarodowych - mówi Polaczek. - Moim zdaniem, mszczą  się błędy popełnione zaraz po katastrofie - dodaje. Jak zaznacza, nie  zaangażowano instytucji europejskich odpowiedzialnych za bezpieczeństwo  lotów, w tym m.in. EASA, do czego prawo dawało nam rozporządzenie  Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) w sprawie badania wypadków i  incydentów w lotnictwie cywilnym oraz zapobiegania im podpisane w  październiku ubiegłego roku przez Jerzego Buzka. Dokument pozwala Polsce  na przekazanie postępowania wyjaśniającego przyczyny wypadków  lotniczych dowolnie wskazanemu organowi ds. badania zdarzeń lotniczych.  Ponadto po 10 kwietnia Rada Ministrów nigdy nie miała w planie pracy  kwestii podstawowej: dyskusji nad rekomendacją, jakiej użyć drogi  prawnej dla rzetelnego zbadania katastrofy. - Po prostu milcząco i  całkowicie nieformalnie przyjęliśmy w tej kwestii stanowisko rosyjskie -  stwierdza Polaczek.
Anna Ambroziak
Nasz Dziennik 2011-05-18
Autor: jc