Przejdź do treści
Przejdź do stopki

List Marii Fieldorf-Czarskiej do producenta filmu "Generał Nil"

Treść

Gdańsk, 7 czerwca 2008 r. Szanowny Pan Tadeusz Drewno Producent filmu fabularnego z nazwiskiem mojego Ojca w tytule Szanowny Panie, z niesmakiem zapoznałam się z "drugą wersją" scenariusza filmu, poprzedzoną Pana wyjaśnieniem, że zawiera poprawki, które "udało się przeforsować u reżysera (dość upartego)". Już ta wstępna uwaga nie zapowiadała nic dobrego, treść potwierdziła najgorsze obawy. Jeśli dobrze rozumiem sytuację, to pan reżyser postanowił zrobić film "autorski", czyli taki, w którym liczy się jego "wizja", a jeśli jakieś fakty do tej wizji nie pasują, to tym gorzej dla faktów. Charakterystycznym przykładem jest jedna z "poprawionych" scen: w pierwszej wersji ubek bił mnie "po gębie", a gdy zaprotestowałam, w nowej wersji ubek bije "po gębie" moją siostrę. Obie sceny są zmyślone, ale Krystyna już nie żyje, więc łatwiej ją wykorzystać do "wizji" pana reżysera. Jeśli panowie chcecie robić film autorski, to oczywiście nie moja sprawa, pod warunkiem, że nie będzie tam mojego Ojca, mojej Mamy, mojej Siostry i mnie. To może być na przykład film "Generał Kowalski". Nie życzę sobie jednak zmyślonych, wątpliwych scen z udziałem moich najbliższych Zmarłych - przez szacunek dla Nich. Wykorzystam też wszystkie dostępne mi środki prawne, by nie dopuścić do emisji takiego filmu, a w razie potrzeby gotowa jestem wystąpić przeciwko jego producentowi z powództwa cywilnego, w obronie dóbr osobistych. Zwracam się do Pana z należnym Panu szacunkiem i proszę, by traktował Pan powyższe słowa nie jako powód do obrazy, lecz jako jasne postawienie sprawy, co zawsze jest lepsze niż chowanie zasadniczych uwag za grzecznymi słówkami. Nie jestem znawczynią sztuki filmowej, ale myślę, że zgodzi się Pan ze mną - jako wybitny filmowiec z ogromnym doświadczeniem - że film został pogrzebany z powodu braku profesjonalizmu ze strony scenarzysty i reżysera - ich niechęci do zagłębienia się w dostępne, obfite materiały piśmienne i ikonograficzne, które powinny być punktem wyjścia, zanim napisali pierwsze słowo scenariusza! Mieli do dyspozycji żyjącą córkę bohatera i autorów monumentalnej, ponadtysiącstronicowej monografii. Mieli do dyspozycji nagrane na taśmę magnetofonową i opublikowane w Paryżu (dostępne w internecie) wspomnienia mojej Matki z kompetentnymi przypisami autora opracowania. Nic z tego nie wykorzystali, a jak wynika z rozmowy w moim mieszkaniu, nie wiedzieli nawet o istnieniu wspomnień Żony bohatera! Do mnie przyjechali już w trakcie realizacji filmu [!], na moje wyraźne żądanie. Reżyser oświadczył mi, że jego film o "Nilu" "nie jest historyczny" [!], a w związku z tym - dał mi wyraźnie do zrozumienia - zgodność scen z faktami jest drugorzędna. Ja tego nie rozumiem. Każdy film o generale "Nilu" będzie historyczny, czy to się reżyserowi podoba, czy nie. Z tego filmu młodzież będzie się uczyć historii, bo młodzież nie wie, co to jest "licentia poetica" w wersji reżysera. Zapamięta nieprawdziwe sceny i ryzykowne dialogi, nie dowie się w końcu, dlaczego "Nil" został zamordowany, utrwali nieprawdę, która potem będzie już nie do sprostowania! Zapoznałam się z uwagami do scenariusza dr. hab. Marka Ney-Krwawicza, pracownika naukowego Instytutu Historii PAN w Warszawie, jednego z najwybitniejszych w kraju znawców historii Armii