Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Mocna wiara Beenhakkera

Treść

Maciej Żurawski już na mistrzostwach najprawdopodobniej nie zagra, sztab medyczny robi wszystko, aby postawić do czwartku na nogi Mariusza Lewandowskiego. Reprezentacja Polski nie tylko przegrała w niedzielę z Niemcami, ale i straciła jednego, a być może (to czarny scenariusz) dwóch bardzo ważnych piłkarzy. Sytuacja jest zła, ale Leo Beenhakker nie traci wiary. Trener wciąż liczy, że jego podopieczni zdołają sprawić na Euro 2008 niejedną niespodziankę; by tak się stało, będą musieli pokonać w kolejnym meczu Austrię. Gdyby wynik niedzielnego starcia zależał od wiary kibiców - Polacy roznieśliby swych rywali w strzępy. Fani Biało-Czerwonych, z których tysiące wybrały się w podróż do Austrii, meczem z Niemcami żyli od tygodni, a im bardziej się zbliżał - tym ich przekonanie o sukcesie rosło. Naładowani emocjami byli sami piłkarze, którzy zapowiadali walkę o historyczne zwycięstwo. Wszystko miało zweryfikować boisko i niestety zweryfikowało. Niemcy okazali się lepsi, za mocni, a naszych załatwił zawodnik urodzony w Gliwicach - Lukas Podolski. - Mecz zaczął się dla nas nawet dobrze, chcieliśmy narzucić swoje warunki gry, co było prawdziwym wyzwaniem w starciu z rywalem prezentującym najwyższy poziom - powiedział Beenhakker. Holender był po meczu rozczarowany, ale zarazem dumny z postawy swych podopiecznych. - Zagraliśmy dobrze, przez 70 minut byliśmy co najmniej równorzędnym partnerem dla Niemców, nie brakowało momentów, w których przeważaliśmy. Nie chcę nawet słyszeć opinii, że przegraliśmy w sferze mentalnej. Za nami trudne eliminacje. Jeśli sobie przypomnimy, jak je rozpoczęliśmy i jak zakończyliśmy, to chyba o czymś świadczy. Moi chłopcy mają ambicje, wolę walki, są tu, by coś osiągnąć. Popatrzmy na niedzielne starcie: my zazwyczaj zaczynamy wolno i rozkręcamy się wraz z upływem czasu. Przeciw Niemcom od początku zaatakowaliśmy, graliśmy ostro, zdecydowanie. Czy tak by było, gdyby nam zabrakło wiary? - zapytał. Polacy walczyli - nie można mieć do nich pretensji. Zaprezentowali się dużo lepiej niż przed dwoma laty na mundialu. Wówczas, chcąc pozostać w turnieju, musieli wygrać, a zagrali tak, by uniknąć wysokiej porażki. Teraz podjęli rękawicę, na ataki świetnego rywala próbowali odpowiadać tym samym, oddali nawet więcej strzałów, ale to było zbyt mało. Przegrali 0:2, czyli wyżej niż w 2006 roku. Dlaczego? Bo Niemcy mają w składzie więcej indywidualności, gwiazd, które są w stanie wziąć ciężar gry na siebie i w decydującym momencie jednym zagraniem rozstrzygnąć o losach meczu. Podolski, Miroslav Klose czy Michael Ballack potwierdzili to w niedzielę. Niemcy wyglądali na tle naszych lepiej fizycznie, lepiej wytrzymali trudy meczu, byli szybsi, bardziej zdecydowani, poruszali się lżej, swobodniej. Jeszcze na początku wszystko wyglądało dobrze, po pierwszym błędzie Jensa Lehmanna zaczęliśmy wierzyć, że niemiecki bramkarz może stać się naszym dwunastym zawodnikiem, ale później nastroje się pogarszały z każdą minutą. Ostrzeżeniem była pierwsza sytuacja, po której sam na sam z Arturem Borucem znaleźli się Klose i Mario Gomez. Wówczas na szczęście ten drugi pomylił się okrutnie, ale polskich obrońców to nie otrzeźwiło. Kilka minut później sytuacja