Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Lekarz niezłomny

Treść

Zdjęcie: arch. rodzinne/ -

Matki, którym w najważniejszych chwilach życia – przyjściu na świat ich dzieci – towarzyszył i pomagał prof. Bogdan Chazan, nieczęsto goszczą w mainstreamowych mediach. Ich świadectwa rujnują konstruowany tam obraz profesora jako katolickiego fundamentalisty, przed którym obronią polskie kobiety Hanna Gronkiewicz-Waltz wraz z Wandą Nowicką, czy Donald Tusk do spółki z Leszkiem Millerem i Januszem Palikotem.

– Wiadomość, że pan profesor nie będzie dyrektorem Szpitala Świętej Rodziny, bardzo mnie dotknęła, czuję wewnętrzną gorycz i smutek – wyznaje pani Anna, matka czworga dzieci, nad których urodzeniem czuwał prof. Chazan. – Są w Polsce ludzie, którzy mają na sumieniu naprawdę dużo, lecz włos im z głowy nie spada, bo podobno „takie mamy prawo”. A człowieka, który cały poświęca się ratowaniu ludzkiego życia, traktuje się jak nieomal przestępcę. Zadaję sobie pytanie, w jakim kraju żyję. Jako matka przeżywam to chyba podwójnie, bo pan profesor zawsze był mi niezwykle i w tak całkowicie bezinteresowny sposób bliski.

Gorący telefon profesora

Kontakty pani Anny z prof. Chazanem sięgają 2003 roku. Rok wcześniej na skutek intrygi feministek i lekarzy-aborcjonistów lekarz został zawieszony w pełnieniu funkcji kierownika Kliniki Położnictwa i Ginekologii w Instytucie Matki i Dziecka. Oskarżono go – skąd my to znamy – o odmówienie wykonania aborcji chorego dziecka. Gdy okazało się, że matka nakłaniana przez innych lekarzy do zabicia dziecka sama prosiła profesora o donoszenie ciąży, komisja odpowiedzialności dyscyplinarnej oczyściła go z tych zarzutów.

Do Instytutu już nie wrócił, a wkrótce eseldowski minister zdrowia odwołał go również ze stanowiska konsultanta krajowego w dziedzinie położnictwa i ginekologii.

– Słyszałam o tych kłopotach pana profesora i właśnie jego stosunek do aborcji i zapłodnienia in vitro sprawił, że postanowiłam obdarzyć go zaufaniem – wskazuje pani Anna. – Nie zawiodłam się.

Urodziła pod opieką prof. Chazana czworo dzieci. I choć profesor bezpośrednio nie uczestniczył w jej porodach, gdyż wszystkie dzieci rodziła w nocy, gdy nie było go na dyżurze, to już po porodzie zawsze znalazł czas, by dowiedzieć się, jak się czuje, sprawdzić stan zdrowia mamy i dziecka.

– Byłam zwykłą pacjentką, bez żadnych prywatnych płatnych wizyt – zapewnia pani Anna. – Profesor po prostu tak rozumie swoją pracę. Ona nie trwa od godz. 8.00 do 16.00, ale zawsze, gdy trzeba, jest dostępny pod telefonem, bo co charakterystyczne, sam bez najmniejszych oporów podaje swój numer i zachęca, by dzwonić, gdyby działo się coś niepokojącego.

Pani Iwona, również wieloletnia pacjentka prof. Bogdana Chazana, uważa, że gorąca linia telefoniczna z profesorem uratowała życie jej synowi Antkowi.

– To była moja trzecia ciąża i przebiegała początkowo w sposób wręcz książkowy – opowiada kobieta. – Prowadził ją inny lekarz, pracujący zresztą w szpitalu na Madalińskiego. Kłopoty zaczęły się w czasie weekendowego wyjazdu na Mazury w 25. tygodniu ciąży. Pojawiło się silne krwawienie, na co lekarz w pobliskim szpitalu w Sokółce nie potrafił adekwatnie zareagować. Powiadomiony prof. Chazan sam zatelefonował do pani Teresy i poprosił o przekazanie telefonu lekarzowi.

– Po tej interwencji zmieniono mi leki, wykonano USG, przewieziono do szpitala w Białymstoku, gdzie spędziłam tydzień, a po powrocie zameldowałam się w szpitalu na Madalińskiego, gdzie profesor osobiście się nami zajął i w rezultacie urodziłam w 32. tygodniu ciąży całego i zdrowego Antka – opowiada pani Iwona. – Uważam, że to pan profesor uratował mu życie, bo bez jego pomocy urodziłby się w 25. tygodniu ciąży, z małymi szansami na przeżycie.

