Przejdź do treści
Przejdź do stopki

LEP i zasiłek?

Treść

226 młodych lekarzy z Małopolski, Podkarpacia i Śląska zdawało w sobotę w Krakowie Lekarski Egzamin Państwowy. Część osób kwestionuje zasadność egzaminu. - Po co jeszcze raz zdawać coś, co już zostało zweryfikowane na studiach - denerwują się młodzi lekarze.



Tym razem wśród zdających dominowały kobiety. - W sesji wiosennej zdają głównie młode mamy - wyjaśnia Magdalena Nastałek. - Ja również miałam urlop macierzyński, więc do LEP-u podeszłam dopiero teraz.

Lekarski Egzamin Państwowy został wprowadzony po wejściu Polski do Unii Europejskiej. Odbywa się dwa razy do roku: w sesji jesiennej i wiosennej. Obejmuje wiedzę zdobytą podczas 6 lat studiów i rocznego stażu; pozytywny wynik z testu pozwala lekarzowi otrzymać pełne prawo wykonywania zawodu. Liczba punktów uzyskanych na egzaminie w dużej mierze decyduje o przyznaniu miejsca na specjalizacji lekarskiej, dlatego niektórzy decydują się na ponowne zdawanie testu, by uzyskać lepszy wynik.

- Ta sesja była chyba nieco łatwiejsza - ocenia Rafał Pabiańczyk, który pracuje na oddziale chirurgii plastycznej w Szpitalu im. Rydygiera w Krakowie i postanowił poprawić wynik z sesji jesiennej. - Żeby dostać się na specjalizację z chirurgii plastycznej, trzeba mieć powyżej 160 punktów. W tej sesji nie przyznano miejsc na chirurgii plastycznej, więc i tak muszę czekać z otwarciem specjalizacji. Ale jeśli nie uzyskam tak wysokiego wyniku, to jesienią znów przystąpię do egzaminu.

Test trwa cztery godziny i składa się z dwustu pytań. W założeniu ma zawierać elementy wiedzy teoretycznej oraz praktycznej, zdobytej podczas stażu. Wszyscy zdający zgodnie jednak przyznają, że to typowo "książkowy" egzamin.

- LEP nie obejmuje podstawowej wiedzy, którą powinien mieć lekarz, tylko bardzo szczegółowe zagadnienia, którymi nie warto sobie obciążać pamięci - mówi Justyna Szafrańska. Młodzi lekarze narzekają też, że odpowiedzi w teście są niejednoznaczne.

Wiele osób kwestionuje zasadność egzaminu. - Po co jeszcze raz zdawać coś, co już zostało zweryfikowane na studiach - denerwuje się Magdalena Nastałek. - Studia nie dają nam nic oprócz dyplomu, a dopiero właśnie LEP daje nam prawo wykonywania zawodu.

Po ogłoszeniu wyników egzaminu młodzi lekarze, którzy chcą się ubiegać o rezydentury (miejsca specjalizacyjne finansowane przez Ministerstwo Zdrowia), muszą czekać kilka tygodni na rozmowy kwalifikacyjne. Jeśli zdobędą wystarczającą liczbę punktów, dostaną się na wymarzoną specjalizację i w sierpniu rozpoczną pracę. Do tego czasu muszą zarejestrować się w urzędzie pracy. Inni mogą starać się o etat, co oznacza pracę za kilkaset złotych miesięcznie, lub otworzyć specjalizację, pracując na podstawie umowy cywilno-prawnej, czyli bez wynagrodzenia. Niektórzy rezygnują z tych długotrwałych i nieopłacalnych procedur, wybierając pracę w firmie farmaceutycznej lub wyjazd za granicę.

- Jeśli zdam LEP, to wyjadę do Anglii na kontrakt, a kiedy się zadomowię, pomyślę o otwarciu tam specjalizacji - mówi Katarzyna Stażyk.

Część osób planuje wyjazd dopiero po uzyskaniu specjalizacji w Polsce. - Wiele zależy od wyniku LEP-u, ale chciałabym zrobić specjalizację z anestezjologii i potem wyjechać do Szwecji - mówi Monika, absolwentka Śląskiej Akademii Medycznej.

Na ostatniej Ogólnopolskiej Konferencji Młodych Lekarzy przedstawiono program "Stop emigracji", który pomógłby w zatrzymaniu lekarzy w kraju. Młodzi medycy domagają się m.in., aby LEP odbywał się podczas stażu, co pozwoli na uniknięcie kilkumiesięcznego okresu, w którym lekarz pozostaje bez pracy. Chcą także zwiększenia liczby miejsc rezydenckich oraz wyższego wynagrodzenia dla rezydentów, którzy zostali pominięci przy dzieleniu podwyżek płac dla służby zdrowia.

MAGDALENA OBERC, "Dziennik Polski" 2007-04-16

Autor: ea