Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Marny los podatnika w III RP

Treść

Zdjęcie: Robert Sobkowicz/ Nasz Dziennik

Czego to już w III RP nie było… „Przyjazne państwo”, „Zielona wyspa”, „Wybierzmy przyszłość”… Długo by wymieniać. Wielu Polaków nadal daje się nabierać na te bałamutne slogany, jednak nie dotyczy to już ponad 2 milionów z nich, tych którzy w ostatnich latach zdecydowali się wyjechać z Polski, poszukując lepszych warunków do życia. Nawet premier Donald Tusk opuścił „zieloną wyspę”, ten „syf” i „folklor”, jak to się o Polsce wyraził jakiś czas temu jeden z prezesów dużej państwowej spółki. A warunki życia premiera w III RP wcale do najgorszych nie należały.

Nowa ordynacja podatkowa

Nasi dobrodzieje cały czas przychylają nam nieba. Najpierw opodatkowali nas na wszystkie możliwe sposoby, coraz mocnej zaciskając na naszych szyjach fiskalną pętlę. Dali urzędnikom skarbowym zbrojne ramię w postaci policji skarbowej, dopuścili dużą urzędniczą swobodę w ferowaniu wyroków na podatnikach, teraz zaś na rok przed wyborami opracowują ordynację podatkową.

Ma ona sprawić, że podatnik będzie się czuł w urzędzie skarbowym lepiej, zaś urzędnik będzie miał obowiązek częściej się do niego uśmiechać. Ordynacja podatkowa ma – krótko mówiąc – sprawić, że podatnik poczuje się w urzędzie skarbowym jak prawdziwy obywatel, który ma nie tylko obowiązki, ale także prawa.

Tymczasem sygnały, które zaczynają powoli docierać z frontu walki o nową ordynację podatkową, każą podejrzewać, że może być zupełnie inaczej.

„Przygotowany przez Ministerstwo Finansów projekt nowelizacji ordynacji podatkowej zakłada wprowadzenie klauzuli obejścia prawa podatkowego. Zdaniem ekspertów firmy doradczej Deloitte, projektowane regulacje w tym zakresie stwarzają organom podatkowym zbyt duże pole do swobodnej interpretacji” – czytamy na portalu Infor.pl.

Pułapka „interpretacji”

Owa „swoboda interpretacji” oznaczać może, że szykowane prawo okaże się na tyle nieprecyzyjne, mętne i zawiłe, że można je będzie urzędnikom interpretować na wiele różnych sposobów, serwując podatnikom, zamiast stabilizacji prawnej i poczucia obywatelskości, poczucie ciągłej niepewności i zagrożenia.

I, co gorsza, niekoniecznie trzeba będzie mieć coś na sumieniu, żeby wydać się skarbówce podejrzanym. Wystarczy, że podatnik postanowi wykorzystać istniejące w prawie luki bądź wykorzysta istniejące instrumenty prawne, które umożliwią mu zapłacenie mniejszego podatku.

Według ekspertów Deloitte, urzędnicy już dziś chętnie interpretują prawo na niekorzyść podatnika, a gdy wprowadzona zostanie „klauzula obejścia prawa podatkowego”, pokusa będzie jeszcze większa. Nawet jeśli skarbówka wiele spraw w sądzie przegrywa, procesy te oznaczają koszta dla podatników, a dla samych przedsiębiorców idących na wojnę z urzędami generują nie tylko straty finansowe, ale przede wszystkim pochłaniają dużo czasu, który mogliby oni wykorzystać na bardziej produktywną działalność.

Poza tym wielu drobnych przedsiębiorców nie stać na procesowanie się z urzędami, gdyż opłacenie pozwu kosztuje zbyt wiele. Często nękani licznymi kontrolami, nie wytrzymują i dzielą się swoją dolą z mediami: „Kontrola w firmie jednoosobowej trwa już trzeci miesiąc, zastraszają, wywierają presję, stosują sztuczki psychologiczne, jakby z góry wina była przesądzona. […] Dodatkowo nie znają przepisów i prawa, na które się powołują, najpierw podają paragrafy, a potem przy mnie muszą się dowiadywać od przełożonych, czy mają rację, jeżeli to podważę. Połowa żądań jest niezgodna z przepisami i podatnik musi sam im to udowadniać. To raczej chyba w ich zakresie obowiązku należy udowodnienie ewentualnej winy, niedociągnięć, a nie, że dochodzi do takiej sytuacji, że to podatnik musi udowadniać że jest niewinny” – czytamy na jednym z portali.

