Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Ludowcy też mają swoje pomysły

Treść

Poseł Eugeniusz Kłopotek z PSL straszy przedterminowymi wyborami, do których może dojść wiosną przyszłego roku, jeśli koalicji rządowej nie uda się przepchnąć wobec spodziewanego weta prezydenta ustaw reformujących ochronę zdrowia i nowej ustawy medialnej. Ale nie jest to wbrew pozorom kolejna odsłona wojny rządu z Lechem Kaczyńskim, który zwłaszcza przez PO jest traktowany jak największy przeciwnik koalicji. Eugeniusz Kłopotek daje sygnał Platformie, że jeśli nie będzie dotrzymywać słowa danego ludowcom, to koalicja może upaść, a wtedy rzeczywiście wcześniejsze wybory mogą być realne. Chodzi m.in. o ataki minister Julii Pitery na polityków PSL, w tym i na Kłopotka, za to, że ich krewni pracują w spółkach i instytucjach państwowych. PO oficjalnie lekceważy wypowiedzi posła. Najpierw we wtorkowy wieczór doszło do ostrej scysji między Eugeniuszem Kłopotkiem a Julią Piterą na antenie TVN 24. Pani minister krytykowała swojego koalicyjnego kolegę za to, że dopuścił do tego, iż jego młodszy brat pracuje w państwowej spółce Elewarr (należy do Agencji Rynku Rolnego), zajmującej się skupem i magazynowaniem zbóż. Kłopotek próbował się bronić, argumentując, że nic o tym nie wiedział i nie pomagał bratu w znalezieniu pracy. Całą sytuację uznał za kuriozalną. - Czy ten człowiek nie ma prawa starać się o pracę w instytucjach publicznych? - pytał poseł, ale Pitery nie przekonał. Chwaliła się ona nawet tym, że nikt z jej rodziny nie pracuje w sferze budżetowej, żeby "nikt nie przychodził i nie zasypywał pytaniami, czy zawdzięcza to mnie". Wyraźnie zdenerwowany Kłopotek sugerował minister tropiącej korupcję, aby zainteresowała się nepotyzmem po stronie PO, który ma mieć miejsce w jednej z rolnych agencji w województwie zachodniopomorskim. Ale bomba wybuchła wczoraj, gdy Eugeniusz Kłopotek powiedział w radiowej Trójce, że na wiosnę możliwe są wcześniejsze wybory. Ich powodem mógłby być permanentny konflikt rządu z prezydentem, który wetowałby najważniejsze ustawy, jak choćby o reformie ochrony zdrowia, profesjonalizacji armii czy kolejną ustawę medialną. - Gdyby rzeczywiście pan prezydent jesienią zaczął masowo wetować, gdybyśmy nie mieli siły w parlamencie odrzucić weto pana prezydenta, czyli generalnie gdyby nie dało się realizować programu i rządzić skutecznie, to najprawdopodobniej trzeba będzie podjąć męską decyzję na wiosnę: złożyć wniosek o samorozwiązanie Sejmu - stwierdził Kłopotek. Za takim krokiem miałoby też przemawiać to, że koalicja nie chce być zakładnikiem SLD, bo tylko z posłami z tej partii możliwe jest odrzucenie weta prezydenta. Poranny wywiad wywołał niepokój wśród polityków PO. Wicemarszałek Sejmu Stefan Niesiołowski zaprzeczył, aby koalicja miała kiedykolwiek plan skrócenia kadencji Sejmu i rozpisania wcześniejszych wyborów. Jego zdaniem, była to indywidualna wypowiedź posła Kłopotka, niekonsultowana nawet z nikim z PSL. Z naszych informacji wynika jednak, że słów Eugeniusza Kłopotka nie można traktować wyłącznie w charakterze "indywidualnego stanowiska". W koalicji iskrzy Koalicja PO - PSL już dawno przestała być traktowana jako bezkonfliktowy tandem polityczny. Coraz więcej dociera też do opinii publicznej głosów wskazujących na poważne różnice zdań i konflikty. Ludowcy mają swoje pomysły choćby na reformę KRUS, są też bardziej otwarci na argumenty opozycji podnoszone podczas prac nad ustawami zdrowotnymi. Ale spory zaogniała poruszana ostatnio sprawa zatrudniania w instytucjach i firmach państwowych, kierowanych przez ludzi wskazanych przez ministrów z PSL, krewnych działaczy ludowych i posłów z tego