Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Lekarz, czyli "lecznica spółka z o.o."

Treść

Zakaz podwójnych kontraktów z Narodowym Funduszem Zdrowia skłonił lekarzy do masowego zakładania spółek z osobowością prawną. Lekarze obchodzą przepisy, NFZ udaje, że ich kontroluje - tak można opisać sytuację na rynku kontraktowania usług medycznych przez Fundusz. Brak jasno sformułowanych zasad rozdziału sfery publicznej i prywatnej w służbie zdrowia prowadzi do absurdów i uniemożliwia skuteczną kontrolę wydatków NFZ. Gdy w całym kraju pacjenci czekają w kolejkach do lekarza - lekarze ze szpitali i poradni ustawiają się w kolejkach do prawników, aby utworzyć spółki jawne i zarejestrować je w Krajowym Rejestrze Sądowym. Jeśli medycy nie zdążą, NFZ nie podpisze z nimi kontraktu na świadczenie usług, chyba że zrezygnują z pracy w placówce zdrowotnej finansowanej przez NFZ. Całe zamieszanie spowodował art. 132 ust. 3 ustawy z 2004 r. o świadczeniach zdrowotnych finansowanych ze środków publicznych, który zakazuje Narodowemu Funduszowi Zdrowia zawarcia umowy o świadczenie usług medycznych z lekarzem, pielęgniarką, położną lub inną osobą wykonującą zawód medyczny, a także z psychologiem, jeśli wykonują już takie usługi u innego świadczeniodawcy posiadającego umowę z NFZ.
"Jeżeli świadczeniodawcą jest podmiot będący osobą fizyczną, który jednocześnie udziela świadczeń opieki zdrowotnej u świadczeniodawcy będącego stroną umowy zawartej z Funduszem, nie jest możliwe zawarcie umowy z tą osobą fizyczną. Dotyczy to odpowiednio wspólników spółek cywilnych i osób będących dotychczas organami założycielskimi dla niepublicznych zakładów opieki zdrowotnej" - takie stanowisko przesłał 23 września br. do świadczeniodawców Warmińsko-Mazurski Oddział Wojewódzki NFZ, który właśnie przygotowuje się do zawarcia nowych kontraktów. Wezwał w piśmie lekarzy chcących ubiegać się o kontrakt, aby "dostosowali swoją działalność" do ustawy w taki sposób, żeby można było te kontrakty podpisać.

