Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Mają prawo, by o nich pamiętać

Treść

Z Władysławem Grodeckim, podróżnikiem, pełnomocnikiem Porozumienia ds. Odbudowy Polskich Cmentarzy na Wschodzie, współautorem wystawy "Polskie Cmentarze na Wołyniu - Ocalić od zapomnienia", której wernisaż odbędzie się 7 listopada o godz. 18.00 w Domu Kultury Kadr przy ulicy Gotarda 16 w Warszawie, rozmawia Małgorzata Bochenek Jaki jest cel tej ekspozycji? - Wołyń - kraina bogata w zabytki historyczne i artystyczne, interesująca etnograficznie i krajobrazowo, pełna miast i miasteczek znanych z naszych dziejów, ruin zamków, pobojowisk, polskich cmentarzy i grobów. Niegdyś były to ludne i bogate tereny. W czasie I wojny światowej toczyły się tu najcięższe walki z udziałem wszystkich trzech brygad Legionów Polskich. Od przeszło półwiecza jest ta sama ziemia, ale nie ma ludzi, a przecież na tych ziemiach dawnej Rzeczypospolitej przez wieki żyli w zgodzie ludzie różnych nacji i religii. Zbrodnicze oddziały UPA "oczyściły" te tereny z Polaków, Żydów, Ormian i Czechów. Żyjemy w czasach przerażającego zaniku "pamięci publicznej" i "rewizji historycznych", które nie służą obalaniu mitów i murów milczenia. Te setki tysięcy Polaków zamordowanych i straconych w sowieckich łagrach, w bestialski sposób zamordowanych przez zbrodnicze oddziały UPA, umierających z ran, chorób czy z głodu, Polaków, którym odebrano majątek, a często i najbliższych, ci wypędzeni z Ojczyzny i skazani na dożywotnią tułaczkę po świecie, ci wszyscy, którym udało się przeżyć, którzy także po opuszczeniu tego "piekła" doznali niewyobrażalnych cierpień i upokorzeń - mają przynajmniej prawo do naszej pamięci! Co szczególnego zobaczymy na wystawie? - Prezentuje ona polskie "ślady" na tej tragicznej ziemi, nieliczne zabytki, puste pola na miejscu dawnych polskich wiosek, zaorane przez komunistów cmentarze, ale i odtworzone groby, słupy pamięci, prace polskiej młodzieży przy ich odnowie. Zobaczymy także biedne domki wieśniaków, źle ubrane dzieci, okopy w lasach i odnowione już cmentarze. Współautorkami ekspozycji są: Danuta Siekacz i Jadwiga Grunwald. Pochylając się w listopadzie nad grobami naszych bliskich, nie zapomnijmy o tych tysiącach naszych rodaków, którzy najczęściej spoczywają w nieznanych mogiłach, które nie posiadają nawet krzyża. Kiedy podjął Pan wołyńską wyprawę? - Na Wołyniu jest wiele dawnych cmentarzy i mogił, gdzie nie ma krzyży. Trzeba je odnaleźć. Pracy dla wszystkich jest tam bardzo dużo, ale wspieranie harcerzy ze Zgierza w dziele odnowy polskich cmentarzy nie było jedynym celem naszej wyprawy na Wołyń. W sierpniu 2007 roku w trakcie Marszu Szlakiem I Kompanii Kadrowej z inicjatywy Władysława Barańskiego prezesi organizacji strzeleckich i piłsudczyków z południowej Polski powołali do życia Porozumienie ds. Odbudowy Polskich Cmentarzy na Wschodzie. Wtedy zostałem mianowany pełnomocnikiem tej organizacji jako piłsudczyk i jako podróżnik. Miesiąc później odbyłem rekonesans po ziemi wołyńskiej. Dzięki niezwykłej gościnności wójtów, księży, kierowników szkół i zwykłych ludzi udało się odnaleźć odnowione cmentarze: w Przebrażach, Koszyszczach, w Oziernej, kwaterę legionową w Wołczesku i w Maniewicach, mogiły zbiorowe w Lesie Polskim i w Jabłonce. Krzyże w Hruziatynie i Navis, które poświęcił miejscowy kapłan. Jednak były miejscowości, w których nikt już nie umiał wskazać cmentarzy, na których spoczęły doczesne szczątki naszych rodaków. Planując wyjazd, myślałem nie tylko o renowacji cmentarzy, ale również o tym, by poznać mieszkających tam ludzi, ślady działalności Polaków, dziedzictwo naszej historii i kultury. Ten wyjazd organizowałem głównie z myślą o tym, by przybliżyć młodzieży nie tyle zmagania legionowe z lat 1915-1916 (bo to jest dość dobrze znane), co wstydliwy i przemilczany problem ludobójstwa Polaków z lat 1942-1944. Kto raz tam był, kto postawił stopę na tej tragicznej ziemi, już nigdy nie zaśnie spokojnie. Tak jak przejmujący jest dla mnie los "Tułaczych dzieci", tak nie wolno mi zapomnieć o tym, co widziałem i przeżyłem na Wołyniu. Lasek Polski, Polska Góra w Kościuchnówce i inne miejsca w rejonie maniewickim przesiąknięte są krwią polskich żołnierzy. Jest tu wiele cmentarzy zbiorowych i pojedynczych mogił z lat 1914-1920. - To prawda. Po zniszczeniach sowieckich i latach zapomnienia przez władze PRL już w pierwszych miesiącach istnienia niepodległej Ukrainy pojawiła się szansa wskrzeszenia pamięci czynu legionowego i renowacji polskich cmentarzy wojskowych. Inicjatorem tego przedsięwzięcia był emerytowany zgierski nauczyciel historii i filologii klasycznej Władysław Barański. 6 sierpnia 1992 roku na list profesora odpowiedzieli mieszkańcy Kościuchnówki. Pan Władysław wyjechał na Wołyń, a za nim podążyli inni. Od tej pory coraz częściej Polacy byli przyjmowani w rejonie maniewickim. Nawiązano kontakty między szkołami w Zgierzu i Kościuchnówce, a ideę odbudowy cmentarzy podchwycił komendant Hufca ZHP w Zgierzu Jarosław Górecki. Gdy w sierpniu 1998 roku wyjechała pierwsza grupa harcerzy, szlaki były już przetarte. Od tej chwili co roku pod koniec sierpnia zaludnia się baza w Lesie Polskim, a obok siebie przy renowacji polskich cmentarzy pracują harcerze, studenci i dorośli z Polski oraz Ukrainy. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-11-05

Autor: wa