Najwyższy poziom

Matki korzystające z opieki medycznej w Szpitalu im. Świętej Rodziny podkreślają wspaniałe warunki, jakie stworzył profesor Chazan dla swoich pacjentów. Dotyczy to zarówno wyposażenia, jak i personelu.

– Jedyny szpital, z jakim miałam wcześniej do czynienia, bardzo źle zapisał się w mojej pamięci i nawet rozważałam rodzenie w domu, bo bałam się przedmiotowego traktowania i opryskliwego personelu – przyznaje pani Aleksandra, która niecały miesiąc temu urodziła w klinice na ul. Madalińskiego swoje pierwsze dziecko. – Dobrze się stało, że rodziłam w szpitalu u prof. Chazana, bo mój poród okazał się trochę bardziej skomplikowany, niż myślałam. Ale spotkałam się tam z najwyższym poziomem opieki. Nie wyobrażałam sobie, że szpital może tak funkcjonować, posiadać taki zespół ludzi, którzy są tam naprawdę właśnie po to, żeby wspierać matkę i jej dziecko.

Przede wszystkim jednak pani Aleksandra jest zachwycona samym dyrektorem szpitala, który ujął ją delikatnością i taktem.

– Jest profesorem w najlepszym tego słowa znaczeniu, co oznacza wysoki poziom kultury, ogromną wiedzę, nienarzucający się, a jednocześnie mający do zaproponowania najlepsze rozwiązanie problemów towarzyszących kobiecie w stanie błogosławionym, sposób badań i konsultacji medycznej – wylicza. – Myślę, że takiego człowieka to szukać ze świecą.

Wspaniała marka szpitala położniczego na ul. Madalińskiego to głównie efekt przekształceń ostatniej dekady. Wcześniej pani Iwona miała o tej placówce jak najgorsze zdanie, gdyż uważa, że o mało nie uśmiercono tu w 1999 r. jej pierwszego dziecka.

– Urodziło się zdrowe i w terminie, ale nikt nie znalazł dla nas czasu, by zbadać i stwierdzić, że ja nie mam pokarmu, a dziecko jest odwodnione – wspomina traumatyczne chwile. – W rezultacie dziecko z wstrzymaniem akcji serca i niedotlenieniem trafiło na intensywną terapię na dwa tygodnie, gdzie ratowano go różnymi zabiegami w rodzaju punkcji itp. Później okazało się, że to było odwodnienie na skutek niedopatrzenia lekarzy. Wystarczyło mu podać zwykłą kroplówkę.

Zdaniem pani Iwony, dopiero gdy prof. Chazan przejął szpital, rozpoczął się jego dynamiczny rozwój. Sprowadził lekarzy – znakomitych specjalistów, doprowadził do rozbudowy, zadbał o nowoczesne wyposażenie najwyższej klasy. Dzięki niemu w szpitalu działa np. onkologia kobieca, bardzo potrzebny, lecz i kosztowny oddział, którego inne szpitale raczej wolałyby się pozbyć niż go rozwijać.

– Mam przed oczami, jak ten szpital wyglądał w 1999 r. i po latach, gdy rodził się mój najmłodszy syn Antek – podkreśla pani Iwona. – To jest niesamowite, że z człowieka, który ma pasję, wiedzę, pozycję zawodową, pracuje ofiarnie tyle lat i osiąga wspaniałe wyniki, próbuje się zrobić jakiegoś wroga publicznego, wręcz potwora. A ja tak kulturalnego, ciepłego i przejmującego się sprawą kobiety w ciąży i jej problemami lekarza nie spotkałam nigdy. Przykro mi, że takiego człowieka spotykają takie przykrości, i to już po raz kolejny. Może kogoś zaczęło kłuć w oczy, że można tak dobrze zarządzać szpitalem? – zastanawia się pani Iwona.

Pacjent jest ważny

Historia pani Patrycji to z jednej strony żywy przykład naciągania kobiet przez prywatne ośrodki in vitro, z drugiej – możliwości, jakie daje naprotechnologia.

Kobieta przez cztery lata miała problemy z poczęciem dziecka. Proponowano jej in vitro, ale na szczęście zamiast poddać się tej procedurze, zgłosiła się do prof. Bogdana Chazana.

– Profesor uspokoił mnie i zaproponował serię badań, by wykluczyć różne powody niemożności zajścia w ciążę, czego zaniechano w klinice, do której się początkowo udałam – opowiada pani Patrycja.

