Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Lekkie podejście do rękoczynu

Treść

Parlamentarny zespół ds. obrony wolności słowa domaga się od premiera Donalda Tuska reakcji na wybryk Stefana Niesiołowskiego wobec dziennikarki Ewy Stankiewicz. Szef rządu odpowiada, że ma ważniejsze sprawy na głowie niż strofowanie swojego parlamentarzysty.

- Oczekujemy reakcji na to zachowanie zarówno ze strony marszałek Sejmu, jak i szefa partii politycznej, której prominentnym członkiem jest Stefan Niesiołowski - podkreśla poseł Adam Kwiatkowski (PiS), przewodniczący zespołu. Posłowie chcą, żeby wobec Niesiołowskiego zostały wyciągnięte konsekwencje. Iwona Arent poinformowała, że został wniesiony również wniosek do komisji etyki o ukaranie Niesiołowskiego za jego zachowanie wobec posłanek Prawa i Sprawiedliwości.
Tusk wprawdzie wcześniej mówił, że oczekuje przeprosin ze strony posła. Jednak dopytywany przez dziennikarzy oświadczył wczoraj, że nie zamierza naciskać na Niesiołowskiego w tym względzie. - Nie dzwoniłem do Stefana Niesiołowskiego, dotarła do niego publiczna informacja, że oczekuję, iż przeprosi panią redaktor Stankiewicz. Tutaj nic się nie zmieniło. Uwierzcie mi, że mam na głowie bardzo dużo zajęć ważniejszych niż wychowawcza rozmowa ze Stefanem Niesiołowskim. Powinny być i oczekuję od Stefana Niesiołowskiego przeprosin - powiedział premier.
- Reasumując, premier Tusk nie chce się zająć tą sprawą, umywa ręce, toleruje takie zachowania - ocenił poseł Jan Dziedziczak (PiS), wiceprzewodniczący zespołu. - Żądamy od premiera wyciągnięcia konkretnych, a nie werbalnych konsekwencji - zaznaczył poseł. Zespół ds. obrony wolności słowa przyjął na wczorajszym posiedzeniu oświadczenie, w którym wyraża sprzeciw wobec tego typu zachowań i solidarność ze Stankiewicz. - Poseł Stefan Niesiołowski zaatakował mnie podczas pełnienia obowiązków służbowych, relacjonowałam wydarzenia gorące społecznie - podkreśla Ewa Stankiewicz. Następnie w wielu mediach nie przestawał "atakować i obrażać" dziennikarki, przedstawiając w kłamliwy sposób przebieg zdarzenia przed Sejmem. Stankiewicz zaprzecza, jakoby wcześniej podążała za Niesiołowskim z kamerą. - Nie chodziłam za nim wcześniej, ani przez 15 minut, ani przez 2 minuty. To on do mnie podbiegł. Nie odpycha kamery od siebie, tylko napada na mnie i próbuje wyrwać kamerę z rąk - podkreśla reporterka. - I to nie po zadaniu pytania, tylko po usłyszeniu mojego nazwiska - zaznacza.
Stankiewicz ocenia, że swoim zachowaniem Niesiołowski wyraża, że ktoś taki jak ona nie ma prawa do niego podejść. - Zachował się nie tylko skandalicznie, obrażając mnie uporczywie i nachalnie na oczach swoich partyjnych kolegów - stwierdza. I zastanawia się, na czym w istocie miała polegać ta rzekoma prowokacja. - Że ktoś krytyczny wobec władzy chce zadać pytanie politykowi? - pyta.
Stankiewicz zapowiedziała, że skieruje zawiadomienie do prokuratury. - Na pewno tego tak nie zostawię, a na pewno nie zostawię tego, co robił później, chodził po mediach i dalej obrażał i kłamał - podkreśla dziennikarka.
W tej sprawie zawiadomienie do śródmiejskiej prokuratury złożyło już Prawo i Sprawiedliwość. Zarzuca w nim Niesiołowskiemu, że dopuścił się groźby karalnej, zniszczenia kamery, ponadto naruszył nietykalność cielesną dziennikarki, a także uniemożliwiał jej wykonywanie czynności zawodowych. PiS chce odwołania Niesiołowskiego ze stanowiska szefa sejmowej Komisji Obrony Narodowej.

Nasz Dziennik Czwartek, 24 maja 2012, Nr 120 (4355)

Autor: au