się powtórzyła, nasi się zagapili albo czekali na gwizdek sędziego, a Podolski pokonał Boruca. Indywidualny błąd, tym razem Pawła Golańskiego, zadecydował też o drugiej bramce. Znów trafił Podolski i było po wszystkim. Polacy przegrali zasłużenie. Byli słabsi. Zawiedli liderzy, zawodnicy, którzy byli motorem napędowym drużyny w eliminacjach. Jackowi Krzynówkowi przytrafiały się proste techniczne błędy, Maciej Żurawski - poza jedną zmarnowaną sytuacją - był kompletnie niewidoczny (potem okazało się, że grał z kontuzją), a Euzebiusz Smolarek nie stanowił żadnego zagrożenia dla rywali. Postawa "Ebiego" była sporym zaskoczeniem, a w tej sytuacji aż prosiło się o wpuszczenie na boisko Pawła Brożka. Niestety, najlepszy polski napastnik nie cieszy się uznaniem Beenhakkera i na Euro w ogóle nie pojechał. W niedzielę jego dynamika, odwaga, strzelecki instynkt bardzo by nam się przydały. - Nie dostałem zbyt wielu piłek, czasami odnosiłem wrażenie, że baliśmy się zaryzykować. Czekałem na jedną okazję, a kiedy już ją miałem, usłyszałem gwizdek sędziego - przyznał Smolarek, który wyróżnił się tylko żółtą kartką otrzymaną za bezpardonowe wejście w rywala. Ogólnie w niedzielę nie było katastrofy, nie musieliśmy się wstydzić gry Polaków, ale przeżyliśmy rozczarowanie. Duże. Winę za taki stan rzeczy ponosi zapewne cała otoczka wokół meczu, rozdmuchane nadzieje, pragnienie historycznego zwycięstwa. Porażka zabolała także, a może przede wszystkim, piłkarzy, ale czasu na użalanie się nad sobą nie mają. Rany muszą zostać uleczone szybko, bo już w czwartek naszych czeka bój - o być albo nie być w turnieju - z Austrią. - Niedzielny mecz pokazał, jak bardzo współczesny futbol jest szybki i twardy. Niemcy mają w składzie zawodników grających na co dzień w Bundeslidze, Premierleague, przyzwyczajonych do gry na najwyższych obrotach. Naprzeciw nich stanęli piłkarze, którzy w bardzo krótkim czasie musieli z poziomu, na którym grają przez cały rok, wskoczyć na ich poziom. I im nie ustępowali, ba, uważam nawet, że Jens Lehmann miał więcej groźnych sytuacji pod swoją bramką niż Artur Boruc. Nie wstydźmy się tego meczu, przegraliśmy z jednym z najlepszych zespołów świata. Jestem dumny ze swoich piłkarzy, z postępów, jakich dokonują - przyznał Beenhakker. Polacy są dziś w trudnej sytuacji, zawsze źle rozpoczyna się turniej od porażki, ale jeszcze nie muszą pakować walizek. Gdy pokonają Austrię i Chorwację, mogą awansować do ćwierćfinału, a potem w półfinale spotkać się z Niemcami i zrewanżować się im. - Chłopcy się pozbierają. Wiele zależy bowiem od tego, w jakim stylu się przegrywa, a oni rozegrali naprawdę dobry mecz. Mamy tylko kilka dni, ale wierzę, że do czwartku będą gotowi do ciężkiej walki. Są silni mentalnie - dodał nasz selekcjoner. Holender na pewno dokona zmian w składzie, ale jaka jedenastka wybiegnie w czwartek na boisko - nie wiadomo. Na pewno nie będzie mógł postawić na Żurawskiego. Kapitan naszej drużyny naderwał mięsień czworogłowy uda i niewykluczone, że na Euro już w ogóle nie zagra. Kontuzjowany jest także Mariusz Lewandowski, który doznał silnego stłuczenia ze skręceniem stawu skokowo-goleniowego. Sztab medyczny robi jednak wszystko, by był gotowy walczyć już z Austriakami. Piotr Skrobisz "Nasz Dziennik" 2008-06-10

Autor: wa