Krajowej, zwłaszcza jej Komendy Głównej. Niestety, te uwagi potwierdzają tylko moje zastrzeżenia. Musi Pan przyznać, że taka zgodność opinii wybitnego znawcy tematu z moimi uwagami - zapewne subiektywnymi, osobistymi, ale istotnymi - powinna wzbudzić niepokój realizatorów filmu. Podzielam Pana optymizm co do odtwórcy głównej roli. Ja również uważam, że pan Olgierd Łukaszewicz jest aktorem wybitnym, jednak najlepszy nawet aktor nie jest w stanie naprawić scenariusza utkanego z nieprawdy. Co więcej, wybitna osobowość aktorska pana Łukaszewicza, zaprzęgnięta w rozpowszechnianie głupstw, spowoduje, że te głupstwa i przeinaczenia nabiorą pozoru prawdy i to dopiero będzie klęską filmu! Poniżej kilka uwag, które ilustrują moją niezgodę na przedstawiony scenariusz. 1. Mój Ojciec oddał towarzyszowi niedoli, w drodze na zesłanie, lekarstwo na czerwonkę, choć sam mógł stać się wkrótce ofiarą tej choroby. Ten gest charakteryzuje jego osobowość. W filmie lekarstwo trafia do rąk chorego w drodze powrotnej do kraju. Odbiera się temu epizodowi wymiar heroiczny. W jakim celu? 2. W transporcie, którym mój Ojciec wracał do kraju, byli więźniowie z łagrów, a nie tzw. repatrianci. Wystarczyło zapoznać się ze wspomnieniami Tadeusza Bobrowskiego - żyjącego świadka, który zapamiętał dobrze postać "Walentego Gdanickiego". Jeszcze jeden ważny człowiek, bliski bohaterowi, zignorowany przez scenarzystów! 3. Scena aresztowania Ojca została zmyślona. Aresztowano go w kotle, w Milanówku. Jakiej "artystycznej wizji" służy takie przeinaczenie? 4. W scenie 19. autorzy wkładają w usta mojego Ojca następujące "złote myśli": "Co ja bym robił na Zachodzie? Spróbuję normalnie żyć tu [...]. A nawet jeżeli mnie przymkną... Przy pobycie w gułagu więzienie w Polsce to sanatorium". Jak się to ma do słynnych słów rotmistrza Pileckiego, który po przesłuchaniu na UB powiedział, że "Auschwitz to przy tym igraszka"? O ile wiem, w czasie, gdy padają te zmyślone słowa, w więzieniach Polski sowieckiej przebywało około 100 tys. osób! Mój Ojciec wiedział, że to nie były "sanatoria". Znał okrutne metody znęcania się nad przeciwnikami sowietyzacji Polski. W filmie robi się z niego naiwniaka, który nie zdaje sobie sprawy z tego, co się wokół dzieje i w środku stalinowskiej nocy chce żyć "normalnie"! Przy tym poziomie dialogów i monologów widz nigdy się nie dowie, czym naprawdę była dla "Nila" decyzja o pozostaniu w kraju! Nie trzeba dodawać, że przy jego kontaktach przerzucenie całej rodziny na Zachód nie stanowiło najmniejszego problemu, a jednak tego nie zrobił. 5. Jeszcze raz powtarzam: Ojciec nie mieszkał nigdy u pani Heleny Błociszewskiej w Łodzi. Był tam tylko zameldowany. Ponawiam pytanie: jakiej "artystycznej wizji" służy takie przeinaczanie faktów? 6. W naszym domu przy ul. Próchnika nie było żadnego gramofonu. Moi rodzice nie umilali sobie czasu tańcem przy gramofonie - tangiem z figurami! Mówiłam to wcześniej panom, ale grochem o ścianę! Autorzy scenariusza nie próbują nawet wczuć się w atmosferę domu, takiego jak nasz, w tamtym czasie. 7. Postać Wieśka rykszarza i scena z oczekiwaniem na ulicy są nonsensowne, odzwierciedlają naiwne wyobrażenia autorów o powojennej konspiracji. 