Bezduszny fiskalizm władzy

Czy dążenie do tzw. optymalizacji podatkowej jest czymś złym? Wydaje się, że rzeczą naturalną jest dążenie ludzi pracujących do zachowania dla siebie jak najwięcej owoców tej pracy. Jeśli ponad połowa naszych dochodów pochłaniana jest przez państwo, warto zastanowić się, czy to, co otrzymuję od państwa w zamian, warte jest aż takich wyrzeczeń z mojej strony.

Każdy z nas jest przede wszystkim zobowiązany do tego, by zadbać o siebie i o najbliższych, potem zaś, by ewentualnie dzielić się z innymi. To są elementarne zasady życia, dlatego rząd, który pozbawia nas olbrzymiej części naszych dochodów, zaburza te elementarne zasady, przez co prowadzi do zubożenia rodzin, w zamian oferując usługi marnej jakości, od szkolnictwa czy służby zdrowia począwszy, a na wymiarze sprawiedliwości, policji i wojsku skończywszy.

Jak na ironię, podatnicy tak naprawdę finansują biurokrację, w tym urzędy skarbowe, które potem tych podatników niejednokrotnie na różne sposoby gnębią. Gdy nowa ordynacja podatkowa wejdzie w życie, to co teraz nazywa się optymalizacją podatkową, uznane może zostać za przestępstwo ścigane nie tylko przez organa skarbowe, ale także przez prokuratora. To już nie przelewki, lecz kolejna faza wprowadzania w III RP fiskalnego zamordyzmu.

A można inaczej…

Polacy, którzy zdecydowali się w ostatnich latach na emigrację, pragnęli uciec między innymi właśnie od tego postępującego zamordyzmu. Nie wspomnę o Wielkiej Brytanii, ale nawet w Niemczech, uchodzących za wielką biurokratyczną machinę, pozycja zwykłego obywatela względem urzędów jest zupełnie inna.

Jak dzielą się swoimi doświadczeniami Polacy prowadzący biznesy u naszych zachodnich sąsiadów, jest opcja płacenia podatku nie za zaksięgowane transakcje, ale za te, które zapłacono. W efekcie sytuacji jeśli „nagle kontrahent ucina kontakt albo bankrutuje, to skarbówka nie wyciśnie z ciebie ostatnich soków”.

Jak pisze na portalu ProKapitalizm.pl Kamil Kisiel, w przeciwieństwie do Polski w Niemczech opłaca się zakładać biznes o dużym ryzyku.

„Przynajmniej skarbówka nie zlicytuje Ciebie do gołej skóry. W Niemczech jest prawne minimum egzystencjalne, pułap dochodów, których ani państwo, ani lichwiarze, ani skarbówka nie mają prawa Ci zabrać. Zresztą, skarbówka niemiecka ma obowiązek pomagania płatnikowi. Jeśli masz zaległości, to skarbówka pyta się, czy nie rozłożyć tego na raty. Ba, masz prawo podać, jaką ratę jesteś w stanie zapłacić. Niemiecki urzędnik wychodzi z założenia, że lepiej nie niszczyć kogoś, kto w przyszłości może stanąć na nogi i zacząć regularnie płacić. Jest to strategia długoterminowa, która daje na dłuższą metę lepsze efekty (wyższe wpływy podatkowe) niż typowe dla polskich urzędasów zdzierstwo” – pisze Kisiel.

I nie jest to wyłącznie narzekanie w myśl zasady: „Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma”.

Paweł Sztąberek
Nasz Dziennik, 19 września 2014

Autor: mj