Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Milicjanci skazani, kolej na Kiszczaka

Treść

- Ukarano miecz, ale nie rękę - stwierdził w sądzie Czesław Kłosek, górnik ranny w 1981 r. podczas pacyfikacji kopalni na Śląsku, popierając żądania prokuratury dwóch lat więzienia dla Czesława Kiszczaka. Przed Sądem Okręgowym w Warszawie kończy się właśnie czwarty proces byłego szefa MSW oskarżonego o przyczynienie się do śmierci dziewięciu górników z kopalni "Wujek".
- Oskarżony miał świadomość, że w stanie wojennym może dojść do wystąpień społecznych na szeroką skalę i godził się na użycie broni przez MO, co wskazuje na umyślność jego działań - argumentował w mowie końcowej prokurator Zbigniew Zięba. Domagał się skazania Kiszczaka na cztery lata więzienia w zawieszeniu na pięć lat, co automatycznie byłoby zmniejszone o połowę na mocy amnestii z 1989 r.
Prokurator wskazał, że w tej sprawie zostali już skazani milicjanci, którzy strzelali do górników. - Prawomocne już wyroki skazujące wobec milicjantów nie mogą nie mieć wpływu na ten proces - podkreślił. Dodał, że według ustaleń sądowych w kopalni "Wujek" nie było bezpośredniego zagrożenia ich życia. Tym samym nie było też podstaw do otwarcia ognia. - Szyfrogram pozwolił na zabijanie niewinnych ludzi; to, że skończyło się dziewięcioma zabitymi, to być może zrządzenie Opatrzności - mówił pełnomocnik górników mecenas Janusz Margasiński. Zwrócił uwagę, że górnicy otrzymali śmiertelne postrzały przeważnie z boku lub z tyłu. Adwokat poparł wniosek prokuratury, ale określił go jako "łaskawy dla oskarżonego".
- Rodziny zabitych do dziś mają żal do państwa polskiego - mówił drugi pełnomocnik mecenas Maciej Bednarkiewicz, wskazując na długotrwałość procesu i kwestię odszkodowań. Podkreślił, że w kopalni "Wujek" doszło do prowokacji, ponieważ górnicy "poddaliby się wojsku", ale do akcji weszła milicja. Nie pozwalały na to żadne przepisy.
Kiszczak, któremu grozi do ośmiu lat więzienia, nie przyznaje się do winy.
ZB
Nasz Dziennik 2011-04-21

Autor: jc