Szturm na kancelarie
- Prowadzę prywatną poradnię specjalistyczną, która posiada kontrakt z NFZ. Teraz, żeby zawrzeć nowy kontrakt, będę musiała zrezygnować z pracy w poradni szpitalnej - twierdzi lekarka z Warmińsko-Mazurskiego.
- Pismo NFZ spowodowało, że obecnie lekarze specjaliści z reguły rejestrują spółki jawne lub spółki z ograniczoną odpowiedzialnością - mówi prawnik, do którego trafiają medycy. Koszty związane z założeniem spółki i zarejestrowaniem jej w KRS kancelaria prawna szacuje na mniej więcej 2,5 tys. złotych. Sporo czasu zajmują formalności związane z uruchomieniem przez lekarza własnego biznesu - podpisanie umowy w formie aktu notarialnego, zdeponowanie kapitału założycielskiego na koncie spółki, rejestracja w KRS, ZUS, GUS (regon) i urzędzie skarbowym (NIP), rejestracja dla potrzeb VAT, zgłoszenie do Państwowej Inspekcji Pracy oraz do Państwowej Inspekcji Sanitarnej. Pokonanie tych procedur zajmuje ponad miesiąc.
- W praktyce nic się nie zmienia, tylko lekarz z osoby fizycznej przekształca się w osobę prawną - podkreśla radca prawny.
- Zakaz podwójnych kontraktów funkcjonuje od początku, od chwili wprowadzenia powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego, więc dla nikogo nie powinien być zaskoczeniem - podkreśla Andrzej Troszyński, rzecznik NFZ. - Ustawodawcy chodziło o transparentność w wydawaniu publicznych pieniędzy. Gabinet prywatny nie może mieć kontraktu z NFZ, jeśli prowadzący go lekarz świadczy usługi medyczne w publicznej lub niepublicznej placówce zdrowotnej w ramach umowy o pracę, umowy-zlecenia lub umowy o dzieło - wyjaśnia istotę zakazu poseł Bolesław Piecha, szef sejmowej Komisji Zdrowia. - Zakaz zmierza do tego, aby wyeliminować niejasne sytuacje, np. przypadki przerzucania przez lekarza kosztów diagnostyki pomiędzy szpitalem a gabinetem prywatnym, słowem - chodzi o oddzielenie sfery prywatnej i publicznej - tłumaczy.
Zakazem podwójnego kontraktowania objęte są osoby fizyczne, a więc dotyczy on lekarzy i spółek pozbawionych osobowości prawnej, nie rozciąga się natomiast na osoby prawne. Dlatego popularnym wśród lekarzy sposobem na jego obejście stało się tworzenie niepublicznych zakładów opieki zdrowotnej, które mają osobowość prawną. Lekarze specjaliści mogą zatem udzielać w nich porad, pracując jednocześnie w szpitalu czy publicznej przychodni. Nic dziwnego, że niepubliczne ZOZ-y wyrastały po 1999 r. jak grzyby po deszczu. Od gabinetów prywatnych różni je także to, że muszą spełniać wyższe wymagania oraz podlegają wpisowi do publicznego rejestru prowadzonego przez wojewodę (specjalistyczne gabinety prywatne wpisywane są do rejestrów prowadzonych przez izby lekarskie, czyli samorząd zawodowy). Ale i na sam zakaz z art. 132 ust. 3 NFZ dotychczas patrzył przez palce. Powszechną praktyką było na przykład, że lekarz specjalista przyjmował pacjentów w szpitalu w ramach kontraktu z Funduszem, a jednocześnie sam lub z innymi lekarzami w ramach spółki cywilnej lub partnerskiej udzielał w prywatnej poradni świadczeń medycznych finansowanych przez NFZ. Na tę niezgodną z literą ustawy praktykę zwróciła uwagę Najwyższa Izba Kontroli.
- Podczas kontroli finansowej NFZ w 2009 r. NIK stwierdziła, że oddziały wojewódzkie NFZ zawarły umowy o udzielanie świadczeń opieki zdrowotnej z 46 lekarzami prowadzącymi indywidualne praktyki lekarza rodzinnego lub praktyki specjalistyczne, chociaż lekarze ci byli zatrudnieni u innego świadczeniodawcy. Stanowiło to naruszenie art. 132 ust. 3 ustawy o świadczeniu opieki zdrowotnej, tzw. konflikt personelu - poinformował rzecznik NIK Paweł Biedziak. NIK zaleciła po kontroli, aby oddziały wojewódzkie NFZ analizowały na bieżąco dane zawarte w systemach informatycznych w celu eliminacji podwójnych kontraktów z NFZ. Dlatego teraz wojewódzkie Fundusze zaczęły uważniej przyglądać się świadczeniodawcom ubiegającym się o kontrakty, a warmińsko-mazurski oddział NFZ rozesłał do lekarzy cytowane wyżej pismo, w którym wzywa ich do "dostosowania się".

Prawo na papierze
Tajemnicą poliszynela jest, że zakaz podwójnych kontraktów z NFZ można łatwo obejść, tworząc jednoosobowe spółki z osobowością prawną, co skądinąd sam NFZ sugeruje lekarzom. W tej sytuacji kontrola NFZ jawi się jako czcza formalność, a zmuszanie lekarzy do tworzenia spółek - jako zbędna mitręga.
- Tak sformułowany zakaz nie ma sensu. Wprowadza tylko zamieszanie, a i tak nie jest przestrzegany - zauważa Piecha.
Niejasny sposób wskazania adresatów przepisu powoduje, że jest on szerzej lub wężej interpretowany przez lekarzy i poszczególne oddziały NFZ. Nie wiadomo, jak traktować lekarzy, którzy świadczą usługi w niepublicznych placówkach medycznych prowadzonych przez spółki cywilne, które podpisały kontrakt z Funduszem. Czy będą oni mogli zawierać równolegle własne kontrakty z NFZ?
- Ten przepis przerzuca na lekarzy naturalny konflikt interesów, jaki zachodzi pomiędzy szefami placówki publicznej i prywatnej. Zamiast konkurencji między placówkami lekarzowi każe się wybrać jedno miejsce pracy - uważa Grzegorz G., lekarz specjalista II stopnia z publicznego szpitala klinicznego. - Chodzi o to, aby szefowie placówek nie podkupowali sobie nawzajem specjalistów - dodaje.
Tymczasem w sąsiednich Niemczech lekarz, który ma gabinet prywatny, bezwzględnie musi się pożegnać z pracą w placówce finansowanej ze środków publicznych oraz z refundacją recept. Podobne rozwiązanie funkcjonuje z powodzeniem w Czechach. Dlaczego w polskiej służbie zdrowia nie udało się oddzielić sfery finansów publicznych od prywatnych? Z powodu nacisku różnych grup interesu. - Wyłom spowodowała refundacja recept wystawianych w gabinetach prywatnych - uważa Bolesław Piecha.
Małgorzata Goss

Nasz Dziennik Poniedziałek Wtorek, 4 października 2011, Nr 231 (4162)

Autor: au