Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Lekkoatletyczne mistrzostwa świata

Treść

Anna Rogowska mistrzynią, a Monika Pyrek wicemistrzynią świata w skoku o tyczce, Szymon Ziółkowski wicemistrzem świata w rzucie młotem!!! Sen, marzenie? Ależ nie! Wczoraj w Berlinie, w fantastycznie polskim dniu lekkoatletycznych mistrzostw świata, nasi reprezentanci trzykrotnie stawali na podium, a to, czego dokonały tyczkarki, przeszło do historii.

W sobotę, na początek mistrzostw, srebrny medal zdobył kulomiot Tomasz Majewski (AZS AWF Warszawa). Tego spodziewaliśmy się wszyscy. Dzień później sensację sprawiła Kamila Chudzik (AZS AWFiS Gdańsk), trzecia w zmaganiach siedmioboistek. Nic dziwnego, że apetyty nam wszystkim się wyostrzyły, a co najważniejsze - mocny głód sukcesów poczuli sami sportowcy. Jako pierwszy medalowej szansy poszukał wczoraj Szymon Ziółkowski (AZS Poznań). Były mistrz olimpijski i świata nie był faworytem zmagań, ale obiecywał walkę o najwyższe cele. Czuł, że jest w formie, czuł się mocny, już w eliminacjach potwierdził, że na najważniejszą imprezę sezonu zdążył idealnie z przygotowaniami. I stanął na podium! Rzucał bardzo równo, co najważniejsze - daleko. Co prawda nie zdołał przekroczyć granicy 80 m, ale uczynił to tylko jeden zawodnik: Primoz Kozmus. Słoweniec w swej najlepszej próbie uzyskał 80,84 m i zdobył złoty medal. Ziółkowski ze swym najlepszym tegorocznym rezultatem - 79,30 m, uplasował się na drugiej pozycji, trzecią zajął Rosjanin Aleksiej Zagorny (78,09).
Sukces, niewątpliwy sukces poznaniaka, uskrzydlił nasze panie skaczące o tyczce, Annę Rogowską (SKLA Sopot) i Monikę Pyrek (MKL Szczecin). Obie, szczególnie sopocianka, od początku konkursu spisywały się świetnie, pewnie, z ogromną wiarą w swoje możliwości. Kiedy Rogowska w pierwszej próbie pokonała poprzeczkę zawieszoną na wysokości 4,75 m, na rywalki, a w szczególności fenomenalną Jelenę Isinbajewą, padł blady strach. Rosjanka, tyczkarka wszech czasów, rekordzistka świata, pierwszy raz w karierze poczuła, że zawsze pewne złoto może wymknąć się jej z rąk. Dzielna, wspaniała postawa Polek (Pyrek błyskawicznie, w pięknym stylu, pokonała 4,65 m, wyżej już co prawda nie skoczyła, ale i tak zdobyła srebro) kompletnie ją sparaliżowała. Isinbajewa zrzuciła poprzeczkę zawieszoną na 4,75 m, przeniosła ją pięć centymetrów wyżej. I co? I nic, załamana, zdruzgotana, poniosła klęskę, ani razu jej nie pokonała i wyjechała z Berlina bez medalu. Gdy rozpaczała, obie Polki, szczęśliwe jak nigdy, padły sobie w ramiona i rozpoczęły taniec radości. Dokonały niemożliwego, fantastycznego, niewiarygodnego. Zajęły dwa pierwsze miejsca, pokonały carycę tyczki, choć wydawało się to poza zasięgiem kogokolwiek.
To był niesamowity dzień, najpiękniejszy w naszej lekkiej atletyce w ostatnich latach. I... czekamy na więcej, wczoraj do półfinału biegu na 400 m ppł awansowała Anna Jesień (AZS AWF Warszawa), dziś w eliminacjach rzutu dyskiem wystąpi Piotr Małachowski (Śląsk Wrocław).
Piotr Skrobisz
"Nasz Dziennik" 2009-08-18

Autor: wa