Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Mają polityków na widelcu

Treść

Seria nagrań z rozmów przedstawicieli establishmentu, tych opublikowanych i nieopublikowanych, przypomina mapę Polski z odcinkami autostrad: niby coś jest, ale nic nie jest dokończone. Obok wątku drukowania pieniędzy przez NBP na zlecenie Platformy pojawia się temat mennicy i ustawiania jej właściciela, Polskich Inwestycji Rozwojowych, które minister ocenia w brzydkich słowach, i Gazoportu, który może nie być uruchomiony w terminie, tuszowania przekrętów eksministra Nowaka, wykupu długów kontrkandydata Tuska na prezydenta, wyciągania pieniędzy ze spółek skarbowych przez Owsiaka na imprezę firmowaną przez prezydenta. Nad wszystkim zaś wisi niczym miecz nieujawniona rozmowa wicepremier Bieńkowskiej z szefem CBA Wojtunikiem, w której jakoby mowa o gigantycznej aferze w związku z budową infrastruktury z funduszy unijnych. Nagranie to ma znajdować się w dyspozycji prokuratury.

W miarę kolejnych enuncjacji opinii publicznej coraz trudniej połapać się, o co tak naprawdę chodzi, decydentom zaś coraz łatwiej odwracać kota ogonem, co jasno pokazało sejmowe wystąpienie Tuska. Rządzący usiłują tak kierować sprawą, aby cała para szła w gwizdek. Tak więc służby ujawniły już spisek kelnerów, a teraz szukają ich zleceniodawców. Premier mówi o próbie demontażu państwa. Do opinii publicznej idzie taki mniej więcej przekaz: jak zobaczycie, kto nas nagrywał i jakie miał intencje, to wszyscy będziecie nam wdzięczni.

To czysta manipulacja. Osoba i cel sprawcy mają w tej sprawie znaczenie drugorzędne. Problem tkwi w czym innym. Jeśli bowiem przyjąć, że kompromitujące rozmowy nagrali kelnerzy w salonikach dla VIP-ów, to co dopiero muszą mieć w swoich rękach rozmaite służby specjalne (swoje i obce), jakie „przydatne” materiały na polskich polityków? Wszak ich możliwości podsłuchiwania są o niebo większe, nie tylko w knajpach, lecz także w gabinetach służbowych.

Z tego punktu widzenia największy problem dotyczy nie tego, co opublikowano (bo to można zbadać i osądzić), lecz tego, czego nie opublikowano, a co może służyć do szantażowania polskich premierów, prezydentów, ministrów i innych przedstawicieli establishmentu. Strzępy wiadomości uzyskane z nagranych rozmów wskazują na wysoki stopień demoralizacji elit III RP i co za tym idzie – ich podatność na szantaż.

I nie dotyczy to wyłącznie PO i rządu Tuska, ale – sądząc po przebiegu innych, znanych nam z przeszłości afer – wszystkich, którzy dogadali się przy okrągłym stole i od dwudziestu lat stosują zasadę „ręka rękę myje”. Bez dokładnego wymiecenia polskiej polityki z tych ludzi nie podźwigniemy kraju z kryzysu i nie zastąpimy „państwa teoretycznego” – realnym.

Małgorzata Goss
Nasz Dziennik, 30 czerwca 2014

Autor: mj