Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Lekarze popierają PiS

Treść

Minister zdrowia Ewa Kopacz twierdzi, że nie ma powodów do niepokoju w związku z wejściem w życie nowego prawa dotyczącego czasu pracy lekarzy: chorzy mają zapewnioną opiekę i nie doszło do realizacji czarnego scenariusza w postaci zamykania oddziałów lub całych szpitali. Lekarze i dyrektorzy twierdzą, że sytuacja wcale nie jest taka dobra i jeśli ministerstwo nie podejmie odpowiednich decyzji, to najdalej za kilka miesięcy dojdzie do paraliżu lecznictwa zamkniętego. Co więcej, Ogólnopolski Związek Zawodowy poparł projekt PiS, aby wysokość składki zdrowotnej w ciągu kilku lat wzrosła do 13 proc., czemu jest zdecydowanie przeciwny resort zdrowia. - Zwiększenie nakładów publicznych na ochronę zdrowia do 6 proc. PKB jest konieczne, jeżeli chce się zachować w ochronie zdrowia zasadę solidaryzmu społecznego, czyli sytuację, że istotna część świadczeń zdrowotnych dostępna jest bezpłatnie - uważa OZLL. Związkowcy dodają, że "przekazanie ok. 4 mld złotych z Funduszu Pracy na NFZ, co zapowiadał poprzedni rząd, mogło stanowić bardzo istotny element doraźnej poprawy sytuacji w ochronie zdrowia, który dałby czas na przygotowanie właściwych kroków reformujących system opieki zdrowotnej. Zdaniem OZZL, rezygnacja z tej możliwości przez obecny rząd jest kompletnie niezrozumiała". Poza tym lekarze ponawiają postulat współpłacenia za niektóre świadczenia zdrowotne przez pacjentów, demonopolizację NFZ, wprowadzenie rzeczywistej konkurencji między placówkami ochrony zdrowia i przekształcenie zakładów opieki zdrowotnej w spółki prawa handlowego. Istotne jest także przyjęcie ustawy o koszyku świadczeń gwarantowanych. Z kolei medycy z mazowieckiego oddziału OZZL wystosowali list otwarty do minister zdrowia Ewy Kopacz, w którym apelują o to, aby szefowa resortu zaangażowała się "w rozwiązanie problemów, jakie powstały w szpitalach po 1 stycznia, kiedy zaczęły obowiązywać nowe przepisy ograniczające czas pracy lekarzy". Maciej Jędrzejowski, przewodniczący OZZL na Mazowszu, podkreślił, że sytuacja w szpitalach jest dużo poważniejsza, niż wynika to z informacji przekazywanych przez ministerstwo. - Dzisiaj mija dopiero trzeci dzień obowiązywania nowej ustawy i prawdziwe problemy rozpoczną się w połowie stycznia, gdy lekarze zaczną odbierać sobie wolne godziny za pracę ponad ustawowy limit i wtedy powstaną bardzo duże luki w grafikach dyżurów - stwierdził na wczorajszej konferencji prasowej dr Jędrzejowski. Jednocześnie mazowieccy lekarze powołali wojewódzki zespół negocjacyjny, który ma odpowiadać za negocjacje medyków ze szpitalami. Trudne negocjacje Dyrektorzy placówek z całego kraju narzekają zwłaszcza na niskie kontrakty z NFZ. W dalszym ciągu kontraktów nie podpisało pięć szpitali z Częstochowy i okolic, które nie zgadzają się na propozycje NFZ. Fundusz twierdzi, że nie mogą przyjmować chorych poza przypadkami ratowania życia. Negocjacje mają być jednak prowadzone. Radomski Szpital Specjalistyczny dostał co prawda 1,5 zł więcej za jeden punkt niż w 2007 r., ale NFZ zmniejszył liczbę punktów i kontrakt będzie niemal taki sam jak w tamtym roku. Podobnie jest w wielu innych placówkach. W większości szpitali nadal nie rozwiązano sprawy czasu pracy lekarzy. W Instytucie Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi zawarto wczoraj po południu porozumienie z dyrekcją w sprawie podwyżek i czasu pracy - po południu lekarze będą pracować w ramach nadgodzin. Medycy mają zarabiać 4,5 tys. zł brutto, a od 1 lipca równowartość dwóch średnich krajowych (ponad 6 tys. zł). Z kolei lekarze z warszawskiego Instytutu Matki i Dziecka weszli w spór zbiorowy z dyrekcją placówki. W IMiD miał być wprowadzony równoważny czas pracy, na co nie chcą przystać lekarze, którzy twierdzą, że tę zasadę wprowadzono bez konsultacji z nimi, a poza tym jest to niezgodne z prawem. Na Podlasiu najtrudniejsza sytuacja jest w Szpitalu Wojewódzkim w Suwałkach, w którym z powodu braku lekarzy wstrzymano planowe zabiegi, gdzie kilkudziesięciu lekarzy wypowiedziało umowy na dyżury kontraktowe. Wypowiedzenia złożyli głównie anestezjolodzy, neurolodzy i kardiolodzy. Z powodu niemożliwości zorganizowania pełnych lekarskich obsad na dyżurach Dariusz Górski, dyrektor suwalskiego szpitala, nakazał wstrzymać planowe zabiegi. - Lekarze chcą dużych podwyżek, a szpital nie podpisał nawet jeszcze kontraktu z NFZ - powiedział Górski. Przyjmowani są jedynie pacjenci w stanie ciężkim. Mianem "chaosu" określają sytuację panującą obecnie w ich placówce lekarze ze Szpitala Wojewódzkiego w Łomży. Jeszcze niedawno miały tu miejsce dwa strajki, najpierw lekarski, potem pielęgniarski. Teraz sytuacja nie jest o wiele lepsza. Lekarze o czasie i miejscu swojej pracy dowiadują się w ostatniej chwili. Niektórzy z nich przenoszeni są na oddziały, na których nigdy wcześniej nie pracowali i nie mają do tej pracy odpowiedniego przygotowania. Pomimo to wszystkie oddziały i przychodnie działają - oprócz ortopedycznej, gdzie brakuje lekarzy. Normalnie pracują natomiast dwa największe szpitale w województwie podlaskim, tj. Szpital Wojewódzki w Białymstoku oraz tamtejszy Szpital Kliniczny. Jednak również tam problem lekarskich dyżurów nie został jeszcze rozwiązany. Akcję protestacyjną rozpoczęli pracownicy szpitala Samodzielnego Publicznego Zespołu ZOZ w Sierpcu na Mazowszu. Oflagowali oni budynek placówki, domagając się podwyżki płac i zaniechania zwolnień. Krzysztof Losz Współpraca Adam Białous "Nasz Dziennik" 2007-01-04

Autor: wa