Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Marsz Tuska po prezydenturę

Treść

Ponadtrzygodzinne exposé premiera Donalda Tuska nie powinno być dla nikogo zaskoczeniem. Ogólne, mało konkretne, tak naprawdę nie wiemy jeszcze, jaki jest program rządu. Tak jak w kampanii wyborczej, tak i teraz przewodniczący Platformy próbował być zarówno "liberałem", jak i pokazywać "solidarne" oblicze. Praktycznie każdy, gdyby chciał, znalazłby w tym wystąpieniu coś miłego dla ucha, pod czym podpisałby się dwiema rękami. Bo oto premier obiecuje nam z jednej strony obniżenie podatków, likwidację deficytu budżetowego, zwiększenie swobód gospodarczych (jako liberał), ale z drugiej - zwiększenie nakładów na ochronę zdrowia, podwyżkę wynagrodzeń w sferze publicznej, w tym dla nauczycieli i pracowników służby zdrowia, wyrównywanie różnicy między poszczególnymi regionami kraju (jako polityk solidarny). To z pewnością efekt wyciągania wniosków z przeszłości przez premiera i jego otoczenie. Przywiązanie tylko do haseł liberalnych spowodowało przecież klęskę wyborczą zarówno Kongresu Liberalno-Demokratycznego w 1993 r., jak i porażkę Platformy Obywatelskiej w 2005 roku. Premier dobrze wie, że to, co głosił w wyborach, musi przynajmniej werbalnie realizować w rządzie. W dłuższym, niż zapowiadał sam Donald Tusk, przemówieniu usłyszeliśmy też m.in. zapowiedzi budowy taniego państwa, ograniczenie władzy biurokratów, ułatwienie prowadzenia działalności gospodarczej, wprowadzenie konkurencji na rynku ubezpieczeń zdrowotnych przez podział NFZ, przekształcenia organizacyjne w szpitalach, upowszechnienie bonu oświatowego. Zabrakło jednak pokazania, jak nowy rząd chce tego dokonać i jak uniknąć różnych niebezpieczeństw, związanych choćby z komercjalizacją ochrony zdrowia. Tak samo jak nie było konkretów, w jaki sposób premier chce osiągnąć cele w polityce zagranicznej, nie wiemy, co premier miał na myśli, mówiąc o "partnerstwie strategicznym" z Niemcami. A jak sobie Donald Tusk wyobraża integrację europejską? Mówił o tym, że UE ma być supermocarstwem, ale nie superpaństwem. Tylko jak to rozdzielić, skoro unijni biurokraci chcą budować przy wsparciu niektórych państw (np. Niemiec) właśnie superpaństwo i ograniczyć niezależność, suwerenność państw członkowskich? Tego szef rządu nie wyjaśnił. Część zapowiedzi zawartych w exposé to z kolei nic innego jak kontynuowanie polityki poprzednich rządów, choć premier wypowiadał się tak, jakby to były oryginalne pomysły koalicji PO - PSL. Sztandarowy projekt: obniżenie podatków, już przecież ma miejsce, a w 2009 r. zamiast trzech stawek podatkowych będą dwie. Wzrost gospodarczy, duży spadek bezrobocia też już ma miejsce, PO i PSL muszą pilnować, aby ta tendencja została utrzymana. Exposé premiera było niewątpliwie znakomitym chwytem pod względem PR i autopromocji. Oto bowiem usłyszeliśmy, że teraz władza będzie miała zaufanie do obywateli, przedsiębiorców, że teraz administracja będzie lepiej traktowała ludzi, że odbudujemy etos służby publicznej, że będziemy wypracowywać w sprawach społecznych i gospodarczych kompromisy bez narzucania swojej woli przez różne grupy nacisku. Dlatego też apelował do wszystkich klubów parlamentarnych o porozumienie również w sprawach polityki zagranicznej. To ważne i wskazane, ale w takim razie dlaczego przez dwa lata, gdy PO była w opozycji, takiego współdziałania ówczesnemu rządowi odmawiała? Najwidoczniej zwyciężyła zasada, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. A poza tym Donald Tusk zaczął już chyba prezydencką kampanię wyborczą i stąd wiele było w jego wystąpieniu patosu i uniesień, a mało konkretnych liczb i faktów. Krzysztof Losz "Nasz Dziennik" 2007-11-24

Autor: wa