ugrupowania. Kontroli poddano nawet KRUS, ale nie potwierdziły się pogłoski o nepotyzmie na szeroką skalę, jaki miał mieć tam miejsce. Atak na posłów okazał się jednak skuteczniejszy. Obok Kłopotka zarzuty o nepotyzmie mają dotyczyć także m.in. posła Stanisława Żelichowskiego (jego syn pracuje w firmie Elewarr) i wicemarszałka Sejmu Jarosława Kalinowskiego (brat jest zatrudniony w Zamojskich Zakładach Zbożowych). W tej sprawie premier Donald Tusk rozmawiał nawet z wicepremierem Waldemarem Pawlakiem i panowie mieli podobno ustalić, że nepotyzm będzie tępiony. - Wychodzi na to, że tylko PSL zatrudnia swoich ludzi, a to przecież nieprawda. Platforma też ma na tym polu spore "dokonania", ale ich jakoś dziwnie media oszczędzają - powiedział nam jeden z posłów PSL. - Mieliśmy z premierem dżentelmeńską umowę, że przypadki zatrudniania członków rodzin będą ograniczane, ale też PO miała nam dać spokój i nie podnosić tych spraw w mediach - dodał. Dlatego część posłów PSL jest zdania, iż wtorkowa wypowiedź Julii Pitery jest złamaniem tego układu. Ludowcy chcą interweniować u premiera, aby powściągnął temperament pani minister. PSL mogłoby nawet zażądać dymisji Pitery, ale tego nie zrobi, bo wiadomo, że byłby to bezprzedmiotowy postulat, który premier odrzuci od razu. Ale Tusk mógłby przynajmniej wpłynąć na swoją podwładną, żeby przestała atakować frontalnie polityków PSL. - Inaczej my też zaczniemy mówić, kogo zatrudniają urzędnicy i politycy z Platformy w instytucjach państwowych, a pani Pitera te sygnały kompletnie lekceważy - grozi inny z posłów PSL. Niewykluczone, że wkrótce dojdzie do kolejnego spotkania premiera i wicepremiera na temat "polityki personalnej" w koalicji. Możemy wyjść z rządu Wywiad Eugeniusza Kłopotka jest elementem nacisku na PO, aby Platforma zaprzestała medialnych ataków na koalicjanta. Ludowcy doskonale wiedzą, że politycy PO mają znakomite układy z największymi stacjami telewizyjnymi i radiowymi, niektórymi gazetami ogólnopolskimi i atak mediów skupia się na słabszym koalicjancie. - Jeśli ataki będą się powtarzać i my znowu będziemy tym gorszym chłopcem do bicia, to trzeba będzie rozważyć, czy opłaca się nam dalsze trwanie w rządzie - mówi nam jeden z liderów PSL. - Niby jesteśmy w koalicji, ale czasami mamy wrażenie, że jesteśmy traktowani jak część opozycji - dodaje. PSL, dopuszczając myśl o przedterminowych wyborach, nie straszy więc tak naprawdę wetem prezydenta, ale swoim wetem dla trwania koalicji. Być może reakcja ludowców nie byłaby tak ostra, gdyby nie trudna sytuacja wewnętrzna w partii. Podczas jesiennych wyborów wicepremier Pawlak będzie walczył o ponowny wybór prezesa PSL. - PO rzuca prezesowi kłody pod nogi. Przecież blokowanie zatrudniania naszych ludzi w instytucjach państwowych może spowodować utratę przez Pawlaka poparcia w terenie, a wtedy może on mieć kłopoty z wygraniem wyborów - tłumaczy zwolennik Pawlaka w Radzie Naczelnej PSL. - To dziwne, bo przecież Tusk podobno nie chciałby zmiany na fotelu szefa naszej partii. Po co więc idzie z nami na wojnę? - zastanawia się nasz rozmówca. Jego zdaniem, gdyby w PSL zwyciężył "nurt konfrontacyjny", koalicja rzeczywiście może upaść. Czy jednak nie jest to blef ze strony PSL, mający być z kolei formą nacisku na PO? - W przeszłości już się zdarzało, że opuszczaliśmy rząd albo nie przyjmowaliśmy zaproszenia do koalicji rządowej, gdy było to dla nas nieopłacalne. Jeśli teraz będziemy źle traktowani, będzie tak samo - twierdzi nasz rozmówca, przypominając choćby zerwanie koalicji z SLD (2004 r.) czy też odrzucenie propozycji PiS wejścia do rządu w poprzedniej kadencji parlamentu. Krzysztof Losz "Nasz Dziennik" 2008-08-07

Autor: ab