8. W dalszym ciągu pan reżyser uparcie znieważa śp. gen. Leopolda Okulickiego "Niedźwiadka", cytując obficie fragmenty z propagandowego "stenogramu" sowieckiego, z którego wynika, że gen. Okulicki, dowódca i bliski przyjaciel mojego Ojca, "zdradził" go! Sowieckie "dziel i rządź" przyjęte po latach za dobrą monetę! Tylko dlaczego oni zamordowali w więzieniu gen. Okulickiego, nie czekając na koniec "wyroku"? To wyjątkowo obrzydliwy wątek tego filmu! Upokarza mnie bardziej niż głupstwa dotyczące naszej rodziny. I to firmuje Fundacja Filmowa Armii Krajowej?! 9. Moja Mama nigdy nie sprzedałaby obrączki ślubnej. Nawet w biedzie! Niechże pan "wizjoner" weźmie wreszcie pod uwagę, że ja jeszcze żyję! Że mnie to głęboko dotyka! 10. Ojciec mój nie pił wódki! Wiem to na pewno. Generałem Paszkiewiczem pogardzał i na pewno nie pił z nim bruderszaftu! Paszkiewicz wysługiwał się komunistom i dowodził ich obławami przeciwko polskiemu podziemiu niepodległościowemu! Chyba jednak pan reżyser robi film historyczny, bo postacie są jak najbardziej historyczne! Tyle że historia jest zmyślona! 11. Nie chodziliśmy z Ojcem do kawiarni ani do kina. Czas był nie po temu! 12. W czasie aresztowania Ojciec nie krzyczał, nie został uderzony kolbą karabinu, wyrzucił tylko karteczkę z informacją, zgodnie z zasadami przyjętymi podczas okupacji. 13. W scenie 62. ubecy nie zachowywali się w sposób przedstawiony w scenariuszu. Mówiłam o tym wielokrotnie. Górski nie uczestniczył w przeszukaniu, nie byliśmy bici po twarzy. Nie zachowywali się wulgarnie. To robili u siebie, w kazamatach UB. Na zewnątrz zachowywali pozory, nawet się uśmiechali. To były zasady sowieckiej szkoły NKWD, trzeba mieć o tym jako takie pojęcie, by pisać scenariusz, a gdy się nie wie, trzeba pytać tych, którzy wiedzą. 14. Scena 84. całkowicie zmyślona. Nie było żadnego wynoszenia rzeczy. Jeszcze jedna niepotrzebna "wizja". 15. Scena 86. - na ostatnim widzeniu była tylko moja Mama. Jej wstrząsająca relacja znajduje się w przywołanych na wstępie wspomnieniach. Szkoda, że autorzy choć ten jeden raz nie uszanowali Jej i "pojechali" dalej swoją "wizją". 16. Sceny od 90. do 97. nadają się - moim zdaniem - do wyrzucenia w całości. Są koszmarne, efekciarskie i nieprawdziwe. 17. Napis końcowy jest niezgodny z prawdą!!! Nie miałam siły na uważną lekturę i wypisanie wszystkich uwag. Cały czas miałam wrażenie, że mówię to po raz któryś i że to dla panów i tak nie ma żadnego znaczenia. Skończę więc na tych przykładach. Powtarzam raz jeszcze: jestem całkowicie zdecydowana i zdeterminowana, by bronić pamięci Ojca i dobrego imienia mojej Rodziny. Ponieważ, jak słyszałam, film jest prawie zrealizowany, proponuję Państwu taki montaż, który całkowicie wyeliminuje nasze nazwisko. Żadna realna postać z naszej rodziny nie może się pojawić pod swoim nazwiskiem. Dotyczy to oczywiście także tytułu czy podtytułu filmu. W materiałach zapowiadających film musi być uwaga, że pokazane w nim sceny są autorską wizją scenarzystów. Nie zgadzam się na zapisy informujące, że film jest oparty na historii życia gen. Fieldorfa "Nila" i jego rodziny. Obecna sytuacja upoważnia mnie do przygotowania i złożenia oświadczenia dla mediów. Dotychczas wstrzymywałam się z tym dla dobra sprawy, licząc na poważne potraktowanie moich uwag. Obecnie nie mam już na to nadziei. Maria Fieldorf-Czarska Gdańsk-Oliwa Do wiadomości: - Pan Włodzimierz Niderhaus, dyrektor Wytwórni Filmów Dokumentalnych i Fabularnych; - Pan Olgierd Łukaszewicz, aktor; - Fundacja Filmowa Armii Krajowej. "Nasz Dziennik" 2008-06-17

Autor: wa