Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Lato po Listkiewiczu

Treść

Grzegorz Lato, jeden z najlepszych polskich piłkarzy w historii, król strzelców mundialu w 1974 roku, były senator Sojuszu Lewicy Demokratycznej, został wczoraj nowym prezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej. W wyścigu o schedę po Michale Listkiewiczu, najdłużej w dziejach urzędującym sterniku, wyprzedził Zdzisława Kręcinę i Zbigniewa Bońka. Bliski współpracownik Listkiewicza, prominentny członek zarządu centrali obiecał zmiany, walkę z korupcją i odnowę wizerunku związku, ale raczej trudno się spodziewać, by zburzył dotychczasowy porządek rzeczy. Czwartek, 30 października, miał być długo wyczekiwanym dniem zmian w polskim futbolu. Im było jednak bliżej, tym bardziej topniało grono optymistów wierzących, że do związku trafi nowe. Lepsze. Prognozy i przypuszczenia wskazywały, że Listkiewicza najprawdopodobniej zastąpi ktoś podobnie myślący, o zbliżonej filozofii przewodzenia naszej piłce. Jeszcze przed dwoma tygodniami faworytem wydawał się sekretarz generalny centrali, czyli Kręcina - nieoficjalnie namaszczony na to stanowisko przez samego Listkiewicza. Wszystko się zmieniło, gdy musiał odbyć przymusową podróż do Wrocławia, by złożyć zeznania przed prokuratorem oskarżającym go o niegospodarność. Choć do niczego się nie przyznał i cały czas czuł się niewinny, wczoraj na Walnym Zgromadzeniu Sprawozdawczo-Wyborczym ten temat powrócił, i to z niespodziewanej strony, podczas przemówienia gościa, członka Komitetu Wykonawczego UEFA i zarazem szefa Ukraińskiej Federacji Piłkarskiej Hryhorija Surkisa. Bliski przyjaciel... Listkiewicza zasugerował wprost, że prezesem powinien zostać "człowiek Zachodu, który będzie dobrze współpracował z władzą". Choć nie dodał, kogo miał na myśli, wszyscy zebrani popatrzyli w stronę Bońka. Jak się później okazało - Ukrainiec wyświadczył mu tym samym niedźwiedzią przysługę. To nie był jednak koniec popisów Surkisa, za chwilę ewentualny wybór Kręciny uznał za "tragedię dla PZPN, tragedię dla Polski i Ukrainy". Ogromną większość delegatów tymi słowami zmieszał i zszokował. Wystąpienie Surkisa było największym, ale nie jedynym zgrzytem zjazdu. Same obrady zaczęły się zresztą ze znacznym poślizgiem i choć szybko pojawiły się oficjalne przyczyny (śnieg w Zurychu, opóźnienie wylotu samolotu wiozącego obserwatorów FIFA), każdy widział Latę i Bońka udających się w kuluary, by coś wspólnie gorąco przedyskutować. Od razu zrodziło to podejrzenia, że obaj się zmówili, ułożyli, czemu dał wyraz jeden z czterech kandydatów, Tomasz Jagodziński. Swymi spostrzeżeniami podzielił się chwilę po tym, jak oficjalnie zrezygnował z wyścigu o schedę po Listkiewiczu. Głośno było także o sprawie Sylwestra Cacka, właściciela Widzewa Łódź, który na zjeździe miał reprezentować... Cracovię. Ostatecznie okazało się, że z tego powodu nie przysługuje mu tytuł delegata i co za tym idzie - nie mógł wziąć udziału w głosowaniu, co było brzemienne w skutkach. A poza tym zjazd długo przebiegał spokojnie i wręcz sielankowo. Ustępujący prezes dziękował swym zwolennikom i przeciwnikom, chwalił odchodzące władze. - Możemy to czynić z podniesioną głową. Ten zarząd spisał się dobrze, bo obronił niezależność i godność związku - powiedział były już prezes. Do kogo skierował te słowa, łatwo się domyślić, zresztą takich niebezpośrednich nawiązań do wydarzeń sprzed kilku tygodni, kolejnej wojny futbolowej, kuratora nie brakowało. Choć nie stwierdził niczego wprost, obwieścił, że FIFA i UEFA też mają swoją cierpliwość i "nie będą nam ciągle pomagały". Wypowiedzi Listkiewicza wzbudzały (czy to mogło dziwić?) aplauz delegatów, ci w pewnym momencie wystąpili z propozycją przyznania mu tytułu honorowego prezesa (drugiego w powojennej historii PZPN, po Kazimierzu Górskim). - Jestem wzruszony, ale proszę o wstrzymanie się z tą decyzją do następnego roku, gdy związek będzie obchodził 90-lecie powstania - odpowiedział. Skromnie, pokornie, jak zwykle. Prezentacje pozostałych trzech kandydatów - czyli Bońka, Kręciny i Laty - nie wywołały już emocji, największą uwagę skupiła oczywiście odpowiedź sekretarza związku na słowa Surkisa. - Można wysnuć wniosek, że ktoś chciał ingerować w nasz niezawisły wybór - przyznał. Wszyscy pretendenci mówili mniej więcej to samo - o przyszłości, potrzebie rozliczenia korupcji, szkoleniu młodzieży, godności związku itd., itd. Nic nowego, ciekawego, same ogólniki. Wreszcie rozpoczęło się głosowanie. Mało kto się spodziewał, że ostateczne wyniki przyniesie już pierwsza tura. Tak się jednak stało. Lato otrzymał 57 spośród 112 ważnych głosów, Kręcina - 36, a Boniek - zaledwie 19. Okazało się, że poparcie rządu, FIFA i UEFA zadziałało na delegatów jak płachta na byka. Boniek przepadł z kretesem (to także osobista klęska ministra sportu Mirosława Drzewieckiego), działacze nie chcieli ryzykować wyboru Kręciny, postawili zatem na tego, kto zagwarantuje spokój i nie przeprowadzi żadnej rewolucji. Wygrał Lato, a co ciekawe, o jego sukcesie już w pierwszej turze zadecydował jeden głos. Wspomniany Cacek już zapowiedział, że złoży wniosek do sądu o unieważnienie zjazdu. Czy Lato zmieni PZPN? Jako senator wyróżniał się... zupełnym brakiem aktywności, działając w związku był utożsamiany z "betonem", który na nowe patrzy niechętnie i z niepokojem. Wczoraj zapowiedział starania o poprawę wizerunku centrali, doprowadzenie do zwycięskiego końca walki z korupcją, uspokoił też tych, którzy wiedząc o jego niechęci do Leo Beenhakkera, obawiali się rychłego zwolnienia trenera. Nowy prezes postawił jednak konkretny warunek, za który selekcjonera rozliczy - awans na mundial w RPA. - Jeśli przez rok PZPN nie zmieni się na lepsze, to zrezygnuję i rozpiszę nowe wybory - powiedział. Piotr Skrobisz "Nasz Dziennik" 2008-10-31

Autor: wa