Przejdź do treści
Przejdź do stopki

MAK nie da więcej dokumentów

Treść

Książka eksploatacji Tu-154M, który rozbił się pod Smoleńskiem, i inne materiały trafiły w ręce Edmunda Klicha, polskiego przedstawiciela przy Międzypaństwowym Komitecie Lotniczym badającym katastrofę rządowego samolotu. Jednak ekspert zaznacza, że to nie są wszystkie dokumenty, o które prosił. Więcej jednak od MAK-u już nie dostaniemy.
Klich odebrał wczoraj od MAK ogółem około 4 tys. stron dokumentów. Znalazły się wśród nich m.in.: instrukcja techniczna, instrukcja użytkowania w locie, a także dziennik obsługi technicznej, tj. książka eksploatacyjna tupolewa zawierająca zapis przeglądów i napraw samolotu. Materiały te znajdowały się na pokładzie rozbitej maszyny. - Najważniejszy z otrzymanych dokumentów to książka eksploatacyjna samolotu, w której są zapisane wszystkie dane techniczne dotyczące prac wykonywanych przy samolocie - powiedział Klich.
Zaznaczył jednak, że nadal nie otrzymał wszystkich dokumentów, o które prosił. Brakuje m.in. materiałów związanych z lotniskiem w Smoleńsku i obowiązującymi tam procedurami. Co więcej, strona rosyjska informuje, że to już wszystkie akta i nic więcej nie przekaże. - Powiedziano mi, że już żadnych innych dokumentów nie dostaniemy. Oprócz ostatniej części instrukcji użytkowania w locie, którą otrzymamy po zakończeniu wszystkich prac - informuje Klich. Dodał, że poinformowano go, iż "wszystkie odpowiedzi na pytania, które zadawał, znajdą się w projekcie raportu końcowego, który ma być za kilka tygodni". Jak twierdzi PAP, ma to nastąpić 6 lub 7 października.
Polscy eksperci w tym czasie powrócą do kraju. Klich podkreśla, że nie jest to forma protestu. - Strona rosyjska prosiła nas o kilka tygodni spokoju na pisanie raportu - stwierdził. Klich ma także przekazać dziś do MAK pismo, w którym wyrazi wszystkie wątpliwości związane z dotychczasowymi ustaleniami tej komisji w sprawie okoliczności wypadku. Podkreślił, że w wielu kwestiach polscy eksperci mają inne zdanie niż strona rosyjska.
Prokurator generalny Andrzej Seremet jest zaniepokojony brakiem zabezpieczenia wraku prezydenckiego samolotu. To reakcja na film umieszczony w internecie, na którym widać, jak jego autor bez problemu porusza się wokół wraku, zaglądając nawet do środka fragmentu poszycia. - To budzi obawy i niepokój prokuratury prowadzącej śledztwo i moje osobiste. Kilkakrotnie zwracałem na to uwagę. Mam nadzieję, że tego rodzaju brak zabezpieczenia, wpływ czasu, czynników korodujących i innych powodujących zniekształcenia nie odbiją się na wynikach badań tego samolotu, ale lepiej by było, żeby on był zabezpieczony - powiedział w RMF FM Seremet. Dodał, że gdy interweniuje w tej sprawie w rosyjskiej prokuraturze, ta odsyła go do smoleńskich władz administracyjnych. - Strona rosyjska zaniedbuje swoje obowiązki, zarówno polski rząd, jak i prokuratura zwracały się do niej z apelami, aby wrak samolotu został zabezpieczony. - To jest odpowiedzialność Rosjan - powiedział z kolei szef MON Bogdan Klich w Radiu ZET.
- Piłka jest po stronie rosyjskiej, to strona rosyjska musi stanąć na wysokości zadania i zabezpieczyć wrak - podkreślił minister obrony. Według zapewnień, Rosjanie mają ogrodzić wrak maszyny płotem z aluminiowej blachy o wysokości 3 m i przykryć brezentem.
Seremet przyznał, że w jego ocenie, nie uda się wypożyczyć wraku samolotu do Polski ze względów organizacyjnych. Poinformował, że śledztwo w sprawie katastrofy jest prawie na półmetku. Możliwe, że doprowadzi ono do postawienia zarzutów zaniedbania obowiązków.
Zenon Baranowski
Nasz Dziennik 2010-09-22

Autor: jc