Lekcja na miejscu kaźni
Treść
- Kilkadziesiąt lat milczenia zatarło w świadomości ludzi zbrodnie komunistyczne. Czas je przypomnieć - mówi p.o. dyrektora krakowskiego oddziału IPN Marek Lasota. Właśnie temu służy program badawczo-edukacyjny "Śladami zbrodni". Ogólnopolski projekt, który ma także wymiar dokumentacyjny, Instytut Pamięci Narodowej realizuje już od początku roku. Natomiast program adresowany przede wszystkim do uczniów gimnazjów, szkół ponadgimnazjalnych i studentów rozpoczął się we wrześniu. Już niedługo ruszy w całym kraju akcja reklamująca ten projekt. - Nie ma mowy o uczeniu nienawiści - jak napisała jedna z gazet. Ten program uczy zamiłowania do historii i bycia detektywem w czasie - mówi "Dziennikowi Polskiemu" Marek Lasota. - Oczywiście taka eksploracja przeszłości jak rozmowa z więźniami, którzy cudem uniknęli rozstrzelania przez Urząd Bezpieczeństwa niesie ze sobą ryzyko zetknięcia się z dramatycznymi wydarzeniami, które budzą emocje. Gdyby jednak uznać taki program za lekcję nienawiści, musielibyśmy też przyjąć, że obowiązkowe dla wielu uczniów wyjazdy do obozu Auschwitz są swego rodzaju lekcją nienawiści, a nikt nie ma wątpliwości, że chodzi o coś innego. Program, do udziału w którym IPN zaprasza nauczycieli i oferuje im specjalne szkolenie oraz biuletyn, ma budować także więzi regionalne oraz uczyć patriotyzmu. W niektórych szkołach takie inicjatywy już podjęto. Jeden z wielickich nauczycieli wraz ze swymi podopiecznymi "namierzył" już np. siedzibę NKWD. Chodzi o to, by młodzi ludzie mogli dowiedzieć się, iż w zwykłych - zdawałoby się - kamienicach, między słoikami czy węglem w piwnicy znajdują się dramatyczne napisy wyryte w ścianach przez osoby, które przed laty znalazły tu miejsce kaźni. Chodzi także o gromadzenie fotografii tego rodzaju budynków czy odszukanie miejsc pochówku osób zamordowanych przez aparat bezpieczeństwa czy nagrywanie relacji świadków dramatycznych wydarzeń. Marek Jończyk z kieleckiej delegatury krakowskiego IPN mówi o tym, iż na Kielecczyźnie zachowała się np. cela straceń czy ślad po szubienicy w siedzibie Urzędu Bezpieczeństwa. Podobnych miejsc jest wiele. - Realizacja takiego programu to nasz obowiązek, zwłaszcza wobec ofiar i ich rodzin - dodaje. Dlatego, jak stwierdza Dariusz Gorajczyk z Biura Edukacji Publicznej krakowskiego instytutu, historycy mają nadzieję, iż szczególnie nauczyciele i media będą sojusznikami IPN. A projekty młodych ludzi zaowocują także spektaklami teatralnymi i innymi publicznymi prezentacjami ich odkryć. A że jest co odkrywać, nie ma wątpliwości obecny na wczorajszej konferencji prasowej Dariusz Walusiak, dokumentalista i dziennikarz, który opowiadał o trudnościach, jakie napotkała jego ekipa w Krakowie, gdy próbowała sfilmować jedno z takich miejsc kaźni - fort Lunetę Warszawską. Dziś mieści się tam hurtownia, a jej właściciel nie godzi się na kręcenie tam zdjęć. - Takie miejsca to nadal często temat tabu - podkreśla Walusiak. Nadal są też trudności choćby z ustaleniem siedzib placówek aparatu bezpieczeństwa. W pozostałej po nich dokumentacji nie ma bowiem adresów. Czasem potrzebne dane udaje się znaleźć historykom np. w książce telefonicznej z 1945 r., gdzie jeszcze tego rodzaju informacje były. W innych wypadkach rozmowy z lokalnymi mieszkańcami prowadzą nierzadko do interesujących odkryć. Program edukacyjny zaplanowano na cały rok szkolny. Organizatorzy projektu mają też nadzieję, że dokumentacją takich miejsc i wydarzeń z naszej historii zainteresują się nie tylko ci, którzy noszą szkolne mundurki. - Czy świadkiem historii może być były funkcjonariusz UB? - pytał jeden z dziennikarzy. - Oczywiście, pod warunkiem, że zechce powiedzieć prawdę. Problem w tym, że jeśli się na to zdecyduje, zwykle musi liczyć się z wizytą prokuratora - odpowiedział Marek Lasota. (EŁ) "Dziennik Polski" 2007-10-09
Autor: wa