Przejdź do treści
Przejdź do stopki

MEN namawia do bonu

Treść

Wiceminister edukacji narodowej Krystyna Szumilas zachęcała wczoraj samorządowców do poparcia bonu oświatowego. - Ideą każdego bonu jest, aby pokrywał on wydatki na ucznia w szkołach - stwierdziła Szumilas. Sprzeciw wobec bonu zgłaszają związki zawodowe. Wiceminister spotkała się wczoraj z przedstawicielami samorządów wszystkich szczebli. - Oświata na różnych poziomach wygląda inaczej: inne są problemy, jeśli chodzi o prowadzenie zadań oświatowych w małych gminach, inne w dużych miastach, ale wszystkie samorządy są zainteresowane odpowiednim finansowaniem oświaty - powiedziała Krystyna Szumilas, wskazując jednak na konieczność zmiany prawa w tej dziedzinie. W trakcie dyskusji poruszany był przede wszystkim pomysł wprowadzenia bonu oświatowego, do czego zmierza obecny rząd. Wiceminister stwierdziła, iż MEN w zasadzie dzieli pieniądze na szkoły przy pomocy bonu. Tak można bowiem traktować algorytm podziału subwencji dla gmin i powiatów. Wysokość subwencji zależy od liczby uczniów na terenie konkretnej jednostki samorządu terytorialnego. - Wniosek z tej dyskusji jest taki, że ten sposób finansowania się sprawdził - stwierdziła Szumilas. Ale MEN zastrzega, że bon oświatowy będzie funkcjonował w przypadku, gdy na terenie samorządu znajduje się więcej placówek tego samego typu. - Jeśli mamy trzy szkoły podstawowe, to jest pytanie, dlaczego jeden uczeń w szkole A kosztuje więcej niż uczeń w szkole B. Rozwiązanie bonowe pozwala na uwzględnienie specyfiki pracy szkoły, tak jak to jest w subwencji oświatowej w budżecie państwa - podkreśliła Krystyna Szumilas. Wiceminister dodała, że resort edukacji zdaje sobie sprawę z faktu, że małe szkoły kosztują więcej, proponuje więc wprowadzenie ochrony dla takich placówek. Zaprzeczyła jednocześnie, że bon oświatowy będzie powodował dyskryminację wiejskich szkół. Wojciech Jaranowski, rzecznik prasowy Sekcji Krajowej Oświaty i Wychowania NSZZ "Solidarność", jest zdziwiony, że ministerstwo edukacji powraca do tematu bonu oświatowego. - Wprowadzenie bonu jest tak naprawdę drogą do prywatyzacji szkolnictwa, na co "Solidarność" nie może się zgodzić. Z drugiej strony podkreślaliśmy w swoim stanowisku do rządu, że póki nie będzie zwiększenia finansowania oświaty do poziomu 5 proc. PKB, to ktoś będzie musiał do szkolnictwa dopłacać. Jeśli państwo tego nie uczyni, to musi dopłacić samorząd albo rodzice - wyjaśnił Jaranowski. - Uważam, że jest to droga do likwidacji szkół. Już teraz wiele szkół jest zamykanych. Jeśli wprowadzimy bon, to pomimo dodatków dla szkół wiejskich spodziewam się, że samorząd nie będzie utrzymywał tych szkół i będzie starał się je sprywatyzować, ewentualnie przekształcić w szkoły społeczne - podkreślił. "Solidarność" obawia się, że wtedy pogorszy się sytuacja nauczycieli, którym będą obniżane wynagrodzenia, bo po likwidacji szkoły publicznej nowy pracodawca nie musi przestrzegać Karty Nauczyciela. Joanna Kozłowska "Nasz Dziennik" 2008-04-03

Autor: wa