Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Medialny monopol ante portas

Treść

Z prof. Piotrem Jaroszyńskim, kierownikiem Katedry Filozofii Kultury Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II, rozmawia Maria S. Jasita
Nowa ustawa medialna marginalizuje rolę nadawcy społecznego.
- Projekt nowej ustawy medialnej jest tak skonstruowany, żeby media były albo narzędziem propagandy ze strony rządzących, albo też były wielkim biznesem, tyle że w obecnej Polsce jedno łączy się z drugim, bo te sfery się przenikają. W sumie powstać ma swoisty monopol medialny, różne będą tylko nazwy stacji, a spory - pozorowane. Środowiska te dążą do przejęcia całkowitej kontroli nad świadomością Polaków, co przy dzisiejszej technice jest możliwe. Mamy do czynienia z programem monopolizacji mediów w warunkach pozornego pluralizmu i demokracji, gdy nie można tak jak za komuny po prostu odgórnie przejąć kontroli nad wszystkimi mediami. Na tym właśnie polega neototalitaryzm liberalny: pluralizm jest pozorowany. A zagrożeniem dla niego jest w zasadzie tylko nadawca społeczny, bo chodzi tu o oddziaływanie na dużą skalę.
Dlaczego, Pana zdaniem, twórcy ustawy skoncentrowali się na zmianie statusu akurat nadawcy społecznego?
- Bez nadawcy społecznego nie ma ani demokracji, ani pluralizmu. A ponieważ im chodzi o to, żeby życie społeczne pozostawało pod ich całkowitą kontrolą, więc próbują po raz kolejny podejść Radio Maryja, które jest największym nadawcą społecznym w naszym kraju. Chodzi o to, żeby utrudnić czy wręcz uniemożliwić normalne funkcjonowanie tej rozgłośni, która właśnie z tego tytułu, że ma tak bogatą ofertę programową, że jest tak bardzo zaangażowana w sprawy społeczne, że utrzymywana jest przez dobrowolne składki słuchaczy, nie pasuje do wizji mediów pozostających na pasku władzy lub biznesu. A to właśnie z tych ostatnich środowisk wywodzą się twórcy i propagatorzy projektu nowej ustawy medialnej. Jednym słowem, używają swej pozycji, a dokładniej mówiąc, swej władzy, żeby nie tylko uderzyć w Radio Maryja, ale przede wszystkim, by walczyć ze społeczeństwem, kneblując mu najpierw usta. To jest neototalitaryzm.
Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji będzie mogła szczegółowo określać sposób prowadzenia dokumentacji przez nadawców niepublicznych "w zgodzie z ustawą o rachunkowości z 29 września 1994 roku".
- Musimy pamiętać, że drobiazgowe przepisy i szczegółowe kontrole wprowadzano w czasach PRL (idąc śladem Związku Sowieckiego) w stosunku do środowisk lub osób, które określano mianem wrogów ideologicznych. Stanowione prawo było nie tyle narzędziem zaprowadzania ładu i pokoju w oparciu o sprawiedliwość, lecz było to narzędzie nękania i przemocy. Do tej metody odwołują się rządzący dziś politycy: chcąc zniszczyć oddolne inicjatywy społeczne, a tym samym prawdziwą wolność (która jest właśnie samostanowieniem), traktują takie inicjatywy jak potencjalne przestępstwo, a ludzi, którzy się w to bezinteresownie angażują, jak potencjalnych złodziei. Powstaje wówczas atmosfera, która ma zniechęcić do jakiegokolwiek działania, społeczeństwo staje się bierne i obumiera. I to jest chyba najgorsze z tego wszystkiego, ta kolejna próba odebrania nam własnego życia, na które mamy tyle pomysłów. Rodzi się wówczas taka myśl: jaka szkoda, że rządzą nami sprytni, ale jakże zacofani cywilizacyjnie ludzie, którzy nie rozumieją, jakim bogactwem jest nasz Naród, że ten Naród ma prawo głosu, nie tylko w wyborach. Dlatego będziemy walczyć o wolność słowa, innego wyboru nie ma. Kto zaś poprze tę antydemokratyczną i antypolską ustawę, niech pamięta, po której stronie stanął, bo tego nie da się później ukryć. Nie będzie też usprawiedliwienia. Losy wielu polityków, którzy zmarnowali swe życie, bo stali po stronie kłamstwa, niech będą ostrzeżeniem.
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2009-04-01

Autor: wa