To podejście przyniosło zadowalający efekt. Dzięki operacji usunięcia polipów pani Patrycja w sposób całkowicie naturalny zaszła w ciążę i monitorowana przez prof. Chazana w Szpitalu Świętej Rodziny w listopadzie ubiegłego roku urodziła zdrowe, piękne dziecko: 10 punktów na 10!

– Wobec tych wszystkich zasług profesora, to, co dziś wobec niego robią różni politycy czy dziennikarze, to jest po prostu świństwo –uważa pani Patrycja. – Przecież ten szpital był w dramatycznym stanie. Pamiętam, jak wyglądał ponad sześć lat temu, gdy byłam tam w całkiem innej sprawie. Gdy przed dwoma laty poszłam do profesora ze swoim problemem, przeżyłam pozytywny szok – to było całkiem inne miejsce. Już nie wspomnę, że ludzie naprawdę z całej Polski garną się do niego na wszelkiego rodzaju konsultacje. A ilu celebrytów tam można spotkać. Nie mówi się, jak wiele ten człowiek zrobił dobrego dla dzieci, dla matek, dla rodzin, dla Polski. Zawsze stara się pomóc drugiemu człowiekowi, bez względu na to, czy jest to osoba sławna, czy „zwykły” człowiek.

Aborcyjny totalitaryzm

Pani Marta, prawnik i od 10 lat pacjentka prof. Chazana, trafiła pod jego opiekę, jak podkreśla, „z ulicy, bez żadnej rekomendacji”. To, czym ją najbardziej ujął, to absolutna kompetencja i zarazem łagodność, spokój psychiczny, którym „zaraża” otoczenie.

– Potrafił mnie przekonać, że nie ma się co stresować, wzbudził we mnie poczucie bezpieczeństwa dla mnie i dziecka, które nosiłam – wspomina.

Wraz z małżonkiem nie mieli wątpliwości, że z kolejnymi dziećmi, które planowali, też udadzą się po pomoc do profesora. Po urodzeniu Janka i Justyny małżeństwo przeżyło dramat. Z trzecią ciążą od początku były problemy i w 3. miesiącu nastąpiło poronienie dziecka.

– Cały czas byliśmy otoczeni bardzo troskliwą opieką w Szpitalu Świętej Rodziny przez pana profesora i panią Hannę Kulczycką – wspomina z wdzięcznością pani Marta. – Byli z nami, dodawali ducha, uczestniczyli w nabożeństwie i pochówku na służewskim cmentarzu i chyba dzięki temu w bardzo spokojny sposób przeszliśmy przez śmierć naszego malutkiego dzieciątka.

W szpitalu na Madalińskiego przyszło na świat również czwarte dziecko pani Marty. W czasie ciąży wystąpiły pewne problemy, ale dzięki fachowej opiece profesora doczekała się szczęśliwego finału w postaci narodzin córeczki, która obecnie ma trzy lata.

– Dziękuję panu profesorowi za to, że był w tych trudnych momentach z nami, że był dla nas prawdziwym lekarzem niezłomnym – podkreśla pani Marta. – To, co z nim dziś wyprawia ta dzicz, bo trudno tu o inne określenie, jest dla mnie czymś przerażającym. Myślę, że każda matka po prostu życzyłaby sobie takiego lekarza, który daje jej poczucie bezpieczeństwa i ochronę dla niej i dziecka, który nie selekcjonuje pacjentek.

Zastanawiając się nad nagonką władz na profesora Chazana, a przede wszystkim ministra zdrowia, który przecież tak jak profesor powinien stać na straży życia i zdrowia, pani Marta dochodzi do wniosku, że bezpardonowe ataki na dyrektora Szpitala Świętej Rodziny i próba usunięcia go ze stanowiska to początek zakrojonej na szeroką skalę walki ideologicznej. – To atak na nasze prawa do wolności myśli, sumienia, religii oraz zmuszanie do działań sprzecznych z naszą etyką – dodaje kobieta.

– Posłużono się tym konkretnym przypadkiem, ale tu chodzi o szersze zjawisko, o dyktat nowej ideologii, kontrkultury śmierci, szerzącej się w Europie. Oni chcą wszędzie przejąć władzę. Tak powstaje nowy totalitaryzm. Jestem pełna obaw o przyszłość naszych dzieci. Jako katolicy musimy bronić swych praw, które wynikają z powszechnych praw człowieka. Musimy walczyć o profesora Chazana i Szpital Świętej Rodziny, bo profesor i jego szpital stały się jakby symbolem i wzorem objęcia matki i dziecka od poczęcia najlepszą opieką.

Adam Kruczek
Nasz Dziennik, 18 lipca 2014

Autor: mj