Łzy "Kałamarza"
Treść
Stanisław Filosek, działacz krakowskiej "Solidarności", przyznał, że był współpracownikiem SB
Stanisław Filosek przeprosił wczoraj kolegów za to, że donosił na nich
Fot. Jacek Bednarczyk (PAP)
Stanisław Filosek, działacz "Solidarności" w dawnej Hucie im. Lenina, przyznał wczoraj, że był tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa. Prosił kolegów o wybaczenie i zaapelował, aby inni agenci publicznie przyznali się do współpracy z SB.
- Byłem ostatnim przewodniczącym Komisji Zakładowej NSZZ "Solidarność" Walcowni Zgniatacz w Hucie im. Lenina. Odpowiadając na apel, pod którym podpisali się moi koledzy z hutniczej "Solidarności", zdecydowałem się przerwać milczenie i wyjawić wszystkie okoliczności rozpoczętej na początku stanu wojennego współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa - tymi słowy rozpoczął wczoraj w Krakowie swoje wyznanie bardzo poruszony Stanisław Filosek, który otrzymał od SB kryptonim operacyjny "Kałamarz".
7 stycznia na łamach "Dziennika Polskiego" Edward Nowak, jeden z liderów hutniczej "Solidarności", powiedział, że po otrzymaniu z Instytutu Pamięci Narodowej nazwisk współpracowników SB, którzy na niego donosili, przeżył szok. - To było dla mnie wstrząsające - tym bardziej że niektóre z tych osób nadal są aktywnymi, bardzo szanowanymi działaczami "Solidarności". Jak zobaczyłem te nazwiska, prawie się rozpłakałem - mówił.
Nie mniej poruszeni byli także jego związkowi koledzy Stanisław Handzlik, Jan Ciesielski i Mieczysław Gil, którym natychmiast o tym powiedział. Cała czwórka uznała jednak, że dadzą ostatnią szansę ludziom znajdującym się na liście. Dwa dni później za pośrednictwem mediów wystosowali do nich apel, by sami się ujawnili i publicznie opowiedzieli, co robili i jakie były motywy ich działań. - Nikt nie musi być przekreślony na zawsze - podkreślali.
Na apel odpowiedział Stanisław Filosek. Odnalezienie jego nazwiska w materiałach IPN było dla Edwarda Nowaka największym zaskoczeniem. - Zgłosił się do nas po kilku dniach mocowania się z sobą i kilku nieprzespanych nocach - opowiadał Stanisław Handzlik.
Nim jednak zgodził się na spotkanie z dziennikarzami, Stanisław Filosek musiał opowiedzieć o wszystkim żonie i dzieciom, by nie dowiedzieli się o tym z mediów. - To było niezwykle trudne dla nas wszystkich - mówił wczoraj Filosek, ocierając łzy. Pomógł mu jednak Stanisław Handzlik, który poprosił jego żonę, by w tych trudnych chwilach potrafiła być dla niego oparciem.
Wczorajsze spotkanie z dziennikarzami odbyło się w kościele św. Alberta, w lokalu Fundacji im. Brata Alberta, prowadzonej przez ks. Tadeusza Zaleskiego, kapelana hutniczej "Solidarności", wielokrotnie nękanego przez SB. Stanisław Filosek jest aktywnym działaczem tej fundacji.
Najpierw Stanisław Handzlik podkreślił, że wyznanie Filoska ma na celu przede wszystkich przedstawienie mechanizmów stosowanych przez SB w celu zastraszania ludzi i zmuszania ich do donoszenia na swoich przyjaciół.
Natomiast już później, po namyśle i uporządkowaniu w pamięci wszystkich faktów i szczegółów, Stanisław Filosek zapozna z nimi historyków z Instytutu Pamięci Narodowej. - Jestem już umówiony z Ryszardem Terleckim, dyrektorem oddziału IPN w Krakowie - wyjaśnił Filosek.
Zaraz potem Stanisław Filosek zaczął opowiadać, jak doszło do współpracy. Po pacyfikacji Huty im. Lenina 16 grudnia 1981 r. został internowany. - Najpierw podpisałem deklarację lojalności, potem - już po powrocie do Krakowa - na początku 1982 roku zostałem poddany szantażowi i groźbom mającym nakłonić mnie do podpisania współpracy z SB. Mówili: "zginiesz, bydlaku, w kryminale, a twoja rodzina zdechnie z głodu". I wtedy zrobiłem najgorsze - podpisałem - przyznał.
Został mu nadany kryptonim "Kałamarz". Był prowadzony przez agenta bezpieki Sławomira Sienniaka. Jego zwierzchnikiem w III departamencie Służby Bezpieczeństwa przy ul. Mogilskiej był Kazimierz Kasprzak. - Nie zapomnę go do końca życia. Po spotkaniach z nim czułem się zgnojony i byłem tak przerażony, że myślałem już tylko o samobójstwie - mówił. Stosowanie przez Kasprzaka najbardziej perfidnych metod potwierdzili Stanisław Handzlik i Jan Ciesielski, których oficer ten również próbował złamać.
"Kałamarz" donosił na kolegów ze związku; jego mocodawcy żądali informacji przede wszystkich o tych działaczach, którzy organizowali akcje podziemnej "Solidarności" i w nich uczestniczyli. Stanisław Filosek zapewniał, że starał się o nich wiedzieć jak najmniej, poza tym swoje raporty konstruował tak, by nikomu nie zaszkodzić. Na jedno z tajnych spotkań - w których miał uczestniczyć Edward Nowak - został wyposażony przez swych mocodawców w urządzenie podsłuchowe, które jednak wcześniej udało mu się zepsuć.
Stanisław Filosek oświadczył, że przyjmował czasem od Sławomira Sienniaka drobne kwoty, na tzw. koszty własne. - Nie chciałem tych pieniędzy, ale on mi je wręcz wmuszał - przekonywał.
Głównym motorem jego działania był strach. Najpierw bał się o żonę i dzieci, a potem paraliżowała go już tylko myśl, że Kasprzak ujawni jego współpracę przed kolegami. - Prowadzili mnie więc jak psa na łańcuchu, a ja nie miałem odwagi ani siły z tym zerwać - Stanisław Filosek nadal nie może się z tym pogodzić.
Współpraca zakończyła się po wiosennych strajkach w 1988 r. Sławomir Sienniak zapewnił "Kałamarza", że wszystkie dokumenty dotyczące jego współpracy zostały zniszczone.
To, co zrobił, nie dawało mu spokoju. Dlatego Filosek postanowił odkupić swoje winy, angażując się w różne działania charytatywne. - Jego działalność na tym polu zasługuje na szczególne uznanie. Pomógł - i pomaga nadal - bardzo wielu ludziom - podkreślił ks. Tadeusz Zaleski, który wybaczył mu jego winy i - jak gdyby na potwierdzenie tych słów - wziął go w ramiona i przygarnął do siebie.
Również Stanisław Handzlik i Jan Ciesielski wybaczyli mu wszystko, co zrobił. Czy jednak wybaczą mu jego koledzy ze "Zgniatacza"? Tego nie wiadomo, jednak - jak powiedział nam hutnik Czesław Szewczuk, bliski współpracownik Stanisława Filoska, jest to bardzo prawdopodobne. - Odkupił swoje winy działaniami na rzecz innych. Wszyscy pamiętamy też - zapewnił - jak bardzo zaangażował się na rzecz budowy pomnika na "Zgniataczu", upamiętniającego czyn ludzi "Solidarności". Myślę, że zdołamy mu wybaczyć. DOROTA STEC-FUS
"Dziennik Polski" 2006-01-20
Autor: mj