Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Mój ojciec, esesman w Auschwitz

Treść

Obywatel Niemiec podczas oglądania ekspozycji w byłym obozie Auschwitz-Birkenau na jednym ze zdjęć rozpoznał swojego ojca w mundurze SS. Do tej pory wojenna przeszłość głowy rodziny była nieznana. - Cała historia zaczęła się wiosną tego roku - mówi Paweł Sawicki z Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu. - Do muzeum przyjechała grupa z Niemiec, która - po zwiedzeniu wystawy głównej - wzięła udział w warsztatach edukacyjnych na ekspozycji romskiej oraz węgierskiej. Po spotkaniu do prowadzącego warsztaty Jacka Lecha z Międzynarodowego Centrum Edukacji o Auschwitz i Holokauście podszedł jeden z uczestników. - Mężczyzna miał około 65-70 lat. Powiedział, że na jednym ze zdjęć w bloku 4 rozpoznał swojego ojca - opowiada Jacek Lech. - Zapytałem, czy na pewno było to w bloku czwartym, ponieważ zwykle odwiedzający muzeum rozpoznają swoich krewnych na zdjęciach więźniarskich, wystawionych w blokach 6 i 7. Potwierdził i powiedział, że dokładne informacje przekaże, kiedy przyjedzie do Oświęcimia kolejny raz. Pod koniec lipca przyjechał. Miał ze sobą rodzinny album. - Stanęliśmy pod jednym ze zdjęć ze słynnego albumu Lili Jacob, które przedstawiają proces postępowania z transportem deportowanych Żydów - relacjonował Jacek Lech. - Na fotografii widać lekarza SS, wybierającego z przybyłego na rampę transportu ludzi na śmierć w komorze gazowej. Nasz gość wskazał na esesmana stojącego na lewo od lekarza i powiedział: "Ten młody człowiek w mundurze SS to mój ojciec". A potem pokazał mi cztery zdjęcia ze swojego rodzinnego albumu - opowiadał Jacek Lech. Na trzech z nich ojciec gościa muzeum ma mundur SS, a na czwartym - po cywilnemu - sfotografowano go z rodziną. - Bez wątpienia był to ten sam mężczyzna, który znalazł się na fotografii z 1944 r. w Birkenau. Nasz gość był naprawdę wstrząśnięty. Nie wiedział nic o wojennej przeszłości ojca - mówi Jacek Lech. Dziś już niewiele wiadomo o rozpoznanym na zdjęciu esesmanie. Urodził się w 1906 r. niedaleko Poczdamu, a po zdaniu małej matury praktykował u sprzedawcy dywanów. Później kształcił się na diakona u joannitów. W 1937 r. ożenił się i zamieszkał w Berlinie. - O wojennych losach ojca syn niemal nic nie wiedział. On sam urodził się w 1942 r. Powiedział jedynie, że w 1947 r. ojciec wyszedł z angielskiej niewoli, a rok później został pastorem. Zmarł w 1988 r. - relacjonuje pracownik MCEAH. - Jego matka opowiadała, że ojciec w 1937 r. w Berlinie odbywał jakąś praktykę jako sanitariusz w zakładzie dla umysłowo chorych, a w 1941 r. mógł przebywać w którymś z nazistowskich ośrodków eutanazji. To właśnie z takich centrów rekrutowano później załogi do obozów zagłady w Polsce. Mężczyzna mógł właśnie w ten sposób trafić do Auschwitz, a jego żona z nowo narodzonym synem pozostali w Berlinie. W muzealnych archiwach nie znaleziono żadnych dokumentów o tym członku zbrodniczej hitlerowskiej formacji. Trzeba jednak pamiętać, że wiele papierów zniszczono przed wyzwoleniem obozu. Syn prowadzi teraz na własną rękę poszukiwania w Berlinie. (BAJ) "Dziennik Polski" 2007-12-